- Perkusista ze Szczecina decyduje o jakości czasopism! To jest żenujące. Minister Czarnek przynajmniej miał habilitację - denerwuje się ks. Jan Zimny, redaktor naczelny "Pedagogiki Katolickiej".
Poruszenie w redakcji ze Stalowej Woli wywołała nowa, opublikowana 5 stycznia lista czasopism naukowych. Można na niej sprawdzić, ile punktów dostanie się za artykuł opublikowany w danym czasopiśmie. To ważne, bo naukowcy w Polsce oceniani są głównie na podstawie tego, gdzie i ile publikują.
Wszystkie komentarze
Ja to bym radziła tej habilitacji recenzowanej przez promotora doktoratu nie wspominać.
i krytykę wygłasza ksiądz :D
Lepszy perkusista ze Szczecina niż fornal z zamojskiej wsi.
Tę habilitację należałoby zweryfikować, bo dorobek "naukowy" pana "profesora KUL" jest równie rozległy i wartościowy - jak jego horyzonty umysłowe.
Przez promotora magisterki, doktoratu, kolegę z katedry i współautora kilku publikacji Czarnka w jednym, żeby była jasność.
Cóż, u mnie zbierało się specjalnie "konsylium" prawników żeby rozstrzygnąć, czy członek Rady Naukowej instytutu ( nie pracownik instytutu, tylko zewnętrzny członek Rady!) może być przewodniczącym komisji habilitacyjnej i czy przypadkiem nie zachodzi tu konflikt interesów (uznano, że nie zachodzi, ale przewodniczącego i tak na wszelki wypadek wymieniono, co opóźniło procedurę o kilka miesięcy). Ale widać na KUL nie takie numery przechodzą bez echa.
dorobek 'profesora', Przemysława Cz. obejmuje wedle mocno inkluzywnego google scholar 15 pozycji, w większości mocno lokalnych, część tylko w jakichś lokalnych repozytoriach.
Co więcej, dorobek przed-habilitacyjny to 'aż' 7 papierów.
Jest to jawna kpina, dorobek mojej doktorantki jest większy.
Miał sakralizację, nie habilitację.
Sakralizacja to taka KUL-ewska habilitacja
Wynika z tego, że na Podkarpaciu to nowość!
Wystarczy przejrzeć parę numerów "naukowych" czasopism katolickich, żeby zorientować się, jak wielka byłaby to nowość. Byłaby, bo jak na razie nikt tej nowości w "naukowych" czasopismach katolickich jeszcze nie widział.
Samo sformułowanie "nauka katolicka" jest już wystarczająco komiczne.
Pdf'y "Pedagogiki Katolickiej" można znaleźć w sieci. Niejedna gazetka szkolna może poszczycić się lepszym poziomem merytorycznym, o składzie i oprawie graficznej nie wspominając.
widocznie redakcja przykościółkowej gazetki nie wiem, że w "internecie" są opisane miliony badań, z których naukowcy mają obowiązek wyciągać wnioski.
Swoją drogą, jakie badania prowadzi autor artykułów w "Pedagogice Katolickiej"?
Tu nie można tak "łapu capu", tu potrzebny i czas i rozwaga.
No i czy nie można podnieść punktacji ...studiów toruńskich..., bo to by podniosło wydajność twórców rydzyka z jednego hektara. Na drugi.
Niech będzie pochylony na wieka weków
chyba że rozrabiasz cement i wapno na beton komórkowy wodą święconą i do piasku dorzucisz garść ziemi. TEJ ziemi.
a jeśli jeszcze murujesz publikację w czarnej sukience to masz zapewnioną privat docenturę na oligotechnice w San Esperal nad morzem Mare de Kaczucha w San Escobar i sowitą pensję minimalną w lokalnej walucie Lechujarkos.
1 lechujarko = 28 ch...arkos= 47,5 kos.
Padre Zerro z hacjendy nad zatoką Vina Tuska wymienia Lechujarkos po uczciwym kursie:
1 Lechujarkos = 3/8 Ciposkaczos
W przypadku humanistyki powinny liczyć się przede wszystkim nie publikacje w anglojęzycznych czasopismach, tylko monografie we własnym języku. A rzeczywista "cytowalność" zaczyna się nie w tydzień po zawieszeniu tekstu w wolnym dostępie, tylko często w kilka lat po opublikowaniu książki.
Tymczasem obecnie bardziej opłaca się opublikować dwa banalne, często kompilatorskie artykuły (byle po angielsku!), niż kilkusetstronicową monografię, opartą na badaniach archiwalnych i wymagającą erudycji sięgającej setki lat wstecz.
Tak, niech się liczą bełkotliwe monografie nic nie wnoszące, mielące wcześniejsze zapiski na trociny.
Jakoś tych monografii autorzy "Pedagogiki Katolickiej" czy innych "Biuletynów Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa KUL" nie produkują. Ba, sam genialny Czarnek też takimi monografiami pochwalić się za bardzo nie może! Cały jego dorobek (w wieku ponad 50 lat!) to JEDNA książka sprzed prawie 10 lat (nawet doktoratu nie udało się mu wydać, co w zasadzie jest niemal warunkiem habilitacji) oraz kilkanaście artykułów w czasopismach typy wspomniany wyżej "Biuletyn" lub w zbiorówkach (oczywiście wyłącznie KUL-owskich).
No to już wiesz, dlaczego za byle artykulik Czarnek przyznał połowę punktów, jakie można dostać za monografię?
W pełni się z Tobą zgadzam co do nauk humanistycznych. Natomiast jeśli chodzi o nauki ścisle i techniczne, to tak naprawdę nie liczy się liczba publikacji, ale ilość cytowań, bo to one oddają zarówno ilość jak i jakość publikacji.
Szczególnie dużo cytowań można mieć pisząc kontrowersyjnie albo pisząc głupoty. Ale cytowanie jest cytowanie ;)
W znanej mi gałęzi nauki (nauki ściśle i techniczne) nie jest łatwo wydrukować głupoty.
Ciekawe, ilu "naukowców", którzy dopiero co włazili mu głęboko w dudę, byle doczekać się łaski publikowania za 200 pkt, biegiem wycofa teraz swoje gnioty i zacznie włazić w mniej katolickie dudy?
Twoje argumenty wyjaśniają mi dlaczego nauka polska tak daleko jest.... w ogonie....
Sempiterny
Sempiternę, howgh!
Niestety, jeżeli dla pracownika naukowego warunkiem "być albo nie być" (czyli pozostania na uczelni) jest opublikowanie czegokolwiek w "Pedagogice Katolickiej" czy innym "Biuletynie Stowarzyszenia Absolwentów", to trudno zająć się prawdziwymi badaniami, których wyniki mogą wymagać lat pracy. I wcale nie muszą kwalifikować się do "Pedagogiki Katolickiej".
Dewot Polski!
Prenumerowałbym :)
To sa zawsze pomysły natchnione przez najwyższego!
Co do technologii to nie wiem, ale punktowany artykuł "naukowy" o katolickim kalendarzu liturgicznym na Marsie naprawdę powstał. I jest dostępny on line.