Najbliżej klasztoru leży osada rybacka Samut Chin. Buddyjska świątynia, która dziś wynurza się z zatoki, znajdowała się kiedyś w jej centrum. W miarę erozji i napierania fali rybacy wynieśli się setki metrów w głąb lądu. Jedynie przeor Somnuek Atipanyo postanowił pozostać na miejscu. Tkwiąc tak od lat w swej świątyni wyrastającej z morza, zdobył sławę jako rzecznik ratowania lasów namorzynowych w Zatoce Tajlandzkiej.
Czasu ma niewiele, bo w ciągu ostatnich trzech dekad Zatoka straciła jedną trzecią ich powierzchni. To łączny efekt działań ludzkich i ocieplenia klimatu. Globalny popyt na krewetki sprawił, że miejscowi rybacy zaczęli wycinać umacniające wybrzeże namorzyny, by w ich miejscu zakładać fermy hodowlane. Interes upatrzyli też sobie wielcy plantatorzy oleju palmowego i producenci ryżu. Wrogiem lasów okazał się również przemysł turystyczny, bo potrzebne było miejsce na ośrodki hotelarskie. Do erozji przyczyniło się równocześnie ocieplenie klimatyczne i podnoszący się poziom mórz.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Twierdzenie, że lasy namorzynowe mogłyby zatrzymać falę tsunami, to bzdura. Fala miała kilka metrów wysokości; niszczyła betonowe budynki; przenosiła w głąb lądu całe statki. Namorzyny nic by tutaj nie zdziałały.
To zdanie nie ma sensu: "Jak podaje tajlandzki urząd ds. zasobów morskich i nabrzeżnych, z powodu erozji Tajlandia straciła czwartą część wybrzeża – 700 km kw." Jak można "stracić" wybrzeże? Owszem, linia brzegowa może się przesunąć, ale żeby od razu "stracić" wybrzeże? No i 700 km kw to bardzo mało jak na kraj, który ma ponad 3 tys km linii brzegowej.