Budżet Narodowego Centrum Nauki wzrośnie w tym roku do 1,6 mld zł. To dobra wiadomość dla naukowców, bo to głównie oni tracili na polityce, którą wobec tej agencji grantowej prowadził były minister Przemysław Czarnek. W dużej mierze niezależne od polityków NCN przyznaje pieniądze na najbardziej wartościowe badania podstawowe prowadzone w Polsce.
- Nasi poprzednicy dusili NCN i głodzili pracowników nauki - mówił wiceminister nauki Maciej Gdula, ogłaszając nowy etap w traktowaniu nauki. Podkreślił, że dodatkowe 200 mln zł to największy wzrost nakładów na badania w ciągu ostatnich 10 lat.
Wszystkie komentarze
Dla porównania - nasze państwo wydaje na katechetów (czyli oszustów lu idiotów uprawiających gusła) 1,5 mld zł rocznie.
To prawie dokładnie tyle ile wynosi cały budżet przeznaczony na finansowanie WSZYTKICH nowoczesnych badań naukowych w Polsce (także humanistycznych), gfzie NCN stworzył całkiem przyzwoity mechanizm konkurencji.
To jest całkowita kompromitacja naszej klasy politycznej. Także kompromitacja naszego kraju, nieprzypadkowo postrzeganego jako mało inowacyjny (delikatnie to ujmując).
Inne porównanie - CPK ma kosztować ponad 150 mld zł - to odpowiednik 100 lat (!) nakładów na najlepsze badania naukowe w Polsce.
To nie jest żaden wzrost, bo nawet nie wyrównuje skutków kilkuletniej inflacji.
200 mln to mniej niż 1/3 budżetu IPN, który jest naukowo bezwartościowy, a raczej szkodliwy. Skasować IPN i katechetów i przeznaczyć pieniądze na prawdziwą naukę.
Est!est!est!
niech sobie QRWA kompas Wieczorek kupi jesli konieczne chce wyznaczać kierunek. Jeśli 200 milionów ma być znaczącym zwiększeniem finansów ncn pora umierać. 5 setka topowych uniwersytetów z listy szanghajskiej Panie Ministrze.
od lat i na stulecia. 1.5 procenta PKB na naukę lokuje nas w dziwnym miejscu. po nas już tylko Rumuni i Bułgarzy.
Zacytuję Grabarza: Bułgarskie Centrum H...ozy.
Mylisz pojęcia. Akurat NCN funkcjonuje w miarę poprawnie, granty są oceniane przez zagranicznych recenzentów (w mojej dziedzinie - w 100%).
Granty z EU są trudne do uzyskania z prostego powodu - polscy naukowcy nie są postrzegani jako równorzędni partnerzy - kłaniają się wieloletnie zaniedbania. Te środki są trudne do otrzymania także dlatego, że są bardzo duże, prawie wyłącznie przeznaczone dla dużych konsorcjów badawczych, ogromna jest też biurokracja. Zresztą przeznaczone są głównie na badania celowe, kierowane.
Ale w każdym rozwiniętym kraju istnieje agencja, gdzie konkursy są oceniane wewnętrznie. Bardzo mały odsetek, nawet doskonałych badaczy, korzysta tam z funduszów zagranicznych. Na przykład tak jest w USA czy Japonii, a także w GB, Francji czy w Niemczech.
I nie bardzo rozumiem, co oznacza "dorabianie się na grantach publicznych". Chyba tutaj wyczuwam pewna nutkę zawiści. Muszę Cię uspokoić, bo chyba nie znasz realiów - dla badaczy zatrudnionych na uniwersyteckim etacie (na przykład - profesora) te dodatki są symboliczne, przy wieloosobowym zespole często mniej niż 1000 zł na rękę miesięcznie, a czasem nic.
Widzę, że komentujesz a nie masz pełnej wiedzy w temacie.
Załóżmy, że Twoja miesięczna pensja to 5000 Euro, czyli 60 tys. rocznie. Bierzesz udział w konsorcjum międzynarodowym, które startuje w konkursie grantowym. Przyjmijmy, że deklarujesz swój udział w projekcie na 30 tys. Euro, co jest równoważne 6 osobomiesiącom. Jesteś jedynym uczestnikiem w konsorcjum z Twojej jednostki. Z grantu jest pokrywana Twoja półroczna pensja, i tyle czasu poświęcasz na wykonywanie zadań grantowych. Przez 6 miesięcy jesteś zwolniony z innych obowiązków, w tym dydaktycznych. Nie dostajesz żadnych ekstra pieniędzy, tylko pensję. W tym czasie Twoje obwiązki dydaktyczne przejmuje inna osoba (lub osoby) nieobciążona w tym momencie projektami. Ty i ta osoba otrzymujecie podobne pensje, jeśli jesteście zatrudnieni na tym samym stanowisku. To rozwiązanie jest bardzo efektywne i klarowne.
To jest science-fiction. I jednocześnie bardzo szkodliwe oraz skrajnie nieefektywne. Największym problemem nie są nawet te dziwne pomysły "grantowe" lecz zrównanie wynagrodzeń na uczelniach i to na bardzo wysokim poziomie. To doprowadzi natychmiast do patologii, której i tak jest dużo. Ta patologia to ogromne zarobki niektórych naukowców w porównaniu z innymi, rzetelnie wykonującymi swoje obowiązki. Pozornie zarabiają podobne pieniądze, ale jedni za, powiedzmy 40 godzin pracy w tygodniu (to ci pracowici), w porównaniu z osobami, rzadko widywanymi na uczelni (znam takich, co w tygodniu wpadają może 1 raz na kwadrans, czasami na godzinkę, to nie jest żart). Obie osoby zarabiają mało, ale stawka godzinowa tej drugiej osoby jest astronomiczna. A Ty proponujesz 5000 euro dla wszystkich ?
Przedstawiony przeze mnie przykład odnosi się rozwiązań powszechnie stosowanych w zagranicznych uczelniach i naukowych instytucjach, także tych prestiżowych. Ty przedstawisz kontrargument powołując się na polską uczelnianą patologię. W normalnych systemach akademickich poza uzasadnionymi przypadkami nie ma czegoś takiego jak "w tygodniu wpadają może 1 raz na kwadrans, czasami na godzinkę".
Wracając do sedna. Jeśli ktoś jest jednym grantowych liderów w WARUNKACH KRAJOWYCH, ma obowiązek ubiegania się o granty w konkursach międzynarodowych. Ktoś kto należy według obecnych kryteriów do polskiej ekstraklasy nie powinien się ograniczać się do współzawodnictwa z krajową konkurencją i jednocześnie blokować dostęp do publicznych środków osobom młodym rozpoczynającym swoją profesjonalna przygodę z nauką.
o czy ty bredzisz? w konkursach preludium, sonata i sonata bis jest limit wieku. limit wieku mają konkursy dla post-doców. matuzalem z ekstraklasy blokujący akademicką młodź na starcie? w ubieganiu się o diamentowe granty też?
Chyba jednak nie masz pojęcia, o czym piszesz. Jest mnóstwo projektów NCN, gdzie preferowani są młodzi badacze. Zaryzykowałbym twierdzenie, że właśnie młodym jest dużo łatwiej o fundusze na badania, oczywiście, jeśli reprezentują wysoki poziom. W mojej instytucji dobrzy doktoranci czy najlepsi, świeżo upieczeni doktorzy, którzy realizują granty badawcze, często zarabiają nawet więcej "na rękę" niż przeciętny profesor. I maja fundusze na badania.
Nie bardzo też rozumiem, dlaczego dobry, polski naukowiec nie miałby korzystać z polskich funduszy na badania ? A zwolnić te pieniądze dla miernot ?
no to teraz się nie zdziwcie gdy na wieść o 200 milionach doktoranci pokażą wam na uczelni i w ministerstwie środkowy palec.
W następnej kolejności NCN należy przewietrzyć, by zweryfikować rzetelność konkursów grantowych, wprowadzić monitorowanie recenzentów (ocenę ich skuteczności i analizę powiązań - poszukiwanie "spółdzielni") i obniżyć znaczenie oceny dotychczasowego dorobku, za to może silniej karać za zgłaszanie badziewiastych projektów.
>rzetelność konkursów grantowych
Jakie masz konkretnie do niej uwagi?
>wprowadzić monitorowanie recenzentów (ocenę ich skuteczności i analizę powiązań - poszukiwanie "spółdzielni")
Ale wiesz, że:
a. znaczna część recenzentów jest zagraniczna
b. ostateczne decyzje podejmuje panel, a nie recenzenci
c. za bardzo odstającą pojedynczą ocenę panel może zasugerować niekorzystanie nigdy więcej z usług danego recenzenta
?
>obniżyć znaczenie oceny dotychczasowego dorobku
Przy co mniejszych konkursach - zgadzam się w pełni. Przy większych tj. zespołowych - nie, sprawdźmy chociaż, czy kandydat ma jakiekolwiek kompetencje w zarządzaniu projektem (choćby tylko swoim własnym, bez pracowników/wykonawców) zanim dostanie zespół. W przeciwnym wypadku ma wszelkie szanse wkopania się w praktycznie/formalnie (nie mylić z "naukowo"!) niewykonalny projekt, a uczelnia mu nie pomoże, bo uczelni (wszystkich mi znanych przynajmniej) nie interesuje zapewnianie porządnego wsparcia administratorskiego. Do tego jest potrzebna ocena dorobku.
>może silniej karać za zgłaszanie badziewiastych projektów
Zaproponuj sposób.
Co to znaczy "przewietrzyć? Karać za zgłaszanie "badziewnych" projektów? Jak? Chyba nie masz pojęcia, o czym piszesz.
Poszukiwanie spółdzielni należy prowadzić systematycznie przy: a) ewaluacjach (PAKA); b) postępowaniach habilitacyjnych.
To najbardziej oczywiste kierunki, dziwnie jakoś zaniedbywane. Tak bardzo, że w wielu jednostkach akademickich już mało kto krępuje się udzielaniem dobrych rad w rodzaju "abyśmy się wzajemnie cytowali". I mało kogo wzruszają stałe zespoły wzajemnego oceniania się typu: Lublin - Rzeszów - Olsztyn; Olsztyn - Kielce - rzeszów; kielce - lublin - Olsztyn... itd., w koło Macieju (albo naokoło Wojtek, jeśli ktoś nie lubi Macieja).