Jestem stary jak złoto Fortuny. Rocznikowo, ale tych kilka miesięcy różnicy marną jest pociechą. Kiedy media fetowały sobotni sukces Macieja Kota, przypominając niezwykłą okoliczność zwycięstwa dokładnie czterdzieści pięć lat po zakopiańskim skoczku, pomyślałem sobie: dawno, strasznie dawno, wszak cały PRL ledwie tyle uciągnął.
Czterdziestopięciolecie to jest czasu szmat, jeden Kasai wiosny nie czyni; to nie żadna wiosna, jesień też jeszcze nie, ale późne lato życia na pewno. W tym wieku należy już ograniczać negatywne emocje i przecież nie tylko po to, żeby nie narażać na szwank organizmu, który wkracza w wiek zawałowy, lecz z tej prostej przyczyny, że w wieku wysoce dojrzałym człowiek nie może już być aż tak głupi, żeby się samemu nad sobą bezprzyczynnie znęcać. Mam tak, że pasjonują mnie tylko dwie dyscypliny sportu. O skokach narciarskich i wynikających z nich radościach nigdy dość pisania, zwłaszcza tej zimy, kiedy rywalami Polaków są najczęściej inni Polacy, są klasą dla siebie. Dla niepoznaki czasem jakiś Kraft czy Tande wyskoczą przed szereg, ale zaraz wszystko wraca do normy – dla fana polskich skoków nastała zima stulecia.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze