Od kilku lat każde wakacje upływają mi na śledzeniu losów polskich nastolatków na międzynarodowych olimpiadach przedmiotowych. Potrafiłam nawet na urlopie na plaży odświeżać wyniki informatyków, bo ich zmagania można śledzić prawie jak mecz piłkarski. Matematyków kiedyś przywitaliśmy na lotnisku (ściągnęłam wiceministra edukacji i wiceprezydenta Warszawy) z taką pompą, na jaką w tym kraju mogą liczyć tylko sportowcy. Wierzę, że w tym roku będzie podobnie, choć po raz pierwszy boję się o to co dalej.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Wymieniając nazwiska naszych tegorocznych reprezentantów musimy zdać sobie sprawę, że jesteśmy w trudnym momencie. Przed nauczycielami i dyrektorami stanie zadanie odbudowania systemu szkolnej opieki nad uczniem z uzdolnieniami - nie tylko tymi, którzy zostają olimpijczykami, bo to elita, ale także nad setkami ich kolegów, którzy nie odnoszą tak spektakularnych sukcesów, ale wkraczają na naukowa scieżkę. Bo to co mieliśmy do tej pory zostało właśnie wyburzone.
W ostatniej dekadzie bardzo ważną na rolę w tym systemie rozbudzania naukowych zainteresowań młodszych nastolatków odgrywały rozsianie po kraju gimnazja. Z roku na rok było ich coraz więcej. To właśnie w profilowanych klasach gimnazjów skupiali się nauczyciele, którzy wypracowali sobie własne metody dotarcia do uczniów trzynastoletnich. Realizujący autorskie programy. Spełnione były ważne warunki - matematykach, informatyka, chemia, czy geografia stawały się pasją na tyle wcześnie, by była szansa, aby gonić rówieśników z innych krajów. Wysoki poziom z wielu przedmiotów (bo nauczyciele dobierali się w zespoły) owocował większymi możliwościami na przyszłość. Dziś bowiem geograf, chemik czy informatyk musi być także świetnym matematykiem i fizykiem. Jeśli popatrzymy na naszych najbardziej utytułowanych olimpijczyków to widać, że ich edukacyjne ścieżki są bardzo podobne, a lata w gimnazjum - kluczowe. Wielu z nich sięgnęło po międzynarodowe olimpijskie laury ucząc się jeszcze w gimnazjum, jak matematycy Mariusz Trela i Radek Żak, czy geografowie Szymon Mol i Marcin Weremczuk.
Wysoki odsetek polskich olimpijczyków uczył się według określonego schematu: albo 6 lat w jednym zespole gimnazjum/liceum, albo bardzo dobre samodzielne gimnazjum i przejście do świetnego liceum. Pierwszy scenariusz rokował nawet lepiej. Najwybitniejsi olimpijczycy uczyli się bardzo często właśnie przez 6 lat w jednym miejscu, w zespole szkół - w Szczecinie, Gdyni, Toruniu, Warszawie, Katowicach, Wrocławiu czy Lublinie. Czasami korzystając ze stypendium i internatu. Niemal zawsze korzystając z wspólnych dla liceum i gimnazjum nauczycieli czy kółek olimpijskich, wyjazdów na warsztaty.
Niestety obecna zmiana systemu szkolnego zburzyła to, co oddolnym wysiłkiem zbudowano. Uczniowie o naukowych aspiracjach po reformie zostają dwa lata dłużej w szkołach podstawowych - bez dostępu do wyspecjalizowanej edukacji. Często w uwłaczających ich potrzebom warunkach: bez pracowni przedmiotowych, z nauczycielami ważnych przedmiotów z doskoku, objeżdżających wiele szkół. O kółkach olimpijskich czy wyjazdach na warsztaty naukowe trzeba zapomnieć. O wspólnym rozwiązywaniu zadań z licealistami - też. To ogromna strata i ogromny wyłom.
Życie nie zna pustki, więc praca z nastolatkami, taka jak do tej pory w gimnazjach, stała się domeną szkół niepublicznych. Tam przenoszą po szóstej klasie swoje dzieci bardziej zapobiegliwi rodzice, którzy widzą niewykorzystany potencjał syna czy córki i mizerię przedłużonej do 8 lat podstawówki. Tam przenieśli się niektórzy wybitni nauczyciele szkół publicznych. Niestety, to system, w którym będziemy tracić bardzo wiele talentów. Potrzebne są szkoły publiczne, których będzie czas, możliwości i właściwi ludzie, by pochylić się nad tą kategorią uczniów, którzy chcą więcej i szybciej. Na razie zrobiliśmy tygrysi skok w tył.
Teraz, jak za PRL, większość zdolnych dzieci z mniejszych ośrodków dowie się, że istnieje Olimpiada Matematyczna w wieku 16 lat w liceum. Może jakoś pomoże rozpropagowanie Olimpiady Juniorów, ale tu są potrzebne zajęcia, kółka od wieku 12-14 lat, prowadzone przez wybitnych nauczycieli-mistrzów! W wieku 16 lat zdolni Rosjanie kończą szkołę średnią i jako 17 latkowie idą na studia. Rosyjscy medaliści Międzynarodowej OM mają maks 16-17 lat, to wynika z ich systemu edukacyjnego i szkolenia uzdolnionych uczniów. Dlatego potem mają G.Perelmana (komplet punktów na MOM 1981 jako 16-latek, udowodnienie hipotezy Poincare), S.Smirnova (komplet pkt MOM w wieku 16 i 17 lat, medal Fieldsa 2010) i wielu innych także z mniejszych miejscowości.
Rosja jest potęgą także pod względem liczby ludności. Ale nas bije też Ukraina, którą w powszechnym mniemaniu uważa się za rezerwuar taniej siły roboczej.
Tym niemniej ostatnie lata w Polsce były dobre - głównie w związku z zejściem w dół okresu przygotowań - od ukończenia szóstej klasy. To optymalny moment. Praca szła w stu kilkudziesięciu szkołach gimnazjalnych w Polsce.
Marcin Trela, Radomir Baran, Radek Żak, Tomek Ślusarczyk, Ola Kowalska - oni osiągnęli poziom olimpiad międzynarodowych jeszcze w gimnazjum, w wieku 14-15 lat. Duże są tu zasługi poszczególnych szkół/nauczycieli, ale też OMG/OMJ.
Dla mnie jednak nawet ważniejsze od światowych sukcesów jest to dość szerokie zaplecze, jakie wybitni uczniowie mieli ( i wciąż jeszcze mają) wokół siebie. To widać podczas kwietniowego konkursu drużynowego Naboj. Setki szkół, które wystawiają 5-osobowe drużyny. Wspaniała rywalizacja. To pokłosie istnienia dziesiątków klas matematycznych w rozsianych po Polsce gimnazjów. Tego najbardziej szkoda. Bo ci najwybitniejsi jakoś się wybronią. Dla tych, którzy załapywali się przez przypadek, to bezpowrotnie stracona szansa.
A matematyczne gimnazja to wartościowa tkanka, która nieprędko zdołamy odbudować. Zwłaszcza, że wyrugowano część nauczycieli, a oni są tu unikalnym dobrem.
Młodzież po maturze pokoleniem wyborczo straconym! Oczywiście wg wytycznych PiS.
Rzeczywiście gimnazja były swego rodzaju odskocznią dla wielu dzieciaków, żeby trafić pod lepsze i lepiej zorganizowane skrzydła edukacyjne, żeby wyrwać się z wiejskich i małomiasteczkowych szkół do lepiej zorganizowanych placówek.
Obecnie, po przeprowadzonej deformie edukacji, można raczej spodziewać się regresu.
Sądzę, że w najbliższym czasie trzeba będzie przeprowadzić rzeczywistą reformę edukacji w Polsce, uwzględniającą również jakościową zmianę w kształceniu i przygotowaniu nauczycieli.
Bo z perspektywy ostatnich lat uważam, że równie istotne - oprócz poziomu gimnazjum i liceum - jest tzw. nauczanie wczesnoszkolne. To wtedy istnieje największa szansa na znalezienie i rozbudzenie talentów dziecka.
Teraz będą uczyli katecheci.
I tak mieliśmy prawie 30 lat nauki religii w szkołach, która niszczy mózgi, a tym samym "duszę" (etykę).
x
A czegóż to religia "nauczy"?
Ile szatanów może wniknąć w kobietę (od 1989 już wielokrotnie wzrosła ilość oficjalnych egzorcystów z biskupimi certyfikatami)?
Chyba tylko zakutego łba, bo w seminariach, klasztorach i ogólnie w kościołach hierarchicznych obowiązuje zasada, że szef ma zawsze rację. Zresztą zakutym łbom i zniewolonym ekonomicznie, fizycznie i intelektualnie nawet nie wykiełkuje żadna myśl niesubordynacji, więc jak ktoś taki nauczy kreatywności umysłowej?
I nie ma znaczenia, że uczą też cywilni katecheci. Ten kościółkowy syf zawsze jakoś otumania. Lepiej być od niego jak najdalej, jak od smogu.
x
W 1811 roku czyli dopiero 208 lat jak spalono ostatnią do tej pory kobietę na stosie w Reszlu na Mazurach. Napisałem "do tej pory", bo czasy totalnego ciemnogrodu wracają i może jeszcze coś się spali. Niemcy też niedawno palili Żydów, bo ponoć używali krew dzieci chrześcijańskich do macy, czy też ponoć rządzili światem czy inne brednie. W Kielcach pogrom Żydów miał właśnie podłoże "krwi do macy" chłopca, który zaginął (odnalazł się, ale ok. 40 Żydów zatłuczono).
x
A w 1836 w Chałupach na półwyspie Helskim Kaszubi zatłukli wiosłami czarownicę 51-letnią Krystynę Ceynową.
x
W 1999 w stanie Oklahoma w USA 15-letnia Brandi Blackbear została na 15 dni zawieszona w prawach ucznia za 'rzucanie uroków'.
x
W Krakowie w 2003 miał miejsce nie tyle proces o czary, co proces dotyczący pomówienia o czary. Jerzy M. rolnik z Woli Kalinowskiej k. Krakowa pozwał do sądu swoją sąsiadkę Annę B., która publicznie oświadczyła, że M. jest czarownikiem, który zabiera mleko od jej krów. Jako dowód przytaczała fakt, iż odstawia on 40 litrów mleka z dwóch krów, podczas gdy ona jedynie 17 litrów. Charakterystyczne było, iż chociaż rolnik podkreślał, że w czary nie wierzy, obawiał się, iż opowieści sąsiadki zepsują mu opinię. Ostatecznie proces zakończył się ugodą. (Wiki)
x
Doda obecnie została skazana za obrazę uczuć religijnych, bo powiedziała, że bardziej wierzy w dinozaury niż w biblię, którą napisali ujarani ziołami i napruci winem. Właściwie to miała rację. Aaaa tooo czarownica.
x
Jest to wynik braku matematyki na maturze przez ok 20 lat i lekcji religii w ilości większej niż fizyki i biologii.
x
Jak chcecie, aby wasze dzieci miały większe prawdopodobieństwo zdobycia nagrody Nobla z dziedzin ścisłych, a nie z czarów, to naśladujcie Marię Skłodowską-Curie, która zdobyła jako jedyna kobieta do tej pory 2. nagrody Nobla w dwóch różnych dziadzinach (tego wyczynu dokonał do tej pory tylko 1 mężczyzna). Jedną z fizyki 1903, a drugą z chemii w 1911.
x
Czyli miała Nobla raptem 60 lat po tym jak rybacy zatłukli wiosłami czarownicę w Chałupach.
>>
60 lat jest dopiero od II Wojny Światowej, a my znowu wracamy do czarownic, opętanych kobiet przez szatana-oficjalna nauka KK i certyfikaty egzorcystów, i do szkółek nazaretanek, i rydzyków
zamiast do nauki i Nobli.
Jak opętana przez szatana, to może być z nim w zmowie, a więc może komuś szkodzić, a więc czarować. A KK mówi, że prawo w Polsce musi być zgodne z wiarą. Więc na stos.
Ok 90% opętanych to kobiety. Szatani i egzorcyści lubią cycki i cuś wilgotnego u kobiety.
xxxxxxx
Ojciec Marii Skłodowkiej był zadeklarowanym ATEISTĄ i tak też wychował Marię i jej starszą siostrę.
Dlatego od najmłodszych lat Maria uczyła się prawdziwych przedmiotów, matematyki, fizyki, ogólnie przyrody i języków, a nie bzdur o czymś czego nie ma, a co zabiera i marnuje czas najlepszego rozwoju intelektualnego człowieka w i tak dość krótkim czasie jego życia.
xxxxx
Jakby ktoś próbował z Marią Skłodowską rozmawiać o religii, to by go raczej wyśmiała, bo była ATEISTKĄ.
xxxxx
Prawie 100% Noblistów to ateiści, a nawet jak wierzący, to nie w rozumieniu wiary rydzykowej.
Więc to ateiści najwięcej dali światu rozwoju i wszelkiego dobra. Mimo, że jest ich jednak mało
Dokladnie
I taką korektę należało zrobić. 3 + 4. Dokładnie. Plus egzaminy na studia oprócz wyników matur i świadectw.