Na 21. edycji Nowych Horyzontów nosiliśmy maseczki, ale ta odsłona festiwalu była już krokiem ku normalności. Bo przecież w zeszłym roku we Wrocławiu spotkać się nie mogliśmy (festiwal odbył się tylko w sieci). Wiadomo: pandemia.
Nic więc dziwnego, że dyrektor Nowych Horyzontów Marcin Pieńkowski przy każdej okazji podkreślał, jak cieszy go widok wypełnionej sali kinowej. Na repertuarowych seansach taki widok to dziś rzadkość, ale we Wrocławiu publiczność dopisała. I była zdyscyplinowana, wytrzymując z założonymi maseczkami na seansach, które potrafiły trwać trzy, cztery godziny. Zdarzało się, że solidarnie nosili je także bohaterowie filmowi.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Ten jak się wzmożył.
Typie, nie masz pojęcia o współczesnej sztuce filmowej (co ci udowodniłem pod innym artykułem, jak bredziłeś, że nie ma filmów o homoseksualnych mordercach bo CENZURA) a wszędzie pełno twoich komentarzy.
---
Po polsku, nalegam.
Może lepiej po angielsku? Nie zrozumiesz i może się odczepisz
---
Ten argument często pada w przypadku słodkopierdzącej narracji: poproszę o film o 35-latku z zespołem Downa, który nie może zaspokoić popędu.
---
Uwielbiam tę tezę. Przywołujmy ją zawsze, gdy jakaś feministka broni praw kobiet. Wojna między feminizmem, a lgbt to coś naprawdę krzepiącego.
---
Byli tacy w czasach stalinowskich. Równie ostrymi cięciami chcieli pozbawić ludzi tożsamości.
Ostre cięcia to chyba prekursorzy kina akcji i jeszcze pewnie wódkę pili, złole