Dzieciaki w samych majtkach wbiegają pod prysznic. Śmieją się, ganiają, obrzucają mokrymi szmatami. W zabawach uczestniczy Ewald (Georg Friedrich). Nagle robi się niezręcznie - całkiem nagi mężczyzna przygląda się młodym z pożądaniem w oczach. Zostaje pod natryskiem sam na sam ze swoim ulubieńcem, chucherkowatym blondynem. Chłopiec gapi się w podłogę, jakby sama myśl o nawiązaniu kontaktu wzrokowego z Ewaldem wzbudzała w nim przerażenie.
"Czy naprawdę myślicie, że chłopcu może zaszkodzić widok nagiego mężczyzny pod prysznicem?" - pyta na łamach szwajcarskiej prasy Ulrich Seidl, który stanowczo odpiera zarzuty o wykorzystanie nieletnich na planie filmu "Sparta".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Czy tak jest łatwiej twórcom czy tak jest łatwiej przełknąć to potem widzom, bo przecież to dzieje się gdzieś tam daleko od nas, w jakiejś dziwnej rzeczywistości?
Bo w Austrii i Szwajcarii ludzie mają swoją godność, nikt nie zagna dzieci pod prysznic ze starym dziadem żeby im machał fiutasem przed oczami, bo TAM to by nie była sztuka tylko przemoc. Co innego u tych biedaków, dzikusów, gdzieś na końcu świata, których pan 'sztukmistrz' z pewnością tak postrzega i nimi pogardza.
A dlaczego ubrania szyję się w Bangladeszu?
Bo z pewnością pogardza tymi ludźmi, w jego mniemaniu postkomunistyczną, biedną dziczą. Postanowił ich wykorzystać dla swoich dewiacji. Po kosztach.
Z tą kolonialna mentalnością Seidla to nie takie proste. W "Raj: Miłośc" czy "Safari" Europejczycy, a głównie sami Austriacy, zdrowo obrywają od niego za neokolonialny stosunek do Afrykańczyków. I w "Sparcie" w sumie intencje miał raczej dobre, wybrał takie, a nie inne miejsce, bo właśnie w takich krajach łatwo może dojść do nadużycia dzieci ze strony bogatego "wujka" z Zachodu, oferującego im uwagę i wcześniej nieznane atrakcje. Ale nie dostrzegł, że temat jest na tyle trudny, że sam krzywdzi dzieci- aktorów w trakcie kręcenia filmu.
Recenzja z „Pałacu” nie była ani głupia ani świętoszkowata, tylko rzetelna i merytoryczna. Film Polańskiego jest nieudany - ja również tak sądzę - a redaktor Dróżdż dobrze swoją negatywną opinię uzasadnił.
Tak, Seidl porusza drażliwe tematy i chyba dobrze, że takie kino istnieje. Może stanowić zaczątek dyskusji, a czy nie o to chodzi?
Widzowie to ocenią!
(jak film wejdzie do szerszej dystrybucji)
Pytanie, czy ta istotna dyskusja nie odbywa się czyimś za dużym kosztem. Wykorzystanie dzieci jako tworzywa w sztuce z ich krzywdą?
Redaktor Dróżdż uzasadnił swoją opinię o The Palace głównie swoją niechęcią do Polańskiego, która wylewała się tam z każdego słowa, ba, z każdej spacji!
Miłośnikom "miękkiej" pedofilii na pewno się spodoba...
Trudno, żeby z krytycznej recenzji - bardzo dobrze uzasadnionej - lala sie jakaś afirmacja pod adresem skrytykowanego reżysera. Wypunktowanie braków i słabości dziela to prawo krytyka i każdego widza. A z tego co pamiętam, w tamtej recenzji mocnym akcentem był również żal, że reżyser z takim dorobkiem zrobil tak zly film.
Np. Panu Jackowi Szczerbie film Polanskiego bardzo sie podobał - az piszczal z ekscytacji. I on tez ma prawo wyrazic swoja opinię. Jak widac zawsze znajdzie sie ktoś, kogo mozna oklaskiwać za to, ze podziela naszą opinię. Świat jest pojemny.
Z tego, co pamiętam, to streścił praktycznie cały film, spojler na spojlerze, i napisał, że JEGO te kawały nie śmieszą, bo on już wyrósł z gimnazjum. A jednak opisywał i oceniał to wszystko z taką powagą, z takim napuszeniem, jak jakiś przemądrzały, zadufany w sobie sztubak.
No, proszę cię...
Film Polańskiego jest prztyczkiem w nos, groteskowym i wbrew pozorom inteligentnym i dobrym.
Podobać się to jedno, recenzować to drugie - recenzent powinien jednak postarać się odkryć intencje reżysera.
Bo żarty w Palace były żenujące. Tu niepotrzebny jest jakiś wyrafinowany miernik wartości żartów. To, że Dróżdż ulokował je na poziomie gimnazjalnym jest i tak łagodną oceną z jego strony, bo ja pamietam je z podstawówki.
Kiepska recenzja to taka, w której oceniający stosuje np. erystykę, robi wycieczki ad personam (bo mu tworca wszedl na odcisk) albo świadomie i tendencyjnie nazywa dobrą strukturę filmu złą, licząc na to ze tego nikt nie sprawdzi. itp. Ale Dróżdż w swojej recenzji niczego takiego nie zawarł.
Może warto na koniec przypomnieć, że żaden z twórców nie jest świętą krową i jesli cos schrzani to musi się liczyć z krytyką, ktora jest wspisana w zawod tworczy i kazdy inny.
Odkryc intencje i zbudowac im pomnik? O to chodzi? Nie ocenia sie intencji tylko to co na ekranie. W jakis dziwny sposob nikt nie ma problemu z wychwyceniam intencji w filmach Wesa Andersona. Bo maja przemyslana i spojna (wcale nie taka prosta) strukturę.
Już ci vignon wszystko na ten temat powiedział.
Nie na temat. Tematem jest to, czy pan Dróżdż przestrzegał w krytyce zasad recenzenckiej obiektywności. Moim zdaniem jak najbardziej. Pan w filmie Polańskiego może dostrzec nawet złotego słonia w ogrodach Alhambry. Pana prawo.
A to akurat dobre porównanie, bo ostatni film Andersona TEŻ nie wzbudził zachwytów krytyki ;)
Widocznie mieli problemy z wychwyceniem intencji
Dużej kasy nie potrzebował, poszło ‘tradycyjnie’, czyli wykorzystał biedę ludzi z kraju, który z pewnościa uważa dziki i zacofany.
Daj spokój, nikogo to nie obchodzi