Norweski mistrz biegów narciarskich szczególnie upodobał sobie swych sąsiadów, Szwedów. Kpił z nich, nabijał się, twierdził, że nawet biegacze z Andory prezentują wyższe umiejętności niż oni, nie darował nawet szwedzkiemu królowi, którego przedrzeźniał. Krzyczał do króla po wygranych zawodach, by patrzył i uczył swoich podwładnych, jak się wygrywa, tak aby przestali być takimi niedojdami.
Uważał, że sportowa walka toczy się nie tylko na trasie i stadionie, ale także poza nim – to również pojedynek psychologiczny przed i po wyścigach. Prowadził go z dużą zawziętością, a gdy przychodziło do rywalizacji ramię w ramię, był utrapieniem wszystkich biegaczy. Cynicznie wykorzystywał rywali, przyczepiał się niemal do ich pleców, by skorzystać z ich wysiłku, nie wahał się używać w walce łokci i kijków.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze