Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… ale nie tej, o której myślicie! „Rebel Moon" z „Gwiezdnymi wojnami" pomylić jest łatwo i niemożliwie zarazem. Paradoks, jakich wiele w kinie Zacka Snydera. Od pierwszych scen widać, że pomysł na film, który wpadł mu do głowy ponoć jeszcze na studiach, planowany był jako kolejna odsłona gwiezdnej sagi.
Snyder spotkał się z przedstawicielami Lucasfilmu na krótko po zakupie studia przez Disneya. Producenci odrzucili jego pomysł, ale reżyser się nie poddawał. Gdy po nakręceniu słabego "Człowieka ze stali" i "Batman v Superman" jego przygoda z superbohaterami DC zakończyła się na poprawionej (choć nadal niedobrej) wersji "Ligi Sprawiedliwości", reżyser podpisał wieloletnią umowę z Netflixem. Tu dostał wolną rękę i ogromne środki, by obrazy ze swojej wyobraźni przenieść na ekran.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Chyba Redaktorowi, jak Jasiowi ze znanego suchara wszystko się kojarzy z...
Oglądałem i nic...
Film średni, ale nie ma dramatu. Da się obejrzeć i zęby nie bolą.