Kolejna kadencja Mai Sandu na stanowisku prezydenta gwarantuje Mołdawii, że nadal będzie zmierzała w kierunku UE. Jednocześnie wybory pokazały, że integracja z Europą Mołdawianom nie wystarcza i Sandu musi poświęcić więcej uwagi sprawom wewnętrznym.
Prezydentka Mołdawii Maia Sandu wygrała drugą turę wyborów ze znaczną przewagą nad swoim konkurentem Alexandrem Stoianoglą. Jednak przebieg wyborów i liczenia głosów był dramatyczny.
Każdego dnia fotoedytorzy "Gazety Wyborczej" oglądają setki, a bywa, że tysiące zdjęć z kraju i ze świata. Tylko niewielki ułamek z nich ilustruje potem wydarzenia opisywane przez naszych dziennikarzy. Wiele wspaniałych fotografii nie ma szansy...
Mołdawianie wybierali między obecną prezydent Maią Sandu i byłym prokuratorem generalnym Alexandrem Stoianoglo. "Wyborcza" pojechała do miasta rodzinnego drugiego kandydata.
W niedzielę 3 listopada Mołdawianie wybiorą w drugiej turze nie tylko prezydenta, ale zdecydują również o dalszej drodze swojego kraju. Dzień przed głosowaniem trudno przewidzieć rezultat ich głosowania.
Większością zaledwie 50,4 proc. głosów Mołdawianie zdecydowali o wpisaniu integracji z UE do swojej konstytucji. Ale były wicepremier i szef MSZ, ekspert ECFR Nicu Popescu mówi, że w obliczu kupowania głosów na masową skalę przez siły prorosyjskie...
W południe mołdawska komisja wyborcza zliczyła 99,6 proc. głosów w referendum. Większość głosujących opowiedziała się za integracją kraju w Unii Europejskiej.
Ilan Sor, mołdawski biznesmen izraelskiego pochodzenia, kieruje z Rosji kampanią przeciw przystąpieniu Mołdawii do Unii Europejskiej. Jego najnowszy pomysł to kupowanie głosów w referendum, które odbędzie się 20 października.
Kreml zamierza ingerować w politykę wewnętrzną Mołdawii, a w perspektywie przekształcić ją w państwo satelickie. Do takich wniosków doszli dziennikarze zagranicznych redakcji, którym udało się dotrzeć do tajnych rosyjskich raportów.
Mołdawia nie graniczy z Rosją, ale w kraju działają prorosyjskie siły, w dużej mierze zamieszkałe w niekontrolowanej przez rząd enklawie Naddniestrze. Czy to wystarczy do głębokiej destabilizacji sytuacji w kraju?
Według Alexandra Musteaty, szefa mołdawskiego wywiadu, Rosja szykuje inwazję na Mołdawię w styczniu lub na wiosnę. Kreml od dawna próbuje destabilizować sytuację w tym kraju.
Przez 30 lat, odkąd Mołdawia odzyskała niepodległość, Rosja wydała miliardy, może biliony rubli, by unicestwić ten maleńki, wciśnięty między Rumunię a Ukrainę kraj.
- Mało prawdopodobne, by Rosja była w stanie przerzucić do Naddniestrza jakieś znaczące siły. Ukraińcy z pewnością są w stanie takie samoloty zestrzeliwać - ocenia Krzysztof Lisek, były europoseł PO, dyrektor Międzynarodowego Instytutu...
Maia Sandu odsunęła od władzy samców alfa rujnujących mołdawską politykę i gospodarkę przez trzy dekady
W zaciętej walce o władzę w Mołdawii nastąpił przełom. 11 lipca będą tam przedterminowe wybory, co oznacza, że kontrolę nad parlamentem straci prorosyjski były prezydent Igor Dodon. Polityk straszy, że kraj stanie się "poligonem NATO".
Siły prorosyjskie w Mołdawii przegrały ważną bitwę i tracą rząd. Mają do wyboru: zgodzić się na nowy gabinet formowany przez prozachodnią prezydent Maię Sandu, albo na przedterminowe wybory parlamentarne, które przegrają.
Między rosyjskim Sputnikiem V a europejską AstraZenecą toczy się bitwa o Mołdawię. Stoją za nią politycy walczący o władzę nad krajem.
To znak odnowienia mołdawsko-ukraińskich relacji na najwyższym szczeblu. Ma je przypieczętować budowa drogi łączącej stolice obu państw - Kijów i Kiszyniów.
Długi Mołdawii wobec Gazpromu wynoszą ponad 7 mld dol., ale lwia część tego przypada na Naddniestrze rządzone przez prorosyjskich separatystów. Tego jarzma nie uznaje Maia Sandu, wybrana na nowego prezydenta Mołdawii.
Maia Sandu, proeuropejska prezydent elekt Mołdawii, czując poparcie społeczeństwa dąży do jak najszybszych wyborów parlamentarnych i powołania nowego rządu. A Moskwie mówi: "Wynieście się z Naddniestrza".
Władimir Putin pogratulował nowej proeuropejskiej prezydent Mołdawii Mai Sandu zwycięstwa wyborczego. Moskwa jednak przypomina, że jej kraj jest bardzo uzależniony od Rosji i musi się z tym liczyć.
Popierany przez Moskwę dotychczasowy prezydent Igor Dodon z kretesem przegrał wczoraj drugą turę wyborów. Teraz w stylu Donalda Trumpa wzywa do buntu w obronie swego "zwycięstwa" i podpala kraj
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.