– Jestem wyczerpany – powiedział Federer po ostatniej piłce najlepszego tenisowego spektaklu tego sezonu. Jeśli to prawda, to obok wszystkich swych atutów jest też mistrzem kamuflażu. Na korcie sprawiał bowiem wrażenie, że mógłby wytrzymywać napór Nadala jeszcze przez kolejnego seta. Nawet gdyby miał się kończyć tegoroczną nowinką, czyli tie-breakiem przy stanie 12:12.
Takiej dramaturgii nie było, bo Federer rozegrał swój mecz sezonu. W pierwszym secie jego przewaga była minimalna, nieporównywalnie mniejsza niż ta, którą Nadal osiągnął w drugim. Hiszpan posyłał piłki z niesamowitą siłą i rotacją, dwukrotnie przełamał rywala i odzyskał kontrolę nad przebiegiem spotkania. Tak się przynajmniej wydawało. Bo od trzeciego seta Federer wszedł na inny poziom, nieosiągalny w Londynie chyba dla nikogo. Uderzał piłkę z idealnym wyczuciem, szybko, zaraz po koźle. Zaczął wywierać presję na Nadala i przełamał go, odskakując na 3:1. W decydującej akcji zmieścił tyle wirtuozerii, ile inni tenisiści nie potrafią wykreować w czasie całego turnieju.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze