- środa, 07 maja 2014
-
Słowo na dziś: ubogacić
Jeszcze jedno słowo, z którym profesorowie mają problem: ubogacić.
Profesor Jan Miodek przytacza w książce "Wszystko zależy od przecinka" taką oto opowieść: "Przed dwoma laty redaktor jednego z czasopism motoryzacyjnych poprosił mnie o napisanie eseju świątecznego o tym, jak słownictwo motoryzacyjne wpływa na nasze językowe zachowania. No wiadomo: wyrobić, nie wyrobić na zakręcie: nie, nie stary, ja już nie wyrabiam - to wzięło się z tego. A także: zielone światło dla rzemiosła, czerwone światło dla bandytyzmu i tak dalej (nie będę streszczał tego artykułu). Złożyłem go w redakcji i po tygodniu, rzeczywiście, na pierwszej stronie wydania świątecznego tego motoryzacyjnego pisma jest zajawka: „Dziś profesor Miodek o tym, jak polszczyzna motoryzacyjna polszczyznę ogólną ubogaca”. Skąd się to ubogacenie wzięło?
Z języka kościelnego!"
Kiedyś - jak powiada prof.esor Markowski - ubogacić znaczyło tyle, co wzbogacić. A profesor Miodek dodaje, że wszystko się zmieniło za sprawą świętego Jana Pawła II, który znaczenie ubogacenia odwrócił. „Bo ubogacać znaczy dziś tylko tyle, co wzbogacać duchowo, nie materialnie. Więc akceptuję, że nas „Duch Święty darami swymi ubogacił”, ale jak proboszcz mówi, żeśmy się ubogacili o nowe dzwony czy witraże, to jest dęte".
-
Słowo na dziś: Małżonek (który od żony pochodzi)
Czy wiecie, że małżonek był najpierw małżonką? Dżender? Wcale nie. Ale po kolei.
Małżonka to dziwne słowo. Zdaniem prof. Jana Miodka szeleści protokołem dyplomatycznym. Mnie nie szeleści, małżonek i małżonka brzmią mi godnie, odświętnie.
Ale nie na szeleście lub jego braku polega jego niezwykłość. Małżonek wziął się bowiem od małżonki, co jest dosyć dziwne, bo to od mężczyzn najczęściej wszystko się bierze, przynajmniej w języku.
Choć słowo „mężczyzna” kończy się na -a, samogłoskę właściwą rodzajowi żeńskiemu. O, chociaż tyle.
Ale wróćmy do małżonka. Pochodzi on z języka czeskiego - od słowa małżonka, co oznacza kontraktową, prawie już poślubioną żonę. I to była malżenka, dziś manżelka. Dopiero z tego słowa wziął się malżen, dziś manżel, czyli mąż. A my ich oboje przyjęliśmy do polszczyzny i mamy żonę i męża, a więc małżeństwo.
Profesor Miodek nie lubi słowa małżonka, za to profesorowie Bralczyk, Miodek i Markowski całym tercetem czemuś nie lubią słowa aczkolwiek. Chociaż prof. Bralczyk trochę lubi, bo ma to słowo -kolwiek, a -kolwiek ma potencjał - jakkolwiek, cokolwiek (niektórzy mówią nawet cokolwieczek), kogokolwiek, czegokolwiek. Kolwiek pięknie się łączy ze staropolskim acz - i wychodzi nam właśnie aczkolwiek. Takie dostojne, złożone, szykowne nawet.
I bynajmniej profesorowie też nie lubią. Twierdzą, że bynajmniej to mówią nuworysze; zamiast przynajmniej: „Bynajmniej jest piękną” - powiedzą o swojej żonie (to znaczy małżonce). Niech sobie mówią, ktoś im zabroni? Bynajmniej!
A są jakieś słowa, których nie lubicie, mimo że nie są ani niepoprawne, ani wulgarne czy obraźliwe?
Napiszcie o tym: polskidlapolaków@agora.pl
I przypominamy o spotkaniu z czwórką autorów książki „Wszystko zależy od przyimka”. Profesorów Bralczyka, Miodka i Markowskiego odpyta Jerzy Sosnowski już w środę o godz. O GODZ. 18.30 W SIEDZIBIE AGORY PRZY UL. CZERSKIEJ 8/10 W WARSZAWIE (WEJŚCIE OD UL. CZERNIAKOWSKIEJ).
PODCZAS SPOTKANIA BĘDZIE MOŻNA KUPIĆ KSIĄŻKĘ "WSZYSTKO ZALEŻY OD PRZYIMKA" W PROMOCYJNEJ CENIE.
- wtorek, 06 maja 2014
-
Wszystko zależy od przyimka
O narodzinach książki „Wszystko zależy od przyimka” opowiada Jerzy Sosnowski, moderator rozmowy:
Tematem naszych spotkań była KULTURA JĘZYKA, przy czym chodziło nie tyle o surowy kodeks, jakich błędów unikać, ile o pokazanie, jakie możliwości daje mówienie po polsku.
Bralczyk: – Sprawy poprawności i kultura języka, którymi się zajmujemy, uchodzą za miękkie podbrzusze językoznawstwa, czyli coś, co nie jest ustabilizowane. I chcemy właśnie rozmawiać o rzeczach, które nie są do końca ustalone.
– Bo jest to coś – wpada mu w słowo Markowski – co w pewnym sensie zależy od interpretacji. Jerzy [to o mnie] powiedział, że będziemy rozmawiali o poprawnej polszczyźnie, a ja bym chciał, abyśmy rozmawiali o polszczyźnie w ogóle. Żebyśmy brali pod uwagę nie tylko aspekt poprawnościowy: dobrze - źle, lepiej - gorzej, ale żeby mówić też o tym, jak jest rzeczywiście, o tym, jakie są tendencje.
– Naszą zmorą – Miodek na to – są tak często używane przez naszych odbiorców słowa: „Życzę powodzenia w walce!”. A ja nigdy o nic nie walczyłem… Moją obsesją zawodową (myślę, że pozytywną) jest, żeby odsłaniać ludziom mechanizmy, które ich, mówiących perfekt po polsku, skłaniają jednak do pewnej refleksji.
Bralczyk gładzi brodę i dodaje: Ciągle za mało zwraca się uwagę na to, ile język może dostarczyć nam radości. I o tym też chciałbym porozmawiać.
– O właśnie! – zaciera ręce Markowski.
Moi rozmówcy używają wyrażenia „radość komunikacyjna”. Chodzi o to, że język to instrument, który pozwala na wyrażenie siebie z dowolną precyzją. Na oddanie niuansów każdej (lub prawie każdej) sytuacji. Cieszę się na coś czy z czegoś? Ktoś mnie zirytował, zbulwersował, rozgniewał, wkurzył? Wolę rozmawiać face to face, tête-à-tête czy twarzą w twarz? A kiedy oglądam mecz, to piłka jest na boisku, w boisku, a może wyszła za lub poza boisko, podano ją przez boisko czy w poprzek boiska? I tu właśnie zjawia się przyimek z tytułu naszej książki.
– …Ile może nam dać przyjemności! – mówi Bralczyk. A Miodek się rozmarza:
– I mówienie o nim też jest przyjemne…
Polski dla Polaków
Teresa Kruszona