Prequel "Annabelle", tłumaczący genezę morderczej natury najbrzydszej laleczki świata.

Recenzja filmu "Annabelle: Narodziny zła": ***

Małżeństwo Mullinsów traci w wypadku samochodowym córkę. Kilkanaście lat później decydują się przyjąć pod swój dach grupę pensjonariuszek sierocińca, wraz z opiekującą się nimi zakonnicą. Dziewczynki staną się celem demonicznej laluni, którą stworzył pan Mullins.

"Annabelle: Narodziny zła" - film klasyczny czy nowoczesny?

Z jednej strony David F. Sandberg ("Kiedy gasną światła") robi z filmu "Annabelle: Narodziny zła" obraz klasyczny, stawiający na klimat. Długie, wyczekane ujęcia, budowanie napięcia gradacją dźwięku, światłem, klasyczne sekwencje montażowe, motywy i makijaże – to wszystko odwołuje się do emblematycznych przedstawicieli gatunku i pasuje do powoli rozkręcającej się historii, tłumaczącej skąd wzięła się Annabelle. Z drugiej pochodzący ze Szwecji reżyser sięga w filmie "Annabelle: Narodziny zła" po dokonania nowoczesnej techniki komputerowej. I tu pojawia się dysonans. Decydując się na bezpośrednie przedstawienie morderczej działalności demona, przekracza granicę niedopowiedzenia.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze