Liviu Dragnea, 55-letni polityk i przewodniczący rumuńskiej Partii Socjaldemokratycznej (PSD), zwany również "baronem z Teleorman" (od nazwy okręgu, z którego pochodzi), choć jest najpotężniejszym człowiekiem w kraju, nie jest nawet członkiem rządu. Bo nie może.

Na Liviu Dragnei ciąży wyrok za fałszowanie referendum przed sześcioma laty w sprawie odwołania prezydenta Traiana Basescu. Do tego śledczy w ubiegłym roku otworzyli przeciw niemu dwie kolejne sprawy. W jednej jest oskarżony o kierowanie grupą przestępczą, która w 2001 r. miała zdefraudować 40 mln euro środków unijnych. Szef PSD oskarżenia odrzuca i twierdzi, że są one politycznie umotywowane.

Pozycję zbudował sobie w 2009 r., gdy jako szef MSW odpowiadał za rozdział dotacji rządowych pomiędzy samorządy. Dziś to on układa partii listy wyborcze, a na stanowisko premiera namaścił eurodeputowaną Vioricę Dancilę, ślepo posłuszną i na dodatek pochodzącą z jego okręgu.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Marcin Ręczmin poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Zamień "Dragnea" na "Kaczyński", "Dancila" na "Szydło" i "PSD" na "PiS" - nikt nie zauważy różnicy.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0