Jeszcze przed pociąganiem nosem, przed gwałtownymi haustami powietrza i łykaną z trudem śliną – innymi słowy, przed którymkolwiek z typowych odgłosów towarzyszących płaczowi – słyszysz stłumione pacnięcia dziecięcych łez spadających na koszulkę.
Scena pojawia się mniej więcej w trzech czwartych nominowanego do Oscara dramatu „Blisko" (obecnie w kinach) w reżyserii 31-letniego Belga Lukasa Dhonta, opowiadającego o przyjaźni między dwoma dorastającymi chłopcami, Léo (w tej roli Eden Dambrine) oraz Rémim (Gustav De Waele), która zawala się pod własnym ciężarem emocjonalnym.
Wszystkie komentarze
o co autorowi chodziło ?
odczarować magię kina ? Tego chciał ?
PO CO ?
Sprzedać należy wszystko: film, ścinki z kosza montażysty, obrazki z 'making of', anegdotki, wywiady z makijażystkami, plastykowe breloczki w kształcie bohaterów, reportaże z procesu o niezapłacone honoraria, doniesienia z łóżka reżysera i przepisy na potrawy, które jedzono na ekranie. Nic nie może się zmarnować. Wszystko pracuje na oglądalność.
Ciekawe, że te opowieści o 'tworzeniu nastroju na planie' i 'pracy nad subtelnym wydobywaniem emocji', 'otwieraniu się' itd. brzmią przedziwnie nieprofesjonalnie. Całkiem, jakby aktorzy musieli być smutni, żeby zagrać smutek, a wściekli, żeby zagrać złość. To co oni umieją?