"Nigdy nie umrę" - deklaruje Ozzy Osbourne wbrew medycynie, kalendarzowi i zdrowemu rozsądkowi. "Patient Number 9", jego najnowszy album, każe myśleć, że w tym szaleństwie jest metoda.

Ledwie dwa lata minęły od premiery ostatniego albumu Ozzy’ego Osbourne’a. Spieszy się, bo wie, że zostało mu niewiele czasu. Nie dlatego, że 73 lata to sędziwy wiek, ale dlatego, że mało kto spodziewał się, że dociągnie do 37.

Jeden z najważniejszych głosów heavy metalu był za młodu takim straceńcem, że żyje na kredyt co najmniej od połowy lat 80. i tylko troskliwej oraz łebskiej żonie – Sharon – zawdzięcza to, że wciąż oddycha i niezmiennie cieszy się ogromną popularnością, nagrywa z najlepszymi, występuje na największych scenach.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Pamiętam jak Ozzy wspominał w swojej biografii, że w rzeźni w której pracował jako młody chłopak, że ze świń wykorzystywano wszystko, oprócz kwiku.
    @sloniu65
    Swoją drogą świetnie się czyta tą książkę - polecam!
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Ozzy - uwielbiam.
    już oceniałe(a)ś
    16
    0
    Pięknie napisane. Dziękuję.
    już oceniałe(a)ś
    12
    0
    Dobrze napisane, dziękuję!
    Ja mam od 2019 bilet do Pragi na Black Sabbath. Mam nadzieję, że się doczekam!
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    Ech panie Jarku, dzisiaj Einstürzende Neubauten gra w Warszawie, można było pokusić się i o artykuł o tym i o ich nowej nienowej płycie...
    już oceniałe(a)ś
    8
    1
    to jest dopiero legenda, szalony będzie do końca! A ja go uwielbiam
    już oceniałe(a)ś
    6
    0
    Słucham od dnia premiery i jestem trochę zaskoczony, bo choć ewidentnie ta płyta to przede wszystkim produkt, to jednak wydaje się lepsza od poprzednich płyt, których znieść nie mogłem, pomimo że od lat jestem fanem Ozza. Tymczasem tutaj jest trochę inaczej - tytułowy kawałek mocno zapada w pamięć a poza tym można znaleźć kilka perełek. Moim zdaniem ponad przeciętność wyrastają utwory nagrane z J. Beckiem bo A Thousend Shades jest także kapitalny. Natomiast tego z Claptonem równie dobrze mogłoby dla mnie na tej płycie nie być. Utwory z Wylde przed przeciętnością ratuje gra gitarzysty - jak zwykle zawadiacka i nieco popisowa. Zaskoczył mnie dźwięk harmonijki na tle gitary Iommiego i przywołał wspomnienie ...pierwszego przesłuchania "jedynki" Sabbath.
    Choć to muzyczne pożegnanie Ozzy'ego nie jest może tej klasy co Casha to nie jest to zła płyta, nawet lepsza niż mogłem się spodziewać.
    @Tommy
    Dokładnie. Ta płyta "wchodzi" w całości
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    73 to nie sędziwy wiek Panie Autorze, to wiek bardzo dojrzały. Mnie do tego brakuje 6 lat i tuszę sobie, że jeszcze będę się ruszał jak dziś choć pewnie trochę wolnej. Poza tym artykuł dobry i przeczytałem do końca. A Ozzy - od zawsze byłem jego fanem i może sobie szaleńczo tę płytę sprawię bo nie jestem zwolennikiem tych różnych "strimingów". Wolę mieć płytę w ręku choć to nie czarne, duże podobnie jak książkę choćby z biblioteki
    już oceniałe(a)ś
    2
    0