Obrazy z niedzielnej podróży Króla Filipa i królowej Letycji oraz premiera Pedro Sáncheza do spustoszonego przez potop wody i błota miasteczka Paiporta pod Walencją na długo zostaną w pamięci Hiszpanów.
Kiedy tłum zrozpaczonych i zdesperowanych ludzi, przez który delegacja władz torowała sobie drogę, wykrzyczał pierwsze obelgi i zaczął rzucać grudami błota i badylami w kierunku delegacji, premier natychmiast uciekł do Madrytu.
Hiszpańskie media nie mają wątpliwości, że to Pedro Sánchez ponosi główną odpowiedzialność za popowodziową sytuację. I są bezlitosne: „Państwo upadłe", „Kraj bez rządu", „Krach państwa", „Abdykacja władzy", „Krytyczna zapaść ustroju" „Ludzie wydani na pastwę losu" - takimi tytułami i komentarzami redakcyjnymi przerzucają się dzienniki „El Mundo", „El Confidencial", „ABC" i „La Razón".
Ciąg dalszy tekstu pod zdjęciem
W Paiporta król Filip i jego małżonka Letycja nie uciekli od zdenerwowanych ludzi. Wmieszali się w zgromadzonych, pokornie ich słuchali, obejmowali i pocieszali. Królowa, ścierając błoto z twarzy, wycofała się pierwsza, ale król został jeszcze długo.
- To nie o was nam chodzi! - krzyczeli ludzie do pary królewskiej.
Zaraz po powrocie do Madrytu rząd o wywołanie awantury oskarżył „antypolityczną skrajną prawicę":
- Przemoc elementów marginalnych nie odwiedzie nas od naszego zadania ratowania ludzkiego życia, odnalezienia ciał ofiar i odbudowy prowincji Walencja — oświadczył Sánchez.
Po pięciu dniach bezczynności rządu, jego słowa zabrzmiały jak kpina. W dodatku rzecznicy socjalistycznej partii i rządu nieoficjalnie wyrazili też oburzenie na Króla Filipa za to, że „uparł się" jechać do powodzian, mimo że „moment nie był najszczęśliwszy".
Potępienie i pogarda, jakie leją się od niedzieli na rząd Pedro Sancheza za tchórzostwo, nieudolność i niekompetencję dorównują rozmiarom klęski wywołanej przez niemal biblijny potop. Żywioł nawiedził rozległe rejony Hiszpanii, od Katalonii, przez najciężej doświadczoną Walencję, Estremadurę i Andaluzję. Zginęło co najmniej dwieście kilkadziesiąt osób, ale oczyszczanie zalanych błotem po sufity tuneli i garaży, gdzie utknęły dziesiątki zaginionych, z pewnością podniesie liczbę ofiar.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie obwinia rządu o powódź, ale opinia publiczna jest oburzona reakcją rządów — autonomicznego w Walencji oraz przede wszystkim centralnego w Madrycie.
Od niedzieli jedynie prorządowy dziennik „El Pais" zajmuje się usprawiedliwianiem rządu Pedro Sancheza, podczas gdy z mediów opozycyjnych i niezależnych sypie się na rząd prawdziwa lawina potępienia.
Od kiedy rozmiary żywiołu, który zwalił się na Walencję i inne regiony, stały się tragiczne i liczba ofiar sięgnęła stu, premier nie tylko nie zwołał nadzwyczajnego posiedzenia rządu i nie ogłosił stanu klęski żywiołowej, ale oświadczył, że rząd Hiszpanii udzieli wszelkiej pomoc rządowi autonomicznego regionu Walencji, jeśli ten o to poprosi.
Władze lokalne zaś, które próbowały same uporać się z klęską i od razu poległy, poprosiły w końcu o pomoc. Rząd w Madrycie dopiero w czwartek i piątek wysłał go regionu wojsko. A premier pojechał na miejsce w niedzielę 3 listopada.
Gdy w ubiegłym tygodniu opozycja wzywała rząd do działania, a parlament do zawieszenia obrad z powodu klęski, posłanka socjalistów zaprotestowała, że „posłowie nie są od obniżania poziomu powodzi", a większość socjalistyczna zajęła się uchwalaniem dekretu rządowego o przejęciu przez rząd zarządu telewizji publicznej.
- Powódź przebrała miarę cierpliwości Hiszpanów – napisał naczelny internetowej gazety „The Objective" Alvaro Nieto.
I dodał: - Odpowiedzialny jest Pedro Sánchez. To on miał pełną władzę działania i umyślnie się od tego uchylił.
- Rząd mógł i miał obowiązek ogłosić stan klęski na całym, albo na części terytorium, jak go do tego zobowiązuje prawo – pisze cytując ustawę na łamach tej samej gazety Juan Luis Cebrian, założyciel i długoletni naczelny dziennika „El Pais", którego niedawno redakcja wyprosiła ze swoich łamów.
Ciąg dalszy tekstu pod zdjęciem
- Wszystkie warunki były bardziej niż spełnione, nie tylko w Walencji, ale też w Kastylii La Manczy i na Balearach. Mimo to premiera nie wzruszyły kolejne spustoszenia w Katalonii, Estremadurze i Andaluzji i był gotów działać, jeśli rządy tych regionów go o to poproszą. Tymczasem prawo mówi wyraźnie, że stan wyjątkowy jest wyłączną kompetencją rządu Hiszpanii — pisze Cebrian, nie szczędząc premierowi przezwiska „kukła na czele klęski".
- „Jak chcą pomocy, niech poproszą" – to zdanie powinno stać się epitafium Pedro Sáncheza – uważa publicysta Ricardo Cayuela.
Rząd Sáncheza dotąd był jak pancernik, któremu nie szkodzą liczne afery korupcyjne, w które uwikłali się jego ministrowie oraz żona Begoña Gómez. Nie zaszkodziły mu kolejne ustępstwa wobec separatystów z Katalonii i Kraju Basków, którzy chcą oderwać swoje regiony od Hiszpanii. Premier naraża na szwank jedność Hiszpanii, oddając im kolejne pola, byle tylko nadal na niego głosowali w parlamencie, gdzie bez ich głosów musiałby upaść. Faktycznie stał się ich zakładnikiem.
Opozycyjna prawica oraz skrajna prawica rosną wprawdzie w siłę i w sondażach biją socjalistów coraz wyraźniej, ale decyzja o przyspieszonych wyborach należy do premiera.
Chyba że przegra głosowanie nad wotum nieufności. Na razie broni go minimalna większość 4 głosów.
- Co jeszcze musi się stać, żeby opozycja zgłosiła votum nieufności? Opozycja ma taki obowiązek — pisze Alvaro Nieto, były naczelny „El Pais", usunięty przez premiera kilka lat temu.
I prognozuje: - Trzeba odwagi, żeby nas wyciągnąć z dołu, w którym utkwiliśmy. Powódź przebrała miarę cierpliwości. Albo zaczniemy działać szybko i skutecznie, ale błoto nas pochłonie.
Nie wiadomo, czy Pedro Sáncheza przetrwa potop.
Tragiczne w skutkach deszcze nawiedziły wschodnią Hiszpanię w ostatnim tygodniu października. We wtorek i środę (29 i 30 października) w rejonie spadło tyle deszczu ile średnio przez cały rok. Władze ogłosiły stany alarmowe w siedmiu prowincjach. Rząd w Madrycie nie zdecydował się jednak na ogłoszenie stanu klęski żywiołowej. W dodatku ostrzeżenie przed ulewami przyszło zbyt późno. Zaskoczeni ludzie nie zdążyli się zabezpieczyć.
Ofiary śmiertelne liczone są już w setkach, a bilans może być jeszcze tragiczniejszy. Ratownicy wciąż docierają do wcześniej niedostępnych miejsc i znajdują kolejne ciała. W sobotę 2 listopada niemal dwa tysiące osób uznanych było za zaginione. Na ponad 160 przeprowadzonych sekcji zwłok udało się zidentyfikować niespełna 40 osób.
red. Alicja Lehmann
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A tu proszÄ, system ostrzegania u nas dziaĹa, zabezpieczeĹ przeciwpowodziowych caĹkiem sporo i to wszystko zagraĹo. W niedĹugi czas po powodzi, drogi i koleje zostaĹy odbudowane i gospodarka ruszyĹa z miejsca. Nawet w sÄ siednich Czechach, jest nadal baĹagan, choÄby linia kolejowe z Krnova przez Jesenik do Sumperka dalej nie funkcjonuje.
Ale to co siÄ zadziaĹo w Hiszpanii, to jest caĹkowita poraĹźka. Za takÄ degrengoladÄ, politycy powinno kĹaĹÄ swoje gĹowy na szafot.
Tak kiepsko ci pĹacÄ , Ĺźe nie staÄ ciÄ na polskÄ klawiaturÄ?
Ty i TKi3-120 to to samo? SÄ dzÄ c po klawiaturze ....
i jeszcze piotr.nowy
Akurat kodowanie tekstu to wina portalu - to samo się dzieje pod każdym artykułem, ale nie w każdym komentarzu. Admin albo śpi, albo został wywalony z roboty w ślad za korektą.
Haha. No to jestem też i tobą. U ciebie też pojawiły się te dziwne litery Sherolcku Holmsie.
Więc co, Sanchez miał natychmiast uznać za niekompetentnego prezydenta Comunidad Valenciana, w dodatku wywodzącego się z opozycji? Przecież obraza majestatu i awantura byłaby pod niebo... dokładnie tak samo, jak w innych przypadkach "wtrącania się" rządu. No to rząd się "nie wtrącał", aż w końcu nie wytrzymał. OK, niewątpliwie czekał z tym o wiele za długo, ale to skutek wcześniejszych doświadczeń z comunidades rządzonymi przez opozycję. Sami go boleśnie nauczyli, żeby się "nie wtrącał", a teraz narzekają. Tyle, że wcześniejsze przypadki nie wiązały się ze śmiercią ludzi... :(
Natomiast ten dupek z prawicy będący prezydentem Comunidad Valenciana, niejaki Carlos Mazón (prawnik zresztą), okazał się po prostu totalnie i absolutnie niekompetentny. Najzwyczajniej w świecie nie zna protokołu postępowania w sytuacjach awaryjnych, nie rozumie komunikatów meteo i nie zrobił NICZEGO z listy swoich obowiązków na sytuacje awaryjne (przede wszystkim opóźnił o prawie 1,5h zaalarmowanie ludności, nie wezwał wojskowej UME na pomoc, nie wysłał maila do rządu, nie...), a teraz szuka, na kogo zwalić winę. Był już Sanchez, było wojsko, była państwowa agencja meteorologiczna Aemet, ciekawe, kogo jeszcze dokoptuje do tej listy winnych, żeby siebie wybielić. Zaś prasa opozycyjna omija jego nazwisko i rolę szerokim łukiem, no bo przecież jest "swój", czyli z PP.
Teraz jest mowa o tym, że ustawa o inwestycjach przeciw-powodziowych w rejonie Walencji od co najmniej 20 lat leży w sejmowej zamrażarce, znaczy w zamrażarce Kortezów. Tyle, że w tym czasie prawica i lewica rządziły w Hiszpanii na zmianę - 1996-2004 Aznar z prawicy (PP), 2004-2011 Zapatero z lewicy (PSOE), 2011-18 Rajoy z PP, od 2018 Sanchez z PSOE, I żaden z nich nic nie zrobił w temacie, ale winny jest oczywiście wyłącznie Sanchez.
No i niestety sprawdziły się mapy geodezyjne wskazujące tereny potencjalnie powodziowe, zrobione już w 2010 na zamówienie ówczesnego min. środowiska (lewica). Też nikt nic z tym nie zrobił...