Od czasu do czasu z braku lepszego zajęcia (i głównie w metrze) rozmyślam o demokracji. Wiemy, jaki chaos wywołuje w umysłach to przydatne skądinąd pojęcie. A że lubię spotykać się z możliwie jak największą liczbą ludzi, szukam definicji, które wszyscy mogliby zaakceptować. Nie jest to łatwe i nie twierdzę, że mi się udało. Sądzę jednak, że możemy się pokusić o kilka przydatnych uogólnień. Oto jedno z nich w największym skrócie: demokracja to społeczne i polityczne ćwiczenie z powściągliwości. Spieszę z wyjaśnieniem.
Wszystkie komentarze
Lenin, Stalin, Mao, Pol Pot, Kim (i paru innych) nawet dość długo to ćwiczyli
(na ludziach)
przede wszystkim robia to religie…
@kragon
I dlatego teraz ludzie są tak dobrzy, że aż strach!
Przecież rodzice też wpływają na dzieci, szkoła tak samo, artyści też wywierają wpływ swoimi dziełami, generalnie na tym polega rozwój, że ludzie wpływają na siebie, albo celowo, w sposób ukierunkowany, albo nie. Dobrze politycy wpływają na ludzi, źli też. Stawianie znaku równości jest jak mówienie, że noże są złe.
No więc dopóki rodzice, nauczyciele i artyści - spoko
Liberalni politycy?
Tez spoko
Gorzej gdy bierze się za to zamordystyczna władza
"Ludzi można zmieniać tylko w jeden właściwy sposób..."
Moim zdaniem właściwych sposobów jest wiele.
Niewłaściwy jest jeden - zmuszanie.