Nieustraszony w walce z komunizmem boi się, że parady równości "zbałamucą mu dzieci i wnuki". Ten, który przystąpił do walki o wolność z garstką działaczy robotniczych i opozycjonistów, dziś broni "sprawiedliwości", która rozdzielałaby prawa proporcjonalnie do wielkości danej grupy. Lansuje "demokrację", w której "mniejszość nie wchodzi większości na głowę".
Zaprzecza samej istocie walki, którą toczył w latach 70. i 80. Naszą dumą i sławą była przecież solidarność właśnie: troska o każdego, nawet jeżeli kalkulacja podpowiadała, by poświęcić jego czy jej interes dla dobra ogółu.
Wszystkie komentarze