"Można na jakąś infolinię zadzwonić, ale oni tak strasznie szybko mówią, nie lubię. A do urzędu, do administracji to trzeba mieć sprawę. Więc komu ja będę głowę zawracać. Dzwonię do zegarynki "Historie ludzi regularnie dzwoniących do zegarynki w poniedziałek 12 lutego w "Dużym Formacie", magazynie reporterów "Gazety Wyborczej"

Niezwykłe historie zwykłych ludzi - o tym piszemy w tekście „Dużego Formatu” - Halo, która godzina?
O tęsknocie za rozmową i bliskością z drugim człowiekiem, o potrzebie usłyszenia czyjegoś głosu, o nawykach, schemacie dnia, o tym, co ważne, a czego brakuje ludziom w dzisiejszych czasach. O mylnym przeświadczeniu, że zegarynka, w erze smartfonów i internetu, umarła śmiercią naturalną. O jej terapeutycznej funkcji….

Władysław, godzina jedenasta trzydzieści dwie minuty dwadzieścia sekund 
Mam taki zeszyt, jeszcze z Mostostalu, w kratkę, okładka sztywna, trwała, w nim wszyscy są. A raczej byli. Wykreślanie zaczęło się od Zbyszka, jeszcze w latach 90., zawinął się na zakładzie, zawał, tak jak stał, zaraz go nie było. Potem to poleciało. Przyjaciele, dalsi koledzy. Wykreśliłem pięciu Leszków, trzech Staszków, jednego Ernesta. Ernest to jest nietypowe imię, więc jeden. I tak szło kolejno, jeden za drugim. Każdy numer wykreślam długopisem, przy linijce. Nie gumkuję, bo to wtedy, jakby kogoś nigdy nie było. A byli, tylko odeszli. 
Po śmierci żony wykreśliłem jej koleżanki, nawet te żyjące, bo dla mnie przestały istnieć razem z Jadzią. Ona miała z nimi sprawy, herbatki, imieniny. Te sprawy się pokończyły. Wykreśliłem. Ostatnio siostrę, jeszcze w lecie. 
Już mało mam niewykreślonych, a dodawać nikogo właściwie nie dodaję. Gdzie teraz kogoś poznać. Wymienia się uprzejmości, zna się z widzenia, ale to jeszcze daleko, człowiek się nie ośmieli…..

Dokończenie tej oraz kilka innych historii ludzi dzwoniących do zegarynki w poniedziałkowym numerze „Dużego Formatu” – magazynie reporterów „Gazety Wyborczej”.

Komentarze