Dr Dominika Bychawska-Siniarska (Prague Civil Society Center), dr Małgorzata Kozak (Blue Dragon Institute, Uniwersytet w Utrechcie)
Przepisy dotyczące nowych technologii wymagają szerokiej i pogłębionej dyskusji, a nie naklejania łatek pod hasłem załatwienia konkretnych problemów – bo to jakby łatać wiadro dziurawe jak rzeszoto. A taki jest z pomysł, aby prezes UKE mógł blokować internetowe treści. Przecież to nie jest organ konstytucyjnie uprawniony do badania wolności słowa, a jego zespół nie ma zasobów i kompetencji, aby taką kontrolę sprawować.
Polska musi dostosować przepisy do licznych regulacji Unii Europejskiej, które wpływają na ład informacyjny i funkcjonowanie mediów. To m.in. Europejski Akt o Wolności Mediów, dyrektywa SLAPP w sprawie ochrony osób, które angażują się w debatę publiczną, przed oczywiście bezzasadnymi roszczeniami lub stanowiącymi nadużycie postępowaniami sądowymi, Akt o sztucznej inteligencji (AI Act) czy Akt o Usługach Cyfrowych (Digital Services Act, DSA).
Niepokój budzą legislacyjne przymiarki prowadzone pod hasłem implementacji unijnego Aktu o Usługach Cyfrowych.
W styczniu ubiegłego roku ogłoszono procedurę publicznych konsultacji - ogłoszono je 5 stycznia, a zakończono 19 stycznia. Było to i tak za późno, bo DSA wchodził w życie miesiąc później. Następnie przeprowadzono dwie tury konsultacji.
Przed dwoma tygodniami Ministerstwo Cyfryzacji zgłosiło nową poprawkę. Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) będzie mógł nakazywać blokadę treści internetowych, które uzna za niezgodne z prawem. Decyzje podejmie w trybie przyspieszonym, bez angażowania sądu, a autorzy publikacji zablokowanych wpisów np. na platformach społecznościowych, dowiadywaliby się o blokadzie po fakcie.
Ta poprawka to pokłosie błędnych założeń przyjętych przy implementacji DSA. Jak wskazuje Fundacja Panoptykon, nie ma ona nic wspólnego z treścią samego DSA, który nakazuje platformom internetowym, m.in. moderować czy blokować treści. Wprowadzenie tego nakazu wobec pośredników internetowych to wieloletnia zaległość Polski.
Od ubiegłego roku wiemy, że to Prezes UKE ma być koordynatorem ds. usług cyfrowych (KUC), zgodnie z wymogami DSA. Tyle, że DSA dotyka też ochrony danych osobowych, prawa konkurencji, moderacji treści oraz, w mniejszym stopniu, technicznych aspektów funkcjonowania rynków elektronicznych. Czy UKE i jego Prezes mają wystarczającą wiedzę i zasoby do efektywnego działania w tych obszarach? Wątpliwe.
Tymczasem wedle DSA, aby skutecznie chronić prawa użytkowników internetu, koordynator ds. usług cyfrowych (KUC) powinien nie tylko mieć odpowiednie kompetencje i zasoby, ale być też niezależny od wpływów politycznych, biznesowych.
Już w trakcie publicznych konsultacji wskazywano, że trzeba doprecyzować: podział kompetencji między urzędy, skąd wziąć potrzebne zasoby, przede wszystkim kadry i jaki będzie budżet na realizację zadań.
Według Ministerstwa Cyfryzacji w czasie konsultacji społecznych większość podmiotów poparło wyznaczenie Prezesa UKE jako głównego regulatora, przy wsparciu Prezesa UOKIK.
Fundacja Panoptykon słusznie podnosi, że gwarancje niezależności Prezesa UKE budzą wątpliwości. Czyli obok wpływania na treści przez platformy cyfrowe, istnieje ryzyko również wpływu politycznego.
Wątpliwości budzi wymóg „nieposzlakowanej opinii" (bez określenia, co to oznacza) koordynatora oraz to, że będzie mogła go odwołać zwykła sejmowa większość na wniosek Premiera.
Tymczasem już w 2021 r. Komisja Europejska miała uzasadnione, poważne wątpliwości co do odwołania w 2020 r. ówczesnego Prezesa UKE przed upływem kadencji (opinia KE przesłana do Polski).
Niezależność organów regulacyjnych powinna być zapewniona od strony formalnej i faktycznej. Aby bezstronne podejmować decyzje, trzeba mieć przede wszystkim zaplecze eksperckie, którego w naszej opinii UKE nie ma, jeśli chodzi o moderację treści. Słowo „bezstronny" oznacza nie tylko brak zewnętrznego wpływu, ale i to, że przy podejmowaniu decyzji urząd nie bierze pod uwagę preferencji jakiegokolwiek podmiotu.
Kolejną cechą niezależności jest rozliczalność (ang. accountability), a więc odpowiedzialność, nie tylko prawna, ale też przed społeczeństwem.
Wszystkie te aspekty wymagają szerszej dyskusji.
W jaki sposób będzie się sprawdzać nieposzlakowaną opinię i przygotowanie eksperckie Prezesa UKE?
Zastrzeżenia dotyczą również ostatniej propozycji Ministerstwa Cyfryzacji. Prezes UKE będzie wydawać decyzje o blokowaniu treści w ciągu 21 dni. Odwołania ma rozpatrywać sąd administracyjny, który nie ma możliwości przeprowadzenia postępowania dowodowego. A to uniemożliwia ważenie wartości, jakimi jest wolność słowa z jednej, a dobra osobiste i reputacja z drugiej.
W świetle Konstytucji to KRRiT stoi na straży respektowania wolności słowa, a sądy powszechne mają instrumenty oceny, czy i w jakim zakresie wolność słowa powinna ustąpić miejsca prawu do ochrony wizerunku oraz reputacji.
W ramach szerokiej koalicji organizacji pozarządowych apelowaliśmy wielokrotnie, aby regulacje nowych technologii, rozpatrywać również w kontekście ustalania ładu medialnego w Polsce. W złożonych przez nas uwagach do projektu ustawy o mediach publicznych – chodziło o implementację Europejskiego Aktu o Wolności Mediów (EMFA), podkreślaliśmy konieczność całościowego spojrzenia.
Obok DSA i EMFA, do 2025 r. państwa członkowskie muszą wdrożyć inne ważne regulacje, w tym rozporządzenie o reklamie politycznej (PAA), które ma uregulować zasady reklamy politycznej w Unii Europejskiej. 12 lipca 2024 r. opublikowano rozporządzenie dotyczące sztucznej inteligencji (AI), które wprowadza m.in. obowiązki informacyjne związane z treściami generowanymi za pomocą AI.
Wszystkie te przepisy zobowiązują państwa członkowskie, aby stworzyły skuteczne systemy ich egzekwowania na poziomie krajowym i już teraz mają istotny wpływ na funkcjonowanie mediów w Polsce.
Jak skutecznie wdrożyć w Polsce unijne akty, aby zapewnić rzeczywistą i mądrą ochronę praw obywateli? Niestety, nie da się tego zrobić bez wzmocnienia istniejących organów regulacyjnych i koordynacji między nimi.
Obok UKE, takie kompetencje i ekspertów mają na pewno Prezes UODO, KRRiT czy Prezes UOKIK.
Podczas konferencji prasowej w kwietniu ubiegłego roku ogłoszono zwiększenie liczby etatów w UKE, Ministerstwie Sprawiedliwości oraz UOKiK. To bez wątpienia krok naprzód, ale wciąż nie poznaliśmy szczegółów podziału kompetencji pomiędzy te instytucje oraz koordynacji ich działań.
W odniesieniu do regulacji działania firm zajmujących się AI (implementacja AI Act), Ministerstwo zaproponowało utworzenie Komisji Rozwoju i Bezpieczeństwa Sztucznej Inteligencji (dalej „KRIBSI" lub „Komisja"). Będzie ona nadzorować branżę sztucznej inteligencji oraz wspierać jej rozwój. Jako „jednostka ekspercka" ma współpracować z innymi organami publicznymi w obszarze AI.
Naszym zdaniem regulację AI należy rozważać w szerokim kontekście, jako część spójnego porządku regulacyjnego obejmującego nowe technologie, które mają wpływ na wiele dziedzin, w tym funkcjonowanie mediów i prawa obywateli do informacji. Tu też należy wzmocnić istniejące organy regulacyjne – zarówno pod kątem finansowym, jak i kadrowym.
Tu również kluczowa jest rola sądów, które będą np. rozpatrywać odwołania od decyzji KRIBSI. Czy obecny model odwoławczy przed Sądem Ochrony Konkurencji i Konsumentów, a następnie sądem apelacyjnym, jest odpowiedni do rozwiązywania tak złożonych i technologicznie zaawansowanych spraw? Mamy wątpliwości.
Pomysł, aby od zakazu publikacji treści trzeba było odwoływać się do sądu administracyjnego jest wadliwy. Można stworzyć wykwalifikowany sąd powszechny, np. na wzór sądów (wydziałów) własności intelektualnej, który zajmowałby się odwołaniami w sprawach związanych z nowymi technologiami, w tym np. moderacją treści.
Efektywna regulacja nowych technologii i ekosystemów przez nie stworzonych nie wymaga jednego superorganu, ale ekosystemu organów, które będą w stanie reagować. Dyskusja powinna więc dotyczyć tego, jak taki system zbudować (np. kompetencje poszczególnych organów), jak wspierać przedsiębiorców i administrację publiczną, jednocześnie upraszczając procesy regulacyjne, zamiast je komplikować.
Organizacje pozarządowe obserwujące proces reform wielokrotnie proponowały powołanie przy premierze międzyresortowego zespołu złożonego z przedstawicieli ministerstw pracujących nad wdrożeniem poszczególnych aktów prawnych, niezależnych ekspertów, medioznawców i prawników.
Tylko holistyczne podejście umożliwi stworzenie ładu medialnego, który sprosta wyzwaniom informacyjnym z jakimi musimy się mierzyć. To oznacza wdrożenie regulacji unijnych zgodnie z ich duchem i celami. Wydaje się, że to ostatni dzwonek na powołanie takiego zespołu, jeśli poważnie chcemy odpowiedzieć na wyzwania w zakresie wolności informacyjnej.
---
Wyborcza to Wy. Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Unia sobie "reguluje AI" a Chiny wprowadziły DeepSeek, który z łatwością przeprowadza dowody matematyczne... My sobie będziemy "implementować dyrektywy" a reszta świata nam odjedzie na lata.
A zapytaj DeepSeek o Tybet albo o Plac Niebiańskiego Spokoju i zobaczymy wtedy, jakie dowody przeprowadza XDDDDDDD
Zespól, o którym autorki piszą, gdyby powstał, pewnie by się sprawdził. Tylko że potrzebowałby kilku lat. Cóż, kilka lat temu rządził PiS. Szans na sensowne i wartościowe rozwiązanie w kilka miesięcy nie ma żadnych. Pozostaje:
1. wymyślić jakieś tymczasowe rozwiązanie, na tyle elastyczne, żeby dało się łatwo modyfikować
2. jednocześnie pracować nad ostatecznym rozwiązaniem, w fachowym gronie i bez pośpiechu.
Mleko niestety się rozlało. Spokojnie można by za to dołożyć każdemu pisiorowi po roku do odsiadki.