Zamieszki i protesty wstrząsają Ekwadorem już szósty dzień. Wywołała je rezygnacja z dopłat do paliwa, które obowiązywały od czterdziestu lat i kosztowały państwo ok. 1,4 mld dol. rocznie, a zlikwidowano je w ramach programu reform wymuszonych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Umowę z MFW Ekwador podpisał w marcu w zamian za wartą 4,2 mld dol. pomoc. Decyzja ta wywołała jednak niezadowolenie w całym kraju. Szczególnie niezadowolone są firmy transportowe i grupy rdzennej ludności, które rozpoczęły marsz na stolicę.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Dokładnie.
Ten sam lud który na nich głosuje wywiezie ich na taczkach lub przyozdobi latarnie.
I stąd te protesty, cofnięcie dopłat to tylko katalizator większego niezadowolenia. To nie są protesty klasy średniej wkurzonej na Chaveza i Maduro, którzy nie poradzili sobie z opozycją oligarchii importerów wszystkiego co tylko dało się importować (plus ich własne błędy pod postacią degeneracji partii rządzącej, PSUV), ale biedoty, która realnie traci na polityce Moreno. "Guardian" w jednym z artykułów na ten temat ("Ecuador paralyzed by national strike as Moreno refuses to step down") cytuje jednego z liderów związkowych: "What the government has done is reward the big banks, the capitalists, and punish poor Ecuadorians,” said Mesías Tatamuez, head of the Workers’ United Front umbrella union." To jest klasyczny konflikt klasowy.
Na koniec apel: możecie się nie zgadzać z tym czy innym przywódcą lewicowym (Correa), czy neoliberalnym (Moreno), ale aluzje do PiSu są bez sensu. To zupełnie inny kontekst, inny typ kapitalizmu, my to Unia Europejska i obrzeża "Pierwszego Świata", a oni to dekady zdominowania przez USA jako niedorozwinięte kraje peryferii systemu światowego, które nie dostały takiej bezzwrotnej pomocy strukturalnej i korzystnych rynków, jak Polska. PiS to prędzej Orban - konserwatywny neoliberał, który najpierw przekupił wyborców, a potem wprowadził swoje prawicowe państwo mafijne (jak je sami Węgrzy określają).
I żeby była jasność: PiSu nie popieram i nigdy nie popierałem, nawet w czasach, kiedy gros czytelników "Wyborczej" marzyło o "technokratycznej" koalicji dwóch partii post-AWS-owskich, PO i PiS.
Zdanie jest prawdziwe. Lecz absurdalne bo z tego artykułu wynika, że Correa nie jest obecnym a byłym prezydentem...
Co autorowi szkodzi przeczytać własny artykuł przed publikacją?