Borelioza nie jest groźną chorobą i łatwo się ją leczy. A już na pewno nie zdarza się tak często, jak się słyszy. Statystyki zachorowań zawyżają testy, które dają fałszywie dodatnie wyniki - mówi dr n. med. Weronika Rymer.
Dlaczego ludzie często diagnozują się sami? Czy warto zawsze robić badania pod kątem boreliozy? Z jakimi chorobami jest często utożsamiana borelioza? Jakie ma objawy? Jak jej nie mylić z innymi dolegliwościami? Jak się ją leczy? Czy rzeczywiście jest to tak poważna choroba jak mawiają?
Dlaczego akurat borelioza awansowała na „wroga publicznego numer 1”?
– To właściwie pytanie do socjologów. Może to w jakiejś mierze kwestia efektownej, łatwo wpadającej w ucho nazwy? „Cukrzyca”, „nadciśnienie”, „otyłość” – najczęstsze obecnie choroby przewlekłe, brzmią dość banalnie. Mało kto się ich boi, ale to one prowadzą do ciężkich powikłań, kalectwa i śmierci. To ich powinniśmy się bać i zapobiegać im.
A wracając do boreliozy, jeżeli ktoś pamięta np. lata 80. i wcześniejsze – czy wtedy był jakiś wyjątkowy strach przed boreliozą i kleszczami? Nie. A przecież kleszcze i borelioza nie przybyły do nas w ostatnich latach, nie spadły nagle z kosmosu, nie podrzuciły ich nam jakieś wrogie służby. Były z nami od zawsze i naprawdę trudno wyjaśnić racjonalnie, dlaczego właśnie teraz tak bardzo zaczęliśmy się ich obawiać.
Zwróćmy też uwagę na to, że w większości krajów europejskich, na terenie których ta choroba występuje, nie ma tak wielkiego strachu i częstego podważania oficjalnych metod diagnostyki i leczenia - komentuje dr n. med. Weronika Rymer.
Rozmowa Wojciecha Moskala z dr n. med. Weroniką Rymer z Kliniki Chorób Zakaźnych, Chorób Wątroby i Nabytych Niedoborów Odpornościowych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu w piątek 13 kwietnia w "Gazecie Wyborczej"
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Dysonans poznawczy - a poza nim ignorancja i brak pokory wobec zjawiska które nie jest dobrze poznane.
Mam nadzieję, że tym razem zapytano o głos ich pacjentów..