The Beatles istnieli zaledwie dekadę i to 60 lat temu. To wystarczyło, żeby zostali legendami muzyki i ikonami popkultury. Ich najwięksi rywale z tego okresu, The Rolling Stones, grają nieprzerwanie od 1962 r. I też mają status żywych legend.
Teraz, jak donosi amerykańskie „Variety", żyjący członkowie The Beatles - Paul McCartney i Ringo Starr - połączyli siły z Mickiem Jaggerem, Keithem Richardsem i Ronniem Woodem i nagrywają wspólnie nowy album Rolling Stonesów. Producentem ma być Andrew Watt, zdobywca nagrody Grammy, utalentowany gitarzysta i ulubiony współpracownik legend rocka - Ozzy’ego Osbourne’a, Iggy’ego Popa czy Pearl Jamu, i gwiazd popu: na koncie ma współpracę z Eltonem Johnem i młodszymi - Justinem Bieberem, Miley Cyrus czy Dua Lipą.
Wszystkie komentarze
Bardzo się cieszę i czekam.
Ciekawe tylko jak się zderzą te ego (ega?) Paula i Micka. Ciężką robotę będzie miał kolega Keef :)))
A skąd się w ogóle wzięła kariera zespołu THE ROLLING STONES?
Ano wzięła się ona z pewnej rozmowy w pewnej knajpie
Koleś z firmy Decca spotkał się w tej knajpie z 20-letnim wtedy Dżordżem Harrisonem, gitarzystą solowym The Beatles
A dlaczego się spotkał?
A bo się wcześniej okazał IDIOTĄ - i sam się z tego śmiał
Mianowicie: firma Decca jakoś dwa lata wcześniej ODRZUCIŁA zespół The Beatles - uznali bowiem, że "zespoły gitarowe nie mają przyszłości"
Hehehehe - serio - tak powiedzieli Epsteinowi (menedżerowi Bitelsów) :)
To chyba nawet lepsze, niż Mirosław Trzeciak, który odrzucił 20-letniego Roberta Lewandowskiego z Legii mówiąc "po co nam Lewandowski, skoro mamy Arrubarenę", co nie? :)
Wtedy Decca odrzuciła Bitelsów - ale potem przytuliła ich EMI, a w zasadzie jej frakcja, czyli Parlophone (genialny Georg Martin, producent, któremu świat zawdzięcza Bitelsów, podobnie jak Epsteinowi)
No i teraz jest taka sytuacja: koleś z Decca spotyka się w knajpie z 20-letnią gwiazdą The Beatles, Harrisonem (rok 1963) - i obaj się śmieją z tego, co się wydarzyło 2 lata wcześniej.
I koleś z Decca pyta Dżordża: słuchaj, no dobra, pośmialiśmy się trochę z mojej głupoty, ale może znasz jakiś inny zespół, który może być gwiazdą taką jak Wy? A na to Dżordż: no pewnie, że znam. Kolesie z Londynu, więc będzie ci łatwiej, niż z nami, bo nie będą musieli dojeżdzać. - A jak się nazywają? - zapytał pan z Dekki z nadzieją
- ROLLING STONES - odpowiedział Dżordż H.
A pan zapytał: ROLLING - WHAT?
A Dżordż dopowiedział: STONES!
I pan zapisał tę nazwę sobie zapisał, bo pan czuł, że drugi raz już nie może spieprzyć tematu
...i tak się zaczęła kariera zespołu The Rolling Stones
...nie ma za co :)
...że już nie wspomnę o tym, skąd się wziął PIERWSZY PRZEBÓJ THE ROLLING STONES... i jak powstał - i KTO go napisał i w jakiej sytuacji...
(chyba, że chcecie, żebym wspomniał - to wspomnę) :)
Wiemy, ale bardzo dziękujemy:)
Miło było poczytać.
piękne
Ale co ze Stonesami ?
Byłem w ubiegłym roku na koncercie Jethro Tull i 75 letni wtedy lider zespołu Ian Anderson świetnie dawał sobie radę emanując niesamowitą energią
Artur Rubinstein, ur. 1887r. po raz ostatni publicznie wystąpił w maju 1976 w Wigmore Hall w Londynie. Z palcami i słuchem to różne cuda się dzieją...
OK wyjątki się zdarzają. Słuchałam starych gwiazd i w większości było słabo. Gdyby nie chórki i aparatura byłby dramat. Oczywiście są lepsze i gorsze koncerty, ale generalnie czas zabija wszystko. Taka jest jego rola.
Racja. Wyjątki się zdarzają, ale Rubinstein to inna muzyka, inna liga, a nie walenie przez 40 lat na scenie tysiącami watt. Rockowi giganci są mocno wyeksploatowani i często niestety głusi, albo prawie głusi.
Nie słyszałem, ale myślę, że Anderson dawał świetnie radę na instrumentach, bo wokalnie już od dawna prawie nie funkcjonuje - chore płuca niestety zrobiły swoje.
Ian zawsze był dużo lepszym instrumentalistą od każdego z The Beatles czy The Rolling Stones (i nie tylko Ian, ale również każdy z muzyków Jethro Tull). Z całym szacunkiem dla Beatlesów i Rolling Stonesów - oba te zespoły grały świetną, ale zawsze bardzo prostą i łatwą technicznie do wykonania muzykę.
A to ciekawe, bo fachowcy uważają Keitha Richardsa za jednego z najlepszych gitarzystów świata.
A Jaggera za jednego z najlepszych wokalistów.
A nieżyjący Brian Jones był uważany za gitarzystę z górnych miejsc rankingów.
Ron Wood również jest w czołówce.
Mick Jones, były gitarzysta Stenesów, też łapie się w rankingi wiodących gitarzystów. A i McCartney z The Beatles też.
Mick Jones, mówisz? Nie znam człowieka. Z gitarzystów Stonesów kojarzę Briana Jonesa i Micka Taylora. Jeszcze Mick Jagger jest. I Darryl Jones basista- choć tego to akurat na członka zespołu nigdy formalnie nie przyjęli.