Nie wystarczy rzec, że przybył, zobaczył, zwyciężył. Messi wtargnął do amerykańskiego futbolu jak tornado. I zanosi się, że będzie wkrótce najsłynniejszym symbolem Miami – wyprze deskę surfingową, porośnięte palmami plaże nad oceanem i gigantyczny park rozrywki Walta Disneya jako podstawowe skojarzenia z głównym miastem Florydy i okolicami.
Gdy tam lądował, piłkarze Interu Miami mieli za sobą passę 11 meczów bez zwycięstwa. Z nowym liderem w składzie natychmiast przefrunęli na drugi kraniec skali – nie przegrali jeszcze ani razu, awansowali do ćwierćfinału Leagues Cup, rozgrywek, w których rywalizują kluby meksykańskie, kanadyjskie i amerykańskie.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
- Walt Disney jest w Orlando, nie w Miami (czyli w miescie najwiekszych wrogow Interu)
- W Leagues Cup graja rowniez kluby z Kanady, nie tylko ze Stanow i Meksyku
- Palmy nad bulwarami? Nie kojarze, ale kolorowe budki na plazach lub jak zwykl mawic geniusz komentatorstwa Ray Hudson "spandex in Miami Beach" bylby lepszymi porownaniami!
Pozdrawiam!
A Beckham liczy baksy heh