Proces ma się rozpocząć w Monachium za trzy tygodnie.
- Chciałbym być w sali pierwszego dnia, żeby wesprzeć rodziny ofiar - mówił przed miesiącem niemieckim mediom Ayhan Sefer Üstün, szef komisji ds. praw człowieka w tureckim parlamencie. Dziś wiadomo, że nie ma po co fatygować się do Monachium. Gdy 17 kwietnia w tamtejszym wyższym sądzie krajowym ruszy proces Beate Zschäpe, nie zostanie wpuszczony na salę rozpraw, bo prezes sądu nie przyznał mu akredytacji.
Prawa wstępu nie dostał też żaden turecki dyplomata ani dziennikarz. Teoretycznie mogą wejść na widownię, jeśli 15 minut przed rozpoczęciem procesu będą wolne miejsca. Ale ponieważ jest to największe tego typu wydarzenie od czasu rozpraw lewackich terrorystów z Frakcji Czerwonej Armii (RAF) z lat 70. i 80., widownia będzie pełna.
Wszystkie komentarze