Usprawiedliwiając – ale tylko częściowo – postępowanie Jana Pawła II
W dyskusji o Janie Pawle II, któremu Polska – nie sposób tu nie zgodzić się z Adamem Michnikiem –zawdzięcza bardzo wiele, zapomina się o jednej ważnej przesłance. Otóż postawa kardynała Wojtyły wobec pedofilskich księży w archidiecezji krakowskiej, która z dzisiejszej perspektywy jest nie do zaakceptowania, wynikała w dużej mierze z kompleksu oblężonej twierdzy, w jakim ówcześnie trwał polski Kościół.
To kardynał Wyszyński, skądinąd człowiek o dość rygorystycznej moralności, zapoczątkował po roku 1956 politykę względnej tolerancji wobec występków księży, czy to natury seksualnej, czy też finansowej, a nawet nie wyciągał konsekwencji wobec duchownych, którzy chwilowo poszli na współpracę z SB. Politykę tę silą rzeczy przejął i Karol Wojtyła. Chodziło oczywiście o to, by komunistycznemu aparatowi partyjno-państwowemu nie dostarczyć dodatkowych możliwości szantażowania duchowieństwa, nie chciano też tracić poszczególnych księży na rzecz tzw. mariawitów. W ten sposób tolerowano rozmaite wykroczenia księży, a nawet biskupów. Tak np. w Płocku wszyscy, włącznie z klerem, wiedzieli, iż lokalny biskup jest ojcem dorodnego syna. Dopiero gdy rozzuchwalony hierarcha zorganizował w 1984 roku we własnym pałacu biskupim huczne wesele dla swej latorośli, sprawy nie dało się dłużej tuszować i utracił on swój stolec.
Oczywiście ciężar gatunkowy pedofilii jest zdecydowanie większy i ten obrzydliwy proceder nie da się porównać ze „zwykłym" libertynizmem obyczajowym czy nadużyciami natury finansowej.
Warunkiem uzyskania przebaczenia ze strony Kościoła i jego hierarchii była szczera spowiedź przed biskupem czy też kardynałem i oczywiście obietnica poprawy. Że ten zabieg z reguły zawodził w wypadku pedofilów, wiemy dziś bardzo dobrze, wówczas tak jednak nie myślano.
Za pewną winę Jana Pawła II można uznać fakt, iż już jako papież – choć wydał w tej sprawie kilka rozporządzeń - nie stworzył w obrębie Kościoła powszechnego przekonujących mechanizmów zwalczania pedofilii, zwłaszcza w krajach, gdzie kościół nie czuł się "oblężoną twierdzą". W wypadku Polski komunistycznej obstawałbym za zastosowaniem wobec Niego taryfy ulgowej. To były po prostu inne czasy i inne warunki.
Sergiusz Michalski
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Może być codziennie i codziennie w innym obrządku...
Pedofilia BYŁA PRZESTĘPSTWEM. I żaden syndrom oblężonej twierdzy z odpowiedzialności za to przestępstwo nie zwalnia.
Czy gdyby ksiądz "tylko" obcinał dzieciakom po paluszku, też uznałby Pan to za usprawiedliwione "sytuacją"?
Zwróć uwagę, że sądy świeckie w PRLu bardzo łagodnie traktowały pedofili. Niestety, takie wówczas było podejście do tego zboczenia. Inna była też skala tego zjawiska. Internet, dostęp do pornografii dziecięcej zrobiły swoje.
Zwracam uwagę jak traktują ją obecne.
A co do kwestii skali zjawiska to nie rozumiem. Kiedyś była większa czy teraz? Bo nic ale to NIC nie wskazuje że była mniejsza.
Trochę zagotowałem się już przy pierwszym zdaniu po leadzie tekstu. To nie jest żadne usprawiedliwienie. To co najwyżej może być próba wyjaśnienia - inna rzecz, że słaba. Od 1956 roku kościół żył w symbiozie z komuną. Jeśli był w tzw. dupie, to urządził się w niej znakomicie i korzyści czerpał ze wszystkich stron. Osobiście pamiętam, jak w latach 80. - w czasie, kiedy przez kościół przepływały tzw. dary z Zachodu dla Polaków - proboszcz raz w roku zmieniał samochód, i nie były to Fiaty 125 ani Polonezy...
I kolejny, który twierdzi, że 'Polska tyle zawdzięcza' i ani słow konkretu, co to takiego. Tak trudno wymienić? A może nie ma czego?
Dość słaba próba wybielania postaci coraz bardziej obrzydliwej.
To nie wiedziałem, że za pontyfikatu JP2 zmienił się ustrój w Stanach.
Tysiace szpiclowalo dla SB, hierarchowie mieszkali w palacach, jezdzili do Rzymu (i nie tylko), korzystali z rzadowej lecznicy, budowali koscioly i kaplice (przydzialy materialow od panstwa za to szpiclowanie wlasnie).
Kardynal Wojtyla wpadal czasem do Zakopanego swoim wisniowym mercedesem z szoferem-ochroniarzem i wyglaszal kazania w kosciele przy Krupowkach.
Jak na obroncow twierdzy specjalnym mestwem sie nie wykazali....
"Po 1956 roku funkcjonariusze polskiego kosciola katolickiego zyli jak paczki w masle. " Potwierdzam. W 1987 załatwiałem w parafii papiery do ślubu. Wikarzy w czasie mojego oczekiwania("w godzinach pracy") raczyli się zachodnim alkoholem i papierosami dostępnymi dla takich jak ja w Peweksie.
No a w czasie oblężenia to wiadomo, hulaj dusza, tu dzieciaczka zgwałcić, tam kobitkę dorwać. No co, przecież oblężenie jest?!
TomiK
Rozumiem, że w Kanadzie, USA, w Australii i Niemczech, w Brazylii i wszystkich innych krajach kościół też był "oblężoną twierdzą". I pewnie Jaruzelski osobiście ich wszystkich "oblegał".
Po prostu, obrzydliwe kulisy funcjonowania kościoła nie były znane większości Polaków. Pedofilia, chora pazerność, kościelna żądza totalitarnej władzy nie były wtedy akceptowane, ale tych "przymiotów" kościoła nie zauważano.
Inność tamtych czasów wynikała z bardzo słabego obiegu informacji. Gdy pojawiły się różne niezależne media i internet, "tamte czasy" skończyły się.
w partii, ale nie mogę się też pogodzić z błędnym nazewnictwem jakiego dopuszcza
się wielu ,,znawców" naszej historii. Otóż moim zdaniem Polska nie była nigdy
krajem komunistycznym, a socjalistycznym co ma wielkie znaczenie w jej historii.
A jeszcze większe znaczenie miało to dla społeczeństwa, które miało najbardziej
liberalne warunki do życia ze wszystkich krajów obozu sowieckiego jak i jego wiary.
Nazwa pochodzi nie od realnego ustroju, tylko od deklarowanego celu partii rządzącej. Nawet jeśli partia była robotnicza z nazwy, deklarowała budowę komunizmu. Ostatecznie skończyło się na stwierdzeniu, że rozwinięty socjalizm jest długotrwałym etapem przejściowym na drodze do komunizmu. Oczywiście taka deklaracja trafiła również do anegdot, na przykład takiej:
Po uruchomieniu w ZSRR pierwszego superkomputera nastąpiło jego uroczyste oddanie do użytku. Obecne na otwarciu kierownictwo partii chcąc sprawdzić potęgę nowego komputera, kazało zadać mu pytanie, ile zostało do zbudowania w ZSRR komunizmu.
Odpowiedź brzmiała "Dwa kilometry". Kiedy towarzysze zażądali wyjaśnień, uzyskali następujące rozwinięcie "Każda pięciolatka to krok w budowie komunizmu".
Podobno im więcej czasu upłynęło od rozpowszechnienia tej anegdoty, tym droga w kilometrach była dłuższa.
Swoją drogą powinieneś protestować też przeciwko nazywaniu Polski i różnych innych krajów demokratycznymi, bo w rzeczywistości nie spełniają warunków wdrożonych w innych krajach.
ja pisałem o odczuciu społeczeństwa,
a nie stwierdzeniach wielu idiotów,
takich jakby chociaż obecnej władzy !
Polska nie jest krajem demokratycznym?
może i masz rację, bo zbyt wielu mieszka tu
rasistów, ksenofobów i dewotów, ale jest
i szansa że ci którzy powrócą z saksów są
bardziej uświadomieni i zmienią kraj.
Na ile procent oceniasz demokrację w Polsce?
na 20- 30%
choć to jak i z wiarą, deklaruje się
ponad 98 % jako demokraci.
> na 20- 30%
I oczywiście wiesz, że formalnie Federacja Rosyjska też jest państwem demokratycznym, czyli demokracja nie jest zero-jedynkowa, tylko statystyczna.
W sensie: "Niech mowa wasza będzie: tak - tak, nie - nie"?