Temat dnia "Gazety Wyborczej": Polscy lekarze nie potrafią rozmawiać z pacjentami o ich chorobach
Agnieszka Kublik, Zbigniew Szawarski; Zdjęcia i montaż: Piotr Jaźwiński, Aleksandra Walasek, Katarzyna Szczepańska
Polscy lekarze nie są uczeni podstawowych zasad komunikacji z pacjentami i ich rodzinami - mówi Zbigniew Szawarski, etyk, przewodniczący Komitetu Bioetyki Polskiej Akademii Nauk.
Pan profesor słusznie zauważa ,że niektórym z lekarzy zdającym u niego egzamin nie powierzyłby do leczenia ani swojej rodziny,ani nikogo bliskiego.W pełni potwierdzam tę opinię.U nas utarło się,że lekarz to pan życia i śmierci ,jest ponad oczekiwania pacjenta, etyka zawodowa jego nie dotyczy.Chcesz być leczony ,to złóż pokłon panu doktorowi ,to może poświęci ci odrobinę uwagi ,zainteresuje się twoim schorzeniem ,wysłucha o innych problemach zdrowotnych - które mogą mieć wpływ na przebieg choroby ,dowie się o lekach ,które zażywasz ,żeby nie działały antagonistycznie wobec nowego leczenia itd, itd.Częściej jednak zdarza się ,że jesteś tylko przedmiotem leżącym w łóżku szpitalnym ,pomruczą nad tobą w czasie wizyty lekarskiej ,ale ty i tak nie domyślisz się co zdecydowali ,albo na co wskazują wyniki laboratoryjne..Przechodzę od kilku miesięcy długą drogę leczenia ,nikt nie jest zainteresowany żeby poinmformować mnie jakie rokowanie w mojej sytuacji ,wykupiłam worek leków,które dawały fatalne objawy ,musiałam odstawiać po kolei.Wywiadu o problemach związanych z moimi dziwnymi reakcjami na leki nikt nie wysłuchał.Widzę życie i pracę tych lekarzy ,w ciągłym biegu ,a po pracy w szpitalu dalszy dyżur w prywatnej przychodni ,gdzie kończą pracę póżnym wieczorem.Czy w takiej gonitwie można myśleć o odczuciach pacjenta ,czy jego oczekiwaniach ?Człowiek to nie robot napędzany sztuczną energią ,to żywy organizm ,który ma określone możliwości i nadmiar pracy go zniszczy.Złość pacjentów w zderzeniu z chronicznym zmęczeniem lekarzy - jak to się skończy ?Na poprawę sytuacji dla pacjentów raczej nic nie wskazuje.
@Bogusława Zapotoczny
Jakie zatem widzi Pani wyjście z sytuacji?
Bo na podstawie Pani postu widzę dwa:
- zmuszenie lekarzy, żeby mieli czas dla pacjenta
- zapłacenie im takich pieniędzy, żeby po pracy nie musieli biec na dodatkowy dyżur i mieli czas dla pacjenta.
Wybór należy do społeczeństwa.
Przypominam tylko powiedzenie 'z niewolnika nie ma robotnika'.
Mądre ,prawdziwe słowa. W wielu wypadkach nie potrzeba wiedzy ale chęci i zrozumienia drugiego człowieka.Wystarczy odrobina empatii a mamy połowę sukcesu w leczeniu.
Dziwne.
Wszyscy lekarze, z którymi miałam do czynienia (a nazbierało się ich trochę, choćby dlatego, że byłam 8 razy operowana, w róznych spzitalach i w różnych miastach), rozmawiali ze mną, wyjaśniali, odpowiadali na pytania. Żaden nie burczał, nie traktował mnie per noga, nie zwracał się w trzeciej osobie, nie uciekał w wymyślne słownictwo medyczne. Raz mieli dla mnie więcej czasu, raz mniej, raz się uśmiechali, raz nie - ale naprawdę byli bardzo w porządku. KAŻDY.
W innym kraju żyję czy jak?
Zastrzeżenia miałabym do pielęgniarek, które kompletnie nie znają praw pacjenta i części z nich brakuje kultury osobistej.
Racja w 100%. Doświadczyłem tego na własnej skórze.
2010 złamany staw skokowy. Szpital im Marciniaka we Wrocławiu. Mówili o mnie w trzeciej osobie pokazując palcami i... poszli.
2015 odwodnienie i zasłabnięcie po wycieczce rowerowej w Austrii. Szpital w Klagenfurcie. Nikt mnie nawet nie dotknął nie mówiąc dlaczego to robi, jakie jakie będą tego skutki itd. Byłem pacjentem nie workiem ziemniaków.
Wszystkie komentarze