Jeśli wirus zacznie powodować masową śmiertelność w koloniach pingwinów, to może oznaczać jedną z największych współczesnych katastrof ekologicznych - ostrzegają naukowcy.

W październiku na położonej w pobliżu Georgii Południowej wyspie Bird Island znaleziono martwe wydrzyki brunatne. Próbki do badań pobrane z ich ciał przez naukowców z British Antarctic Survey, czyli brytyjskiej służby antarktycznej, potwierdziły, że ptaki umarły na ptasią grypę. Był to pierwszy dowód, że śmiertelna choroba siejąca spustoszenie wśród dzikich ptaków na całym świecie dotarła również do Antarktyki.

Niestety, teraz zaczęły również umierać słonie morskie południowe, w Polsce zwane mirungami. - W niektórych miejscach mieliśmy masową śmiertelność sięgającą setek [osobników]. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że może to być ptasia grypa - powiedziała "Guardianowi" dr Meagan Dewar, przewodnicząca Antarctic Wildlife Health Network.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze
    Ptasia grypa nie istnieje. Słonie morskie umierają, bo przyjmują szkodliwy eksperymentalny preparat, za dużo się stresują i źle odżywiają. Same są słoniami swojego losu, więc chcącemu nie dzieje się krzywda.
    @Bartosz Bukowski
    W dodatku ulegają promieniowaniu 5G z masztów zainstalowanych w ukrytej hitlerowskiej bazie UFO pod lodem.

    Wszystko się zgadza.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0