Mam z nim kłopot podwójny – czuję, że zasługuje na okrutną recenzję, ale czuję też, że szczere pisanie nie zrymuje się z podniosłą atmosferą, zabrzmi trochę jak wypominanie zmarłemu wad w trakcie pogrzebu i to przez przekrzykiwanie wygłaszającego uroczystą mowę pochwalną. A zarazem sam zawdzięczam Wengerowi mnóstwo fantastycznych doznań estetycznych, jego drużynę z okresu „Niezwyciężonych” wciąż wspominam jako najwspanialszą angielską pośród wszystkich, które oglądałem, grającą jeszcze bajeczniej niż obecny Manchester City. Rzadko zdarza się, by futbol nie tyle składał się z oderwanych od siebie akcji, ile tworzył spójną 90-minutową kompozycję, niemal symfonię. W XXI wieku udawało się to Barcelonie i reprezentacji Hiszpanii, udawało się Bayernowi, udało się też Arsenalowi.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
pierwszy mecz z atletiko to bicie glowa w sciane. pusta glowa. W tej chili w arsenalu nie ma wybitnych pilkarzy ale ...w futbolu rowniez liczy sie zespol i atmosfera w nim panujaca. co udowodnil lester i blekbern. wenger nie umie tworzyc dobrej atmosfery.