- Małe zakratowane okienko, najczęściej pojedyncza cela. Dużo czasu na rozmyślanie o tym, co się w życiu złego zrobiło - opowiada nam oficer więziennictwa i były wychowawca 51-letniego dziś Roberta Kwieka ps. "Ciolo". Zajmował się nim w pierwszych latach XXI wieku.
Zapamiętał, w jakich warunkach trzymano wtedy Kwieka. Nosił jaskrawopomarańczowy drelich. 23 godziny na dobę spędzał w izolacji. Jako osadzony o statusie "N" (niebezpieczny) nie mógł wychodzić na spacerniak z innymi więźniami z oddziału, mógł mu co najwyżej towarzyszyć kolega z celi, jeśli w ogóle mu go przydzielono. "Ciolo" nie dostawał żadnych zajęć ekstra, nie sprzątał, nie pracował w bibliotece czy w kuchni. Konwojowało go zawsze dwóch strażników w kaskach i kamizelkach kuloodpornych. Skute ręce, często również nogi. Regularne przeszukania, rozbieranie do naga i przysiady - te pozwalają sprawdzić, czy nie ma niczego w odbycie.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze