- poniedziałek, 23 lipca 2012
-
Przypomina mi się jeszcze historia pewnego znajomego, który od kilku lat okupuje ostatnie miejsca na listach wyborczych PO do różnych rad czy sejmików. Zapytałem go kiedyś po co to robi, jak nigdy nie wygrywa, a tylko ściąga na siebie na zawsze piętno człowieka kojarzonego z partią. "A co? Lepiej być kojarzonym z innymi?" - odparł. Później z tego co pamiętam znalazł zatrudnienie w jakiejś instytucji z przymiotnikiem "wojewódzki" w nazwie. Teraz ciekawi mnie tylko czy w czasach, gdy zmieni się koniunktura polityczna, jego nazwiska zobaczę na listach wyborczych innej partii.
Kończę już naszą dyskusję o rodzinach i znajomych polityków w instytucjach państwowych. Jutro będzie z Wami rozmawiać Marta Piątkowska. Temat: "Czy na drogach zabijamy się sami? Mamy jedne z najgorszych statystyk bezpieczeństwa na świecie, co na to wpływa? Jakość dróg, kierowców czy może samochodów?".
Zapraszam! -
Piotrek pisze na FB:
mało kto w kraju nie wie po co "idzie się w politykę" ;)
-
Odezwała się do mnie Magdalena Kobos, rzeczniczka prasowa Ministerstwa Skarbu Państwa, która chce zabrać głos w sprawie tekstu Witolda Gadomskiego. To był jeden z pierwszych wpisów w dyskusji. Gadomski wymieniał tam przykłady żon polityków PO i zastanawiał się czy tylko względy merytoryczne decydowały o ich nominacjach. Podał kilka nazwisk, m.in. "Anna Budzanowska - żona ministra skarbu - wygrała konkurs na dyrektora Biura Ministra Transportu.
W sprawie tego konkretnego nazwiska odpowiedź wysłała Magdalena Kobos."Szkoda tylko, że nie sprawdziliście Państwo, czy faktycznie żona ministra Budzanowskiego pracuje w Transporcie... Bo nie pracuje. I nie pracowała. Ale, rozumiem, że do artykułu pasowało, żeby pracowała. Wyrządzacie Państwo krzywdę tym ludziom".
W drugim mailu już była bardziej oficjalna, podkreślając, że będzie zobowiązana za zamieszczenie tej informacji.
"Żona ministra skarbu państwa Mikołaja Budzanowskiego nie objęła żadnego stanowiska w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej."
PS. Anna Budzanowska wygrała konkurs. Ale jak podkreśla rzeczniczka, aby uniknąć jakichkolwiek podejrzeń o wpływ ministra na drogę zawodową jego żony nominacja nie nastąpiła. Tylko nasuwa się pytanie: to po co w ogóle startowała w tym konkursie?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Jeden z internautów podesłał nam informację o sposobie działania pewnego lokalnego działacza PO. Jego córka skończyła dietetykę na UR w Krakowie, po miesiącu wakacji już miała pracę w Magistracie Krakowa. I szybko pięła się w górę... Zapytaliśmy Was na Facebooku czy taka ''kariera" to norma w urzędach miejskich?
-
Napisał do nas także pan Jerzy, były pracownik państwowej firmy
"Znalazłem tam żonę i przez kilkanaście lat pracowaliśmy razem. Nie podobało się to wielu. Ale na emeryturze nie potrafiłem zatrudnić swoich dzieci. A przy tzw. prywatyzacji firmy widziałem wiele przekrętów. Pani dentystka (była taka zakładowa osoba) zatrudniła po znajomości swojego syna. Pan główny strażak skończył służbę, ale dalej pracował w firmie na innym stanowisku zrobionym dla niego a przy "okazji" zatrudnił córkę. Ale były prezes sprywatyzowanej firmy powiedział że "synów" pracowników to on będzie zatrudniał. Gorzej niestety z córkami"
Czyli nawet doświadczonym pracownikom bez polecenia odpowiedniej osoby jest trudniej ułatwić start dzieciom.
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Władysław Serafin na konferencji prasowej mówił o wszystkim: było o mediach, o smażalniach ryb, a nawet o zespole Jarzębina. Szefa kółek rolniczych sam od czasu do czasu nie potrafił powstrzymać śmiechu. Wybraliśmy kilka ciekawych cytatów (przede wszystkim tych nie dotyczących meritum sprawy)
Weźmy przykład Jarzębiny. Jak nasze dziewczyny wygrały przebój Euro, to okazało się że są przaśne, za tłuste, za stare, wstyd dla Polski. A nie wstyd od tych tysięcy kół gospodyń wiejskich, pięknych kobiet, dostojnych, dorodnych, odbierać wieńce dożynkowe? Uroczystości jubileuszowe organizować w całej Polsce? Jarzębina jest jednym z wielu zespołów. Dziewczyny się nie boją tańczyć. Zespół w Konopiskach tańczy kankana, jezioro łabędzie. To są argumenty, które będziemy mocno podnosić.
-
A hitem dzisiejszych wydarzeń politycznych była konferencja Władysława Serafina, jednego z bohaterów tzw. taśm PSL (na których padły informacje o możliwych nieprawidłowości w spółkach związanych z Ministerstwem Rolnictw).
Jeszcze zanim skończyła się konferencja Serafina, rzecznik PSL Krzysztof Kosiński napisał na swoim profilu na Twitterze "Kończ waść wstydu oszczędź..". Kilka minut później Kosiński umieścił kolejny komentarz: "Ale pieprzy..". Jak tłumaczył później w serwisie Tvn24.pl: "Tak żenującego wystąpienia jeszcze nie widziałem".
-
Temat ludzi związanych z PSL rozlokowanych w różnych firmach ciągnie też prasa lokalna. Dariusz podesłał nam link do tekstu "Gazety Współczesnej" - "Skandaliczne praktyki. Instruktor jazdy został zastępcą dyrektora, jego teść jest z PSL"
Dziennik pisze: Odpowiednie wykształcenie i kwalifikacje nie zawadzą, ale żeby zostać dyrektorem, potrzebne jest poparcie polityczne. W przypadku m.in. Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Białymstoku, szkoły rolniczej w Janowie czy Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Łomży powinno to być poparcie PSL-u.
-
Do dyskusji włączył się też na forum Teacher:
Nie stać naszego państwa na to, aby zatrudniać na ważnych stanowiskach ludzi ciemnych, dla funkcjonowania których trzeba dodatkowo opłacać szwadrony specjalistów i ekspertów, których z kolei trzeba wcielać w szeregi administracji tylko po to, aby dzieci rządzących miały posady i mogły co trzy miesiące jechać na urlop do Peru czy na Kubę. Nawet Anglików na to nie stać! A oni mają arystokrację!
Zgadzacie się z jego opinią?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Głos w sprawie zabrał też Jacek Soska, członek Rady Naczelnej PSL.
SLD kiedyś się wykończyło, bo stało się partią urzędasów. To samo właśnie teraz dzieje się z PSL. Ludziom rozdaje się stołki, za lojalność. Rozrzuca się ich po agencjach. To bardzo wygodne, ale partia ginie. Taką partią łatwo się steruje, bo wszystkich trzyma się za mordę. Każdy ma jakieś stanowisko i się boi, że je straci. Do tego wszyscy dbają o to, by PSL było przy władzy, bo w opozycji nie ma stanowisk. Kto w takiej partii odważy się na krytykę? Kto wystąpi przeciw Pawlakowi? Po co? Żeby stracić stołek?
-
Może nie wszyscy widzieli: dzisiejszy "Wprost" z nagim Waldemarem Pawlakiem na okładce sugeruje, że w związku z aferą dotyczącą PSL premier może puścić koalicjanta w skarpetkach.
Okładka dzisiejszego "Wprost"
Zdaniem Pawła Lisickiego z "Uważam Rze" Platformie z nikim tak wygodnie, jak z PSL-em, by nie było. A Waszym zdaniem czy cała spraw może zaważyć na koalicji?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Do dyskusji włączył się Łukasz, który wysłał nam list. Opisuje pewną historię z Krakowa:
Będąc na studiach w Krakowie poznałem dziewczynę. Po pewnym czasie znajomości poznałem sposób funkcjonowania jej rodziny, a dokładniej taty, który jest działaczem PO (nauczyciel, kurator oświaty, lokalny społecznik). Jego córka skończyła dietetykę na UR w Krakowie, po miesiącu wakacji już miała pracę w Magistracie Krakowa. Aby ubiegać się o jakiekolwiek stanowisko bez kierunkowego wykształcenia musiała odbyć staż. Tata (członek PO) bardzo dobrze zna kierownictwo niższego szczebla magistratu - to była tylko formalność. Córka przechodziła ze stanowiska na stanowisko w ramach zastępstwa, obejmując proste funkcje. Gdy jedna z Pań odchodziła na emeryturę Tata i Córka dawno wiedzieli o wolnym stanowisku. Konkurs odbył się, a Pani dietetyk po UR jako jedyna zdała test (pierwszy etap konkursu, tematyka: zamówienia publiczne, administracja). Drugi etap, to rozmowa i sprawdzenie umiejętności obsługi oprogramowania. Jak domyślacie się pewnie, to była tylko miła rozmowa. Osoba, która dostała to stanowisko opowiedziała mi ze szczegółami cały proces. Do tej pory nie mogę się pogodzić z taką niesprawiedliwością. Uważam się za liberała, założyłem własną firmę, jest bardzo trudno. Przysiągłem sobie, że się nie poddam, zrealizuje swoje plany i marzenia. Ludźmi stajemy się biorąc odpowiedzialność za innych, a im wyższe wykształcenie, tym większa odpowiedzialność. Mam nadzieje, że powstanie wielki dyskurs społeczny na temat nepotyzmu. Zarazy, która zżera tkankę społeczną. Nepotyzm, to jedno z jąder kryzysu gospodarczego!
Ale czy Waszym zdaniem tę córkę można winić za znajomości jej ojca?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
Rynek w Krakowie
-
A w serwisie NaTemat.pl ukazał się dziś tekst "Nepotyzm i układy w PiS". Jego autor pisze:
"W Chrzanowie protestowali działacze wykluczeni z PiS przez Szydło, z pogwałceniem statutu partii. Mimo odwołań do Komitetu Politycznego PiS w ich sprawie nic się nie dzieje. Na spotkaniu z Kaczyńskim było wielu innych niezadowolonych ze sposobu, w jaki prywata przeniknęła do PiS i w jaki sposób obsadzane są tam stanowiska. Kaczyński był jednak szczelnie chroniony, uniemożliwiono zadawanie publicznie pytań. Nikt nie mógł uświadomić Prezesa, że otoczony został przez lokalnych baronów, którzy w jego cieniu realizują własne kariery, szkodząc PiS. Wybuchły więc awantury. Otwarcie mówiono o rządach Szydło w PiS i pozbyciu się z partii tych osób, które domagały się moralnego oczyszczenia i likwidacji nepotyzmu."
Autor bloga podkreśla, że kamery TVN i lokalnych mediów nagrały wywiady z protestującymi, zatem pewnie niebawem zobaczmy je w sieci.
Jarosław Kaczyński
-
O rozdawaniu stanowisk pisała również w sobotę "Rzeczpospolita". Prezentuje krótką wyliczankę:
"Brat byłego ministra sprawiedliwości jest szefem departamentu w spółce Polski Cukier, córka działaczki PO z Gorzowa bez konkursu została szefową filii Urzędu Marszałkowskiego w Gorzowie. Córka jednego z bohaterów afery taśmowej pracuje w departamencie Ministerstwa Rolnictwa, a Jolanta Fedak, była minister pracy z ramienia PSL, gdy nie dostała się do parlamentu, została przewodniczącą Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Dla teścia syna byłego już ministra Marka Sawickiego stworzono specjalne stanowisko w Centralnej Bibliotece Rolniczej w Warszawie. Został wicedyrektorem"
-
Dziś w Radiu Tok FM o sprawie dyskutowali też publicyści. Renata Grochal z "Gazety Wyborczej" przypomniała także poprzednią aferę nepotyzmu, którego miał dopuścić się Waldemar Pawlak (chodziło m.in. o wpływy wicepremiera w Ochotniczej Straży Pożarnej).
"Dziennik" pisał trzy lata temu, że Pawlak robi interesy z OSP, która dysponuje publicznymi pieniędzmi, zbudował wokół siebie towarzysko- biznesowy układ oraz, że na współpracy ze strażakami skorzystała także spółka należąca do kolegi Pawlaka. Pawlak nie miał już żadnych udziałów w firmach, również tych, które żyją ze strażackich pieniędzy. Nie miał, bo wszystkie podarował albo sprzedał. Fundacji Partnerstwo dla Rozwoju. Jej prezydentem była 71-letnia kobieta - Marianna Jadwiga Pawlak, matka wicepremiera.
Sprawą matki Pawlaka zajął się wówczas "Super Express", który zrobił jej zdjęcie i opubikował tekst "Tak wygląda prezydent Pawlak".
-
Sprawę komentujecie też na forum.
Najpierw opinia Targseda:
Bez znaczenia jest czy znaleźliby pracę, czy też nie! "Żona Cezara musi być bez zarzutu". Tym bardziej, że pieniądze na wynagradzanie rodzin polityków i samych polityków pochodzą (w tym przypadku) z podatków płaconych przez obywateli. I w tym tkwi problem...
A potem głos Boco:
Z pewnością znaleźliby jakąś pracę, ale z dużo większym trudem i bardziej odpowiednia do ich zdolności i kompetencji. Wiele z etatów urzędniczych powinno być uważane u nas za zajęcie elitarne. Dobre i stabilne warunki pracy, która sama w sobie nie należy do najcięższych. Gdyby na te stanowiska organizowano prawdziwie otwarte i uczciwe konkursy lista chętnych na stanowisko byłaby długa i znalazłoby się na niej co najmniej kilka naprawdę kompetentnych osób. Ale, moim zdaniem, tak naprawdę problem leży gdzie indziej. Brak odpowiedzialności za prace urzędników, zwłaszcza tych najwyższych ranga. Gdyby byli oni rozliczani z rezultatów i efektywności swojej pracy, część z rodziny bardzo szybko by ja utraciła. Gdyby odpowiadali oni finansowo i karnie za decyzje nie tyle błędne, co podyktowane interesem 'znajomych', bardzo szybko ten proceder byłby ukrócony. Tyle ze politykom bardzo nie spieszy się do budowania prawa, które obligowałoby ich do podnoszenia jakości swojej pracy i karania za działania szkodliwe dla kraju i samorządu. To jest główny problem. Ustawiane konkursy i korupcja sa tylko tego pochodna.
-
Eugeniusz Kłopotek tłumaczy dlaczego w obszarze rolnictwa jest pełno ludzi z PSL. Rozmawiałem z nim w piatek i wyjaśnił: Bo to fachowcy!
PSL zna się na rolnictwie i naturalne jest to, że w tym obszarze jest więcej ludzi z nim związanych niż w innych obszarach, jak np. w przemyśle. To trzeba zrozumieć i o to apeluję do mediów
Wcześniej mówił też w Tok FM:
Ale jeżeli są to osoby posiadające odpowiednie kwalifikacje to my nie możemy karać członków rodziny dalszej czy bliższej: skoro jedna osoba jest na stanowisku to reszta nie ma prawa pracować w tym obszarze. Ludzie pracować muszą, nie patrzmy czy ktoś jest znajomym bliższym czy dalszym, patrzmy na kwalifikacje.
-
Ewa pisze na FB:
Prasa, a właściwie sam PSL (tylko po co? by przykryć jeszcze większą aferę korupcyjną?) ujawnił tajemnicę poliszynela, o której przeciętny "Kowalski" wie od dawna ? w jakim celu powstają kolejne agencje restrukturyzacji itp.? Po to by kolesie, koleżanki i wszyscy znajomi "królika" nie musieli szukać pracy. W przeciwnym razie gdzie ci wszyscy *biedacy* prezesi i posłowie znaleźliby pracę? Na normalnym rynku pracy nie mają szans.
Zgadzacie się z Ewą? Czy Waszym zdaniem w normalnej procedurze żony czy znajomi polityków nie znaleźli, by żadnej pracy?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
A to zdjęcie pana Mariana Zalewskiego, członka zarządu TVP.
-
A jeśli chodzi o TVP to także tam ma dziś swoich ludzi PSL.
Polski polityk, członek Polskiego Stronnictwa Ludowego, specjalista w gabinecie ministra rolnictwa i gospodarki żywnościowej, dyrektora biura Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL, redaktor miesięcznika "Strażak" - to krótki biogram z Wikipedii obecnego wiceprezesa TVP Mariana Zalewskiego. Pod jego pieczą są regionalne oddziały TVP i informacyjna TVP Info.
O sytuacji w TVP pisał w tym roku "Wprost" - informując o zmianach na kadrowych szczytach: - Przychodziłem do TVP za czarnych, czyli PiS. Zaraz po nich przyszli brunatni z Libertasu i LPR. Po nich czerwoni z SLD, a po nich zieloni z PSL. Wszystko zaledwie w trzy lata.
-
Także TVP miała przykłady wpisujące się w ten polityczny "trend". Za czasów prezesury kojarzonego z LPR Piotra Farfała w jego sekretariacie pracowały żony ludzi związanych z Ligą. I można było tam spotkać żonę Arnolda Masina, ówczesnego szefa Ligi Polskich Rodzin (on sam był doradcą zarządu TVP). Farfał był świadkiem na ich ślubie. A nawet żonę Sebastian Jargut, wtedy pełnomocnika finansowego komitetu partii Libertas, a kiedyś ochroniarza Giertycha.
Piotr Farfał
-
A w tym temacie Marek na Facebooku pisz tak:
Czepiacie się, to przecież realizacja jednego z haseł wyborczych; "Rodzina na swoim" ;)
Zgadzacie się z nim? Czy ktoś z Was pracował kiedyś w firmie ze znajomym bądź rodziną polityka? Ciekawe jak tacy ludzie zachowują się w pracy - unikają kontaktu z innymi pracownikami czy są raczej zadowoleni ze sposobu, w jaki znaleźli zajęcie?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Dziś o rozdawaniu stanowisk przez partie pisze też tygodnik "Newsweek":
Kolekcja stanowisk Krzysztofa Zborowskiego przyprawia o zawrót głowy: prezes Elektrowni Kozienice, wiceprezes jej spółki matki Enei, wiceprezes spółki córki Elko Trading i członek rady nadzorczej Elektrociepłowni Białystok. Dlaczego Zborowski ma takie powodzenie? To proste, jest kolegą Jana Burego. Jan Bury to w ruchu ludowym człowiek instytucja: syn ministra w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego, zaufany współpracownik Waldemara Pawlaka i do minionego piątku wiceprezes PSL i wiceminister skarbu państwa. Elektrownia w Kozienicach była jego oczkiem w głowie.
Tekst można przeczytać w serwisie "Newsweeka".
-
Głośna była też sprawa zatrudnienia w TVP na stanowisku wicedyrektora dziennikarki Patrycji Koteckiej. Cztery lata temu w procesie jaki Kotecka wytoczyła jednemu z dziennikarzy zeznawał były minister Janusz Kaczmarek. Powiedział, że to Zbigniew Ziobro, jako minister sprawiedliwości, polecał Patrycję Kotecką szefowi TVP.
W oświadczeniu udostępnionym wówczas mediom Kotecka zaprzeczyła tym informacjom i oświadczyła, że propozycję objęcia funkcji wicedyrektora Agencji Informacji (AI) TVP dostała od jej ówczesnego szefa - Jarosława Grzelaka. "Jarosław Grzelak od wielu lat pracuje w TVP i nie jest kojarzony z żadnym środowiskiem politycznym. Powierzenie mi funkcji wicedyrektora AI uzasadniał wysoką oceną mojej dotychczasowej działalności zawodowej" - napisała Kotecka.Patrycja Kotecka podczas procesu przeciwko Łukaszowi Słapkowi. Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta
Dziś Kotecka jest żoną Zbigniew Ziobro, mają syna. Od 3 lat nie pracuje w TVP. W rozmowie z Fakt.pl przyznaje, że obecnie jest związana z mediami i SKOK-ami, ale nie pracuje w "Gazecie Bankowej" (Media SKOK to wydawca "GB").
-
Już są pierwsze Wasze głosy na naszym profilu na Facebooku
-
Warto pamiętać, że praca żon w państwowych spółkach i instytucjach to, rzecz jasna, specjalność nie tylko Platformy. Gdy rządził PiS w KGHM pracę znalazła żona Adama Hofmana. Żona byłego posła PiS Artura Zawiszy zdobyła kontrakt na "konsulting" płacony przez Pocztę Polską.
Pamiętacie jeszcze Artura Zawiszę?Fot. Sławomir Kaminski / AG
-
Dziś w "Gazecie" jest także tekst o "księstwie PSL", czyli sposobie obsadzania (pasuje tu ten czasownik jak ulał) stanowisk przez ludzi tej partii. Renata Grochal i Krystyna Naszkowska piszą w tekście "Ludowa pajęczyna".
"Według naszych rozmówców mechanizm jest prosty. Ludowcy obsadzają swoimi najpierw centralę, a potem wszystkie biura terenowe. - Wymieniają od prezesa po sprzątaczkę. Nie odpuszczą nawet stanowisk w małych biurach powiatowych - mówi znany polityk z Pomorza. Jako przykład podaje niedawną wymianę kierownika biura powiatowego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Starogardzie Gdańskim. P.o. kierownika Agencji została w kwietniu Katarzyna Serocka-Chrzanowska. Stanowisko dostała bez konkursu. Jej poprzednik kierował miejscową agencją od dziesięciu lat".
Waldemar Pawlak, szef PSL (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)
-
W tekście można znaleźć też taką anegdotkę:
Przed kilku laty do ministra skarbu przyszedł prezes dużej państwowej spółki energetycznej ze skargą na szefa gabinetu politycznego ministra. - Wydał mi polecenie, bym ze wskazanymi przez niego spółkami zawarł umowę na obsługę prawną i konsulting - żalił się prezes. Minister poprosił swego pracownika do gabinetu i spytał: - Kazałeś prezesowi podpisać umowę z tymi spółkami? - Tak, a masz z tym jakiś problem? Minister problemu nie miał, tym bardziej że szefa jego gabinetu politycznego wstawił bardzo ważny polityk rządzącej partii. Historię znam od prezesa spółki, który woli pozostać anonimowy, więc nie podaję też nazwisk innych bohaterów.
-
A teraz wspomniany tekst Witolda Gadomskiego. Pisze on dziś w "Gazecie Wyborczej", że premier Donald Tusk oburzony nagraniem z gabinetu Władysława Serafina obiecał walkę z zawłaszczaniem przez polityków rządowych spółek i instytucji. I zwraca uwagę, że jeśli premier zamierza dotrzymać słowa, będzie musiał sprawdzić, skąd w mazowieckiej agencji dzielącej fundusze z UE jest tyle żon jego partyjnych kolegów.
Kilka przykładów: Anna Budzanowska - żona ministra skarbu - wygrała konkurs na dyrektora Biura Ministra Transportu. Piotr Borawski - działacz PO z Gdańska - został członkiem rady nadzorczej PPHU Zaplecze sp. z o.o. (spółki należącej do samorządu Warszawy) w czasie, kiedy był narzeczonym Katarzyny Kopacz, córki marszałek Sejmu Ewy Kopacz. Iga Isańska-Rosół - żona Marcina Rosoła, jednego z bohaterów afery hazardowej - pracuje w Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych. Pracują tam również: żona Michała Matejki, jednego z liderów PO na Ursynowie i wiceprzewodniczącego Rady Dzielnicy Ursynów, synowa Elżbiety Neski, radnej PO na Bielanach, żona Piotra Żbikowskiego (PO), wiceburmistrza warszawskiej dzielnicy Ochota, żona Krzysztofa Łaptaszyńskiego, wicedyrektora w Mazowieckim Urzędzie Marszałkowskim.
Krótko mówiąc, na Mazowszu unijne pieniądze dzielą żony polityków PO. Czy to tylko przypadek? Co o tym sądzicie? Znacie jakieś przykłady z własnego "podwórka"?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
Witam. Dziś porozmawiamy o zjawisku obecnym w polskiej polityce od dawna. Ludzie związani z partiami trafią do państwowych spółek czy agencji. Czasem jest to rodzina, czasem znajomi. Chociaż, żeby wszystkich nie piętnować od czasu do czasu zdarza się, że do firm państwowych trafiają poleceni fachowcy. O "nepotyzmie" w polityce zrobiło się głośno, gdy tydzień temu "Puls Biznesu" opublikował tzw. taśmy PSL. Dziś mamy ciąg dalszy. Na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej" Witold Gadomski pisze, że jeśli premier chce zwalczać zjawisko wykorzystywania rządowych spółek i instytucji przez polityków będzie musiał się przyjrzeć też poczynaniom swoich partyjnych kolegów. Podobne zarzuty padały za rządów PiS czy SLD. Czy to już stały element naszego społeczeństwa - pierwszeństwo w zatrudnieniu mają rodziny i znajomi? Piszcie o swoich doświadczeniach.
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
Ludzie partii w państwowych firmach. Rodzina, znajomi czy fachowcy?
Sebastian Kucharski
REKLAMA
Serwisy partnerskie
Właściciel niniejszego serwisu nie wyraża zgody na zwielokrotnianie ani inne korzystanie z utworów rozpowszechnionych w tym serwisie, w celu eksploracji tekstów i danych. Więcej informacji w zastrzeżeniu dot. eksploracji tekstów i danych.
Wyborcza.pl
Serwisy partnerskie
Właściciel niniejszego serwisu nie wyraża zgody na zwielokrotnianie ani inne korzystanie z utworów rozpowszechnionych w tym serwisie, w celu eksploracji tekstów i danych. Więcej informacji w zastrzeżeniu dot. eksploracji tekstów i danych.