- Łamzać - jedno z moich ulubionych słów zachodniomazurskich.
- Próbujesz coś wyłamzać: „no daj, daj…". To wypraszanie czegoś, może nawet trochę z ujmą dla własnej godności.
- Rzadko. Niestety, język mazurski jest niemal zapomniany. Z mazurskich słów powszechnie słychać już chyba tylko „jo". W Działdowie, gdy idę do sklepu, ludzie mówią „jo". Ale to słowo ekspansywne, zostało podłapane przez powojennych mieszkańców, a historycznie występowało w całej północnej Polsce. Dla mnie w dzieciństwie było bardziej naturalne niż „tak". Na co dzień wszyscy jokaliśmy. „Jo" młodym brzmiało może staroświecko, więc zrobiliśmy sobie „joko". I była jeszcze bliska temu „joćka".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Przyłączam się do pańskiego głosu!
w gwarze łódzkiej też występuje.
Bo (das) Futter to z niemieckiego jedzenie, żarcie, karma. Moja babcia (z warszawy) mówiła kartofle a nie ziemniaki.
Ten mazurski (tak jak śląski) to zdeformowane przenikające się języki niemiecki i polski.
Tak jak język chicagowski - jadę carem po stricie.
Ja też znam to słowo z dzieciństwa, chyba od matki, która pochodziła z Lubelszczyzny.
Chyba wszędzie, gdzie była styczność z niemieckim, na wsi moich dziadków w Małopolsce (austriacka Galicja) również. Nafutrować kogoś (się) - nakarmić kogoś lub "gadzinę" (zwierzęta w gospodarstwie), albo najeść się.
Z niemieckiego "füttern" - (na)karmić.
Przecież to wszystko germanizmy. Gafa - der Gaffel - widelec, ale także i widły; obszykunek - abschicken - oporządzać, odprawiać, nadawać; futrować - futtern - karmić; żaga - die Säge - piła. Jeżeli to jest ta odmienność gwary mazurskiej od polszczyzny, to mam złą wiadomość. To za mało na osobny język. Podobieństwo do gwary śląskiej, która też nasiąkała tego rodzaju germanizmami i nadbudowała zasób leksyki spolszczonymi germanizmami. Nawet ten "maltich" znajduje swoje uzasadnienie, albowiem na północ od linii Bernacka (izoglosa języka niemieckiego dzieląca dialekty niemieckie na wysokie i dolne) znajdowały się przed II Wojną Światową Mazury ;-) Z tych samych zresztą powodów literacki "Zug" w gwarze śląskiej to "cug", a w kaszubszczyźnie "cuch".
No i co? Jaki z tego wniosek?
I chyba wiem, o kogo chodzi w kwestii rekonstrukcji języka staropruskiego. Jedna z tych dwóch dziewczynek, dla której jest to pierwszy język jest, jak mi się zdaje, córką fizyka kwantowego z Torunia. Piękna sprawa.
P.S. Język staropruski NIE jest archaiczną wersją niemieckiego. Należy do grupy języków bałtyckich i jest spokrewniony np. z litewskim.
Tak, było ich więcej - Prusowie, Jaćwingowie, Galindowie i inni. Dziś już tylko Litwini i Łotysze. Ciekaw jestem czy faktycznie uda się trwale ożywić martwy od dawna język?