________________________
Tekst został pierwotnie opublikowany 25 września 2018 r. Przypominamy go z powodu Światowego Dnia Adopcji.
________________________
Szkolny trening piłki. Stoję wokół grupki rozbieganych dzieciaków i znudzonych już nieco rodziców. Rozmawiamy o planach na weekend.
- Wybieramy się na doroczny Spacer Adopciaków - mówię. Cisza. Najwyraźniej wszyscy myślą, że mówię o adopcji dzieci.
- Chodzi o psy i koty, tego dnia mają swoje święto.
Wszyscy ożywiają się, pytają. Jest sympatycznie. Gdyby nie jedno zdanie, gdzieś zza moich pleców: „Adoptować to można dziecko, a nie psa".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Nikt nie jest zmuszany do “adoptowania”!
To nie mity, to fakty.
Jedni męczą, drudzy nie męczą. Wszystko zależy od podejścia. Też wzięliśmy psa ze schroniska do bloku. Na dziewiąte piętro. Ale chodziliśmy z nim na długie spacery. Wyjeżdżaliśmy razem na wakacje, na wycieczki w góry. Nie wył. Nie gryzł butów. Nie demolował mieszkania. Potem przeprowadziliśmy się do domku z niewielkim ogródkiem. To sobie siedział na ogródku lub w domu. Na spacery oczywiście też chodziliśmy. Z czasem coraz krótsze. Bo młody już nie był. Na wakacje nie pojechał z nami w ostatnim roku swojego życia, gdy już ledwo chodził. Spędził z nami 17 lat. Fajny gościu był z naszego Benia.
większość psów 'tradycyjnie' wiejskich chętnie zamieniłoby się z tymi 'męczonymi' w blokowiskach, które nie są trzymane w ciasnych kojcach, czy na krowim łańcuchu;
ilu ludzi mieszkających w domach w ogóle wyprowadza psy? większość takich psów, nawet tych biegających luzem, wegetuje na podwórku, którego nigdy nie opuszczają i które obwąchały na wylot dawno temu;
to właśnie są fakty, nie mity;
rozumiem temat, miałem wiele lat psa. Teraz nie mam z powodów jak wyżej.
co znaczy pies wegetuje? Pies ma swój teren, kontakt z ludźmi, ma swoje zadania. Znasz temat z praktyki czy tak coś piszesz? Jak mieszkałem na wsi w gospodarstwie rodzinnym to normalnie psa brałem na pole do krów i owiec a on mi całe stado elegancko prowadził i zaganiał do zagrody a ja tylko na koniu z góry całość kontrolowałem.
Właśnie jestem z takim męczonym w bloku adopciakiem na wywczasach na dzikiej mazurskiej wsi. Codziennie idąc na spacer mijamy zamkniętego w kojcu 3x3 i leżącego na gołej ziemi tradycyjnego wiejskiego burka, chudego, jak nieszczęście. No po prostu idylliczne warunki do życia! W mieście jestem z moim psem na spacerach przynajmniej 3 razy dziennie, w tym przynajmniej jeden godzinny swobodnego biegania i węszenia po krzakach, pies jest ułożony, spokojny, nie szczekliwy, jest ulubieńcem wielu moich sąsiadów, którym w razie potrzeby daje się nawet wyprowadzić na spacer. Problemu z urlopem też nie mam, bo tak go planuję, żeby zabrać ze sobą zwierzaka. Wszystko zależy od chęci, więc nie uogólniaj!
nie uogólniam, ale mam oczy i widzę co się dzieje ze zwierzakami w sąsiedztwie. Miałem psa wiele lat. Znam temat.
"Miałem psa wiele lat. Znam temat."
O, to "manie psa" czyni cię ekspertem?
Ja miałam 3 psy (po kolei w ciągu ostatnich 40 lat, teraz jest trzeci) więc znam temat 3 razy lepiej od Ciebie.
W Twoim świecie piramidalnej głupoty to przecież oczywiste i logiczne, prawda?
Wszystko zależy od człowieka- właściciela zwierzęcia. Ja mam psy od dziecka- tak kosztują, tak mają różne charaktery, tak trzeba planować wyjazdy wakacyjne- jeszcze w Polsce zostawiałam psa pod płatną opieką gdy nie było jeszcze w pełni zorganizowanych psich hoteli i tak gdy wyjechałam za granicę to zabrałam mojego psa ze sobą - ze wszystkimi trudnościami z tym związanymi. I nie- nie jestem psim “rodzicem” ale odpowiedzialnym właścicielem zwierzęcia które czuje i wiąże się emocjonalnie ze “stadem” - właścicielem.
Nikt mi nie wmówi, że dziecko to to samo co pies czy kot.
Podoba mi się ten "argument ze słownika".
Brawo wmyśliłeś zupełnie nowy sofizmat!
ps. Prawdziwi Sarmaci mieszkają w Mołdawii.
I masz rację. Ale zrozumieć cię w pełni mogą tylko rodzice adoptowanych dzieci... Czyli np. ja. A jednak na tym forum większość osób pisze: "wziąć ze schroniska", czyli mimo wszystko coś rozumieją, albo do tej frazy są jednak bardziej przyzwyczajeni.