W poniedziałkowym "Dużym Formacie" polecamy reportaż o narodowcu z Lublina oskarżanym przez własne środowisko o znęcanie się nad rodziną i malwersacje finansowe. W numerze przeczytasz również poruszającą historię kobiety, której szpital odmówił wykonania aborcji mimo ciężkiej i nieuleczalnej wady płodu, reportaż o osiedlu dla katolików, które powstaje pod Krakowem oraz tekst o Barrandovie, czyli czeskim Hollywood.

W poniedziałek 23 kwietnia kolejny numer „Dużego Formatu”, a w nim:

  • Reportaż Grzegorza Szymanika, który znalazł się w niecodziennej sytuacji – narodowiec z Lublina zwrócił się do niego z prośbą o interwencję.

    – Jest pan moim śmiertelnym wrogiem – oświadczył męski głos w słuchawce. – A jednak do nikogo innego nie mogę się zwrócić o pomoc. Jestem narodowcem z Lublina. Mamy tu problem. Przewodzi tu nami paskudny człowiek. Znęca się nad rodziną, zarabia na weteranach, a sam kreuje się na wzór do naśladowania. Jest odznaczany przez państwo. Wielu z nas się to nie podoba. No, szczerze: nie znosimy gnoja. Po naszej stronie nikt tego nie opisze, nie chcą kalać gniazda. Ale ja już nie mogę patrzeć, czuję wściekłość, sumienie mi nie daje spokoju. Inaczej bym się do śmiertelnego wroga nie zwracał, czy pan to rozumie?
  •  Poruszający reportaż Katarzyny Włodkowskiej „Tu wam nikt nie pomoże”. Opisuje w nim losy kobiety, która będąc w ciąży usłyszała w gabinecie lekarza: To acrania, czyli bezczaszkowie. Wada letalna, wrodzona, nic się nie da zrobić. Jeżeli dziecko dożyje porodu, umrze w trakcie przez ucisk na otwarty mózg. Jeśli się urodzi, zostanie z wami tylko chwilę. Bardzo mi przykro.

    Mimo tej diagnozy szpital odmówił wykonania legalnej aborcji.

  • Tekst Łukasza Grzesiczaka „Czeskie Hollywood”. To opis burzliwej historii studia filmowego na praskim Barrandovie. Przez prawie 90 lat powstało w nim ponad 2500 filmów, między innymi kultowy „Amadeusz” Milosa Formana.

    Reżyser na Barrandov przywiózł ze sobą aktorów i szefów poszczególnych działów produkcji, a większość ekipy na planie stanowili Czesi. Reżyser ocenił, że co dziesiąty z nich był szpiclem. Nie obeszło się i bez wypadków. Podczas kręcenia sceny, w której Don Giovanni spotyka ducha w czarnej masce, strój aktora zaczął płonąć. Kiedy sytuacja była już dramatyczna, jeden ze strażaków nieśmiało zauważył, że nie mogą zainterweniować, póki Forman nie zakończy filmowania. „Nigdy w życiu nie byłem świadkiem większego hołdu złożonego magii filmu” – stwierdził autor „Czarnego Piotrusia”.

Reportaże "Dużego Formatu" przeczytasz w poniedziałek 23 kwietnia w "Gazecie Wyborczej"

Komentarze