Od kilku lat we Włoszech w lany poniedziałek śmierć przychodzi nie tylko autostradą, ale i od strony morza.

Lany poniedziałek od zawsze jest we Włoszech dniem, w którym śmierć na autostradach zbiera swoje banalne żniwo. Włosi jadą za miasto, żeby piec jagnięta, i do „artystycznych miast", Florencji, Sieny, Neapolu… 16 milionów wyjechało, żeby odpocząć, zjeść coś innego niż na co dzień, coś zobaczyć. O rekordach drugiego dnia świąt napisał wiersz nawet Eugenio Montale, poeta z Noblem.

W tym roku, jak od kilku lat, masowa śmierć przyszła także od morza. Liczy się ofiary, ale tak naprawdę nikt już nie wie, kto zginął i gdzie, pod kim otworzyły się wody. Kiedy piszę te słowa, pomiędzy Libią a Sycylią błąka się kuter z 400 osobami, komendant gdzieś się podział, nikt nie spieszy z pomocą. Dwa dni temu utonęło 35 Tunezyjczyków, tylko z jednej łodzi. Punkt przyjęć na Lampedusie nie przyjmuje nikogo. Jest w nim 1850 migrantów, a miejsc tylko 300. Dzisiejszy transport popłynął do Porto Empedocle na Sycylii. Żeby ulżyć maleńkiej wysepce. 

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Nielegalne łodzie powinny być zawracane albo zatapiane. Więcej Arabów w Europie nie trzeba.
    @tomasztomasztomek
    A takie faszystowskie osobniki jak ty nie powinny mieć prawa do życia w Europie. Dla was proponuję lot w jedną stronę w kosmos.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0