Doyen (dziekan) korpusu musi podawać rękę, a także zapraszać na ceremonialne spotkania wszystkich dyplomatów.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

W notatce Łukasza Woźnickiego w "Wyborczej" o rzekomo błędnym postępowaniu nuncjusza papieskiego w Polsce – zaprosił on bowiem na rutynową ceremonię pożegnania akredytowanych w Warszawie dyplomatów osławionego rosyjskiego ambasadora Andriejewa – przytoczona jest odnosząca się do tego faktu opinia rzecznika MSZ Łukasza Jasiny.

Pan Jasina wspiął się na najwyższy diapazon moralnego oburzenia, mówiąc, że nie powinno się zapraszać na takie ceremonie zbrodniarzy w rodzaju Andriejewa oraz że MSZ, a także Jasina osobiście, nie zgadzają się z polityką Watykanu w stosunku do Rosji.

Piszący te słowa też nie jest zachwycony postawą Watykanu wobec reżimu Putina. Takoż pan Andriejew, demagogiczny dyplomata, komentujący w sposób niesłychanie kłamliwy zarówno zbrodniczą politykę Rosji, jak i obecne, a także przeszłe, stosunki polsko-rosyjskie, nie jest bohaterem mojego romansu. Jest on wprawdzie przedstawicielem zbrodniarza, czyli Władimira Putina, sam jednak zbrodniarzem nie jest. Co więcej – nuncjusz papieski zaprosił Andriejewa w ramach swej funkcji nie jako przedstawiciel Watykanu, lecz jako urzędujący dziekan korpusu dyplomatycznego w Warszawie.

Jako Doyen (dziekan) korpusu musi podawać rękę ambasadorom akredytowanym w Warszawie, wszystkim dyplomatom oraz zapraszać ich na ceremonialne spotkania niezależnie od tego, czy jemu i jego watykańskim przełożonym się to podoba.

Obowiązki dziekana korpusu dyplomatycznego są jakby ponadpaństwowe i nie zawsze muszą być zgodne z interesem państwa, które go wysłało. Przytoczę tu jeden, jakże znamienny, przykład.

Po wkroczeniu wojsk sowieckich 17 września 1939 do Polski rząd sowiecki przestał respektować status dyplomatyczny ambasadora RP w Moskwie Wacława Grzybowskiego, a także jego współpracowników, chcąc tym samym uznać polskich dyplomatów za swoistych bezpaństwowców.

Oczywiście następnym etapem byłyby przesłuchania przez NKWD, których wynik był łatwy do przewidzenia. Zaprotestowały przeciw temu ambasady zachodnie, ale nie wywarło to na Sowietach  większego wrażenia. I tu włączył się do sprawy ambasador III Rzeszy w Moskwie, hrabia Friedrich-Werner Graf von der Schulenburg, pełniący wówczas funkcję dziekana korpusu dyplomatycznego.

Działając w gruncie rzeczy przeciw interesom Berlina, któremu wszelkie konflikty polsko-sowieckie byłyby przecież bardzo na rękę, ten przywiązany do zasad protokołu dyplomatycznego dyplomata starej szkoły protestował – nie jako ambasador niemiecki, lecz właśnie jako dziekan korpusu - przez kilka tygodni u Mołotowa i przyczynił się tym samym do zmiany sowieckiej decyzji. Wprawdzie NKWD zaaresztowało i niestety zgładziło potem konsula RP w Kijowie, lecz ambasador Grzybowski i jego moskiewscy pracownicy mogli jednak po kilku tygodniach pobytu w swoistym areszcie domowym opuścić Związek Radziecki.

I pomyśleć, że przyczynił się do tego pruski – czyli oczywiście antypolski – konserwatysta, który na dodatek jako ambasador w Moskwie był zwolennikiem jak najściślejszych stosunków niemiecko-radzieckich, a te jego interwencja mogła, w wypadku niekorzystnego splotu okoliczności, narazić na szwank.

Nuncjusz apostolski w Warszawie kierował się jako dziekan korpusu dyplomatycznego niewątpliwie podobnym etosem dyplomatycznym co hrabia Schulenburg.

listy@wyborcza.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Oni jednak mają rozdwojenie jaźni, sami to go zapraszają na wywiady do swoich rządowych szczujni...
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Polski MSZ, jak i większość polskiego rządu, to ludzie kompletnie niekompetentni. MSZ to dyplomatołki, jak to zgrabnie powiedział kiedyś pan Władysław Bartoszewski...
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Jeden ambasador zmusza do odwrotu cała kadrę dyplomacji i ma swobodne pole do działania w kraju. Gdyby to chodziło o mecz szachowy lub piłkarski mozna sobie nie dzialac. Ale tu chodzi o trzymanie blisko goscia z kraju ewidentne nieprzyjaznego w realnym świecie i pokazywanie innym dyplomatom, ze nie jesteśmy amatorami.
    już oceniałe(a)ś
    3
    1
    Się pisdy męczą z radzieckim ambasadorem - trzeba by zerwać stosunki dyplomatyczne ze związkiem radzieckim bo w tej chwili ambasador jest formalnie „mile widziany”.
    @batman666
    trafna bardzo uwaga...
    już oceniałe(a)ś
    1
    0