Za Sousy kadra grała ładnie, ale nie miała wyników, za Michniewicza dostaliśmy wyniki bez stylu, Santos doprowadził nam kadrę do depresji – zamiast meczów na zero z tyłu mieliśmy zero stylu i wyniki katastrofalne.
Trzeba zatem powściągnąć apetyty. Albo rybki, albo akwarium. Chyba czas się wreszcie pogodzić z tym, że nie jesteśmy nacją, którą stwórca powołał do wygrywania mundiali. Albo mijamy się z tym powołaniem jawnie i uparcie. Rozwody naszej kadry narodowej z kolejnymi trenerami dokonują się z orzeczeniem o winie – zawsze winny jest coach – jeden uwiódł i zdradził, drugi nie dawał radości, innemu brakowało polotu, ostatni się wywyższał i pogardliwie przewracał oczami.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
PS
Artykuł przeczytałem tylko ze względu na autora, którego bardzo cenie ale też pojąć nie mogę jak może fascynować się "sportem" finezyjnym jak wrestling
Młodsi kibice pewnie nie wiedzą, starsi być może nie pamiętają, ale na przełomie lat 80 i 90 reprezentacja siatkarska miała problemy z kwalifikacją do imprez rangi ME, MŚ czy IO. Byliśmy europejskim przeciętniakiem. Wtedy jednak nastąpiła rewolucja w PZPS. Ster w Związku przejęli ludzie z otwartą głową, a przede wszystkim pomysłem, jak wydźwignąć polską siatkówkę z marazmu.
W ciągu kilku lat powstał kompleksowy system szkolenia oparty na najlepszych wzorcach ze świata, zainwestowano ogromne (jak na ówczesne polskie warunki) pieniądze w promocję siatkówki w szkołach (przygotowano specjalne podręczniki dla nauczycieli WF-u, które rozesłano do wszystkich szkół podstawowych i średnich w Polsce), wprowadzono konkursy na selekcjonera reprezentacji, a także (co ważne) sięgnięto po szkoleniowców z zagranicy. Efekty tej tytanicznej pracy oglądamy już od kilkunastu lat i patrząc na wyczyny naszych juniorów i kadetów (niemalże nie schodzą z podium imprez mistrzowskich w swoich kategoriach wiekowych) będziemy oglądać jeszcze przez lata.
Problem jest taki, że to jest nie do skopiowania we współczesnej piłce. Po prostu skala finansowa nie ta. Zachód odjechał, zamknął się w złotej klatce umów sposnsorskich i odjeżdżać będzie coraz szybciej.
Oczywiście polskich klubów raczej nigdy nie będzie stać na konkurowanie na rynku transferowym z potentatami. Nie w tym jednak problem. Nikt mi nie mówi, że stworzenie i wdrożenie nowoczesnego, kompleksowego i spójnego systemu szkolenia, przygotowanie trenerów i nauczycieli do pracy z dziećmi i młodzieżą czy wprowadzenie konkursów na stanowisko selekcjonera i obwarowanie ich koniecznością zatrudniania w sztabie polskich asystentów (tak było w PZPS od momentu zatrudnienia Lozano w 2005 r.) jest poza zasięgiem finansowym i organizacyjnym PZPN-u, który mimo mierności polskiej piłki kopanej wciąż obraca pieniędzmi, o których w PZPS mogli i mogą tylko pomarzyć (najlepszy przykład reprezentacja za złoto ME dostała 500 000 euro, piłkarze za sam awans na ME dostaną od UEFA 1 mln euro).