Tekst z cyklu "Made in China" w magazynie "Wolna Sobota"
Od tygodni media żyją tą aferą: kobieta publicznie oskarżyła starszego od niej mężczyznę na wysokim stanowisku, że ją wykorzystał i porzucił. To historia, jakich wiele, ale tu
niebanalni są protagoniści: ona to czołowa chińska tenisistka Peng Shuai, on to były wicepremier ChRL Zhang Gaoli.
Szczegóły ich relacji są niejasne; emocjonalny, umieszczony na platformie społecznościowej Weibo wpis uchyla tylko rąbka. Z tego, co napisała Peng, wynika, że ich związek zaczął się około 10 lat temu, kiedy Zhang był szefem partii w mieście Tiencin. Tłumaczył jej, że pozycja polityczna uniemożliwia mu rozwód z żoną. Zerwał relację tuż przed objęciem stanowiska w Stałym Komitecie Biura Politycznego KPCh. Trzy lata temu, już po przejściu na emeryturę, Zhang zadzwonił do prezesa związku tenisa, aby zamówić Peng do gry w należącym do partii kompleksie w Pekinie. Później tego samego dnia zmusił ją do seksu w swoim domu. Relacja na krótko ożyła, 35-letnia tenisistka potajemnie odwiedzała 75-letniego polityka w jego rządowym apartamencie.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Cytat ów (i cały artykuł zresztą) dedykuję tym wszystkim, którzy chętnie zamienią to obrzydliwe, zamordystyczne i krwawe imperium amerykańskie na jakiegoś innego, lepszego, sympatyczniejszego globalnego żandarma.
Na przykład na Chiny (albo na Rosję) :)
Na marginesie, konfucjanizm nie tylko kobiecie każe być poddanym. Mężczyźnie też. Wszyscy mają być posłuszni systemowi wyrażanemu przez cesarza. Że to był zazwyczaj mężczyzna to niewielka pociecha dla wszystkich innych mężczyzn zmuszanych do płaszczenia się przed jego mandarynami i karbowymi. Ot, Chiny.
To raczej przedwojenna Japonia a nie Chiny
Również tak to odczytałem. Prawo rzymskie mówi: Chcącemu nie dzieje się krzywda.
Co nie zmienia faktu, ze po ujawnieniu sprawy dziewczyna musiała „się zniknąć”.