Tadej Pogacar w Tirreno Adriático i Primož Roglic w Paryż - Nicea przygotowują pole do najgorętszego kolarskiego starcia od lat w Tour de France.

Była sobota, 13 marca. 24-letni Gino Mäder szykował się właśnie do świętowania pierwszego zwycięstwa w zawodowym peletonie, po trzech latach ostrego ścigania się po całym świecie. Poczuł się bezpiecznie, bo jakieś 150 m przed metą siódmego etapu wyścigu Paryż - Nicea zerknął do tyłu, w kierunku grupki jadących za nim pod górę, dystans wydał mu się bezpieczny. Ale kiedy miał zaledwie 50 metrów do mety, przemknął obok TGV. Finiszujący lider wyścigu Roglic (Jumbo-Visma) odebrał Szwajcarowi (Bahrain Victorious) triumf w najtrudniejszym, górskim etapie. - Przestraszyłem się, że dostanę zapalenia płuc od przeciągu, tak szybko przejechał obok mnie - powiedział Mäder, chyba z sarkazmem, i dodał: - W pierwszym odruchu chciało mi się płakać.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Żenujące te zarzuty dziennikarzy. W takich wyścigach liczy się tylko zwycięstwo, gdyż na każdym następnym etapie może "powinąć się noga".
    już oceniałe(a)ś
    1
    1
    Roglic sie akurat dzisiaj pozamiatal, szkoda go
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    A może by tak w duchu pan-słowiańszczyzny pociesyć się razem z nimi tymi zwycięstwami zamiast opłakiwac brak sukcesów u naszych. A kto wie, może Stoch i Żyła też się przerzucą na rowery.
    już oceniałe(a)ś
    2
    1
    Cyrk zawodowych koksiarzy...
    już oceniałe(a)ś
    2
    3