Od egzotycznych urzeczeń, dla których redakcja „Wolnej Soboty" udostępnia mi czasem swoje łamy, odciągnęły mnie ostatnio obserwacje naszej warszawskiej awifauny. Moją uwagę przyciągają od dłuższego czasu wrony, czyli nasze największe po krukach ptaki śpiewające (tak, tak). Czasem próbuję naiwnie nawiązać z nimi kontakt głosowy, ale moje wysiłki nie prowokują jakiegoś „dialogu", lecz co najwyżej pogardliwe kraknięcie.
O ich inteligencji i zdolnościach przystosowawczych napisano już wiele specjalistycznych prac, ale niektóre ich zachowania są wręcz fascynujące. I wciąż pojawiają się nowe, zaskakując uważniejszego obserwatora tych niezbyt lubianych, bo hałaśliwych i czasem wręcz agresywnych ptaków, które zdominowały już środowiska miejskie, skutecznie spychając na margines te mniejsze i mniej bojowe.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Jakiś czas temu widziałem, jak wrony zbierają duże kawałki suchego, twardego chleba i wsadzają do kałuży, żeby rozmoczyć. Wiem, że chleb nie jest dla ptaków dobry, ale tutaj umiejętności rozwiązywania problemu stały na wysokim poziomie :)
Kaczki robią podobnie. Jest nawet słynny filmik na internecie, gdzie kaczka moczy sobie kawałki chleba w wodzie, a pod taflą wody czuwa sprytna ryba, która jej te kawałki wyjada spid dzioba.
Oczywiście, większość niezaznajomionych z przyrodą oglądaczy lajkowała i komentowała filmik, gdzie "kaczka o dobrym serduszku karmiła rybkę"(sic!).
Wrony kręcące się koło mojego biura rozpoznają mnie, a nawet samochód, którym przyjeżdżam, też muszę mieć orzechy lub słonecznik, bo jak nie poczęstuję, lecą lub skaczą aż pod drzwi budynku.