Gdy elegancki w ruchach i w bardzo twarzowej konfekcji Anthony Joshua - formalnie tzw. pretendent, ponieważ będzie chciał odebrać tytuł rywalowi - wszedł na ring, niemal w 100 procentach męska, kilkudziesięcioosobowa widownia jak jeden wzięła smartfony w dłonie, aby nakręcić wideo z najsławniejszym pięściarzem świata.
Ale na wysokich piętrach budynków ITCC, kompleksu technologicznego w Rijadzie, między którymi postawiono ring na czas treningu otwartego, aura Brytyjczyka nie zrobiła wielkiego wrażenia. Przez szyby szklanych biurowców było widać mężczyzn w śnieżnobiałych thobach i biało-czerwonych kefijach, którzy po pracy w korporacyjnych salach modlitewnych kłaniali się w kierunku Mekki. Potem zgasło światło, a oni wyszli zapewne tam, gdzie w Rijadzie toczy się życie, nie do wymarłego wieczorem kompleksu biznesu hi-tech. - Wiem, że lepiej byłoby to zrobić tam, gdzie są kibice boksu, czyli w Londynie, Nowym Jorku, Cardiff, ale tutaj są pieniądze. A ja jestem promotorem, dbam o interesy mojego zawodnika - mówił Eddie Hearn, promotor „starcia na wydmach”.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze