- Oh, fuck... - takimi słowami Magdalena Fręch rozbawiła publiczność w czwartek na korcie, po zwycięskim meczu z Soraną Cirsteą. Była pytana o przebieg trzeciego seta, o to, co czuła i myślała, gdy tak doświadczona rywalka jak Cirstea zaczęła odrabiać straty. Polka wygrywała 4:1, dwa gemy później było już 4:3. Tego dnia skończyło się szczęśliwie, Fręch wygrała decydującą partię 6:4.
Dzień później szczęśliwego finału już nie było, a pościg rywalki był znacznie efektowniejszy.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze