Tuż po wojnie chciał z innymi ocalałymi Żydami zatruć Niemcom wodociągi i zabić ich setki tysięcy, jak leci. Ale ktoś spieprzył sprawę. Na szczęście. Opowieść o Kaziku Ratajzerze
Pisano o nim: "chłopak z Powiśla".
- Z jakiego Powiśla? - zżyma się Kazik Ratajzer. - Ja jestem z ulicy Podchorążych. Wie pan, gdzie to jest?
- Na Czerniakowie.
- Jasne, że na Czerniakowie. Jak ktoś myli Powiśle z Czerniakowem, nie ma pojęcia o Warszawie. Proszę pana - uśmiecha się - co to była za dzielnica.
Jego wspomnienia z tamtego Czerniakowa lekko zetlały - wszak minęło już tyle lat, a i to, co najważniejsze w jego życiu, zdarzyło się później. Nie pamięta ani słowa z knajackiej piosenki o Felku Zdankiewiczu, chłopcu morowym, który zjechał z wojska na sześciotygodniowy urlop, lecz nie zamierzał wracać, więc w ręce agentów policji wydała go wiarołomna Felusiowa. Ani o czarnej Mańce, królowej przedmieść. Ani o Tacie Tasiemce - warszawskim capo di tutti capi . Lecz Kazik pamięta tamten klimat. Wymieszanych ze sobą Żydów i Polaków, podmiejski proletariat, nożowników i doliniarzy, panny z zadartymi noskami i apaszów w kraciastych marynarkach, jak z ballad granych na harmonii i mandolinie.
Wszystkie komentarze