Zleciało się tam ośmiu mózgowców, którzy rywalizowali o zaproszenie na mecz o mistrzostwo świata. Zwycięzca miał rzucić wyzwanie panującemu od 2013 roku Norwegowi późną jesienią. Minął właśnie półmetek – mieli grać każdy z każdym, raz białymi i raz czarnymi – a pozycję lidera zajmował od środy francuski arcymistrz Maxime Vachier-Lagrave. Co ciekawe, partie komentował m.in. sam Magnus Carlsen. Na bieżąco, w transmisji wideo w serwisie Chess24.com.
Vachier-Lagrave został przyjęty do starannie wyselekcjonowanego grona pretendentów w ostatniej chwili, gdy ze strachu przed pandemią z udziału zrezygnował Azer Tejmur Radżabow. O przełożenie turnieju apelował też Wang Hao, którego nie mogli wspierać odizolowani w kwarantannie sekundanci (analizują partie rozegrane, rozpracowują kolejnych rywali, przygotowują wymierzone w ich słabości otwarcia i przewidują wrogą strategię, często pracując wtedy, gdy lider teamu śpi). – Przecież cały świat tkwi teraz w głębokim kryzysie, a ja musiałem całkowicie zmienić plan przygotowań – argumentował Chińczyk.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
W tym turnieju o pierwszeństwie decyduje wynik bezpośrednich spotkań.Taki jest regulamin. Tyle samo punktów może mieć dwóch, trzech, a może i większa liczba szachistów. A jeśli wyniki bezposednich spotkań między nimi są takie same, to regulamin precyzyjnie określa dalszy scenariusz.Zanim zabiera się głos, trzeba najpierw coś wiedzieć, czyli przeczytać. Szachy to taki sport, w którym należy wiedzieć, o czym się pisze, a raczej, w przypadku pana Steca, co się przepisuje.Człowiek, jak pan Stec, który nie słyszał wcześniej o Radżabowie, o w gruncie rzeczy nic sensowego nie ma do powiedzenia o żadnym innym szachiście (o Carlsenie powtarza tylko "geniusz", "genialny") jest jak ktoś, kto pisze np. NBA o nigdy nie słyszał o Currym czy o historii polskiej piłki nożnej, a nie słyszał o np. Szarmachu czy Żmudzie.
Ech, Steca znowu poniosło... :-(
Nadal jednak nie myśli, bo nie można pisać, że Francuz "minimalnie prowadzi. Ma identyczną liczbę punktów...". Szachy to nie koszykówka, łucznictwo czy piłka ręczna. Dodatkową punktację, ewentualnie, bo nie zawsze, stosuje się po wszystkich partiach.
Po siedmiu partiach:
Vachier-Lagrave i Niepomniaszczij - po 4,5 pkt.,
Caruana, Griszczuk, Giri i Wang - po 3,5 pkt.,
Aleksenko i Ding - po 2,5 pkt.
Każdą partię - komentarzami w różnych językach, z udziałem m.in. znakomitych szachistów - można było śledzić na bieżąco.
Trochę to naciągane. Pierwszym dodatkowym kryterium jest tu wynik bezpośredniego starcia, a ponieważ prawdopodobieństwo remisu jest znacznie większe od prawdopodobieństwa jakiegokolwiek innego rozstrzygnięcia, już nie mówiąc o zwycięstwie konkretnego zawodnika, ma wprawdzie niewielką, ale ewidentną przewagę.
Owszem, MVL miał w pierwszej połowie więcej białych niż czarnych, co oczywiście nieco zmniejsza tę przewagę, zwłaszcza że z Niepomniaszczijem wygrał białymi, ale statystycznie rzecz biorąc, jakąś przewagę ma.
Czyli zgodnie ze statystyką: remis znacznie bardziej prawdopodobny od zwycięstwa którejkolwiek ze stron. Do tego, jeśli się nie mylę, kolejność w drugiej połówce będzie taka sama, więc obecni liderzy spotkają się ponownie dopiero w ostatniej rundzie, kiedy to w przypadku równej liczby punktów MVL będzie mógł zagrać na remis, co w szachach, jak wiadomo, jest stosunkowo łatwe.
Za epitety dziękowałem już pod artykułem zalinkowanym w tym tekście, teraz tylko sprostowanie, bo jeszcze ktoś uwierzy.
Oczywiście Pani zmyśla, można w tym wypadku pisać, że Francuz minimalnie prowadzi - i następnym razem w identycznych okolicznościach też tak będzie napisane.
Panie Stec, ma Pan rację. Przeoczyłem, moja wina. MVL ma 4,500001 pkt. Rosjanin: 4,5 pkt. Niedostrzegłem, geniuszu myśli.
Francuz ma wyraźnie większe szanse wygrać rywalizację. Do ostatniej rundy liczba czarnych i białych w obu przypadkach będzie taka sama, przeciwnicy też ci sami, więc do oszacowania pozostaje szansa Niepomniaszczija na zwycięstwo w tej ostatniej partii białymi, a to nie przekracza 20-25 procent (w praktyce, jeśli będzie musiał wygrać "na żądanie", pewnie nawet mniej). Biorąc pod uwagę punktację na półmetku i ranking poszczególnych graczy, szanse Francuza na zwycięstwo, statystycznie rzecz biorąc, przekraczają w tym momencie (jeśli się nie mylę, robię to bardzo na oko) 50 procent. Do tego trzeba uwzględnić bezpośrednie starcia, w których to MVL prowadzi 6 do 1 przy 7 remisach. W szachach to już pogrom. (To rówieśnicy, więc nie da się tego zwalić na czasy juniorskie).
Stawiałabym na Giriego lub Curuanę.
Podkreślam raz jeszcze, że piszę z punktu widzenia statystyki. Taki Caruana, żeby wygrać, musiałby w drugiej połowie zagrać lepiej, niż wskazuje jego obecny ranking, a MVL i Niepomniaszczij - gorzej. Oczywiście, wszystko jest możliwe, ale to tak, jakby w tenisie numer jeden po czterech rundach, przed ćwierćfinałem, miał za sobą, powiedzmy, 20 długich setów, a numer dwa w drugiej połówce drabinki - 12 krótkich. Powiedzmy nawet, że obaj są w równie dobrej formie, a ta różnica wynika wyłącznie z formy przeciwników. Oczywiście, numer dwa mógłby zaliczyć wpadkę i nawet nie dojść do finału, ale chyba nie zaprzeczysz, że miałby w tym momencie dużą przewagę nad jedynką?
Jeżeli już, to zastosowanie miałby raczej rachunek prawdopodobieństwa i ponad stuletnia praktyka turniejowa. Ta ostatnia dowodzi, że czasami ten, kto zaczął turniej od "długiej roszady", czyli trzech porażek, wygrywał silny turniej.Proszę wybaczyć, ale porównanie z tenisem jest niecelne, bo po każdej rundzie zmęczenie jest takie samo. Gdyby ranking grał, to dwa poprzednie mecze o mistrzostwo świata w stylu klasycznym Carlson powinien był wygrać dość łatwo, a oba zremisował (z caruaną i Karjakinem). Caruana natomiast bez gry powinien zostać ogłoszony zwycięzcą w Jekaterynburgu, bo dzieli go od obecnych liderów przepaść w rankingu. To tak, jakby Barcelona miała grać z Legią. Ale szachy, jak widać po jekaterynburskim turnieju, to nie piłka czy tenis.
Nieprawda. Różnica kilkudziesięciu punktów Elo to może +1 w 10 partiach. Na przykład 2 wygrane, 1 porażka, 7 remisów.
Jeszcze jedno mi się przypomniało:
"Gdyby ranking grał, to dwa poprzednie mecze o mistrzostwo świata w stylu klasycznym Carlson powinien był wygrać dość łatwo, a oba zremisował (z caruaną i Karjakinem)".
Proponuję sprawdzić fakty, bo kiedy Carlsen i Caruana grali mecz o mistrzostwo, różnica w rankingu wynosiła... trzy punkty.
Jeśli chodzi o Karjakina, różnica między nimi wynosiła na początku meczu 80 punktów, co daje mniej więcej 61% na korzyść Carlsena (prawdopodobieństwo zwycięstwa plus połowa prawdopodobieństwa remisu), czyli na przykład 41%, że wygra partię, 40%, że zremisuje, 19%, że przegra. Jeśli dobrze liczę, spodziewany wynik to na przykład dwa zwycięstwa Carlsena przy 10 remisach, ale przy zaledwie 12 partiach w meczu remis nie powinien wcale dziwić.
"To tak, jakby Barcelona miała grać z Legią." I kto tu ma pojęcie o szachach!