W 1847 r. angielski dżentelmen nazwiskiem Philip Morris otworzył sklep z tytoniem przy Bond Street - najzacniejszej handlowej ulicy Londynu. Interes szedł na tyle dobrze, że po kilku latach Morris zaczął produkować własne papierosy. Pod koniec XIX w. firmę od synów Morrisa przejął niejaki William Thomson i rozszerzył biznes na Stany Zjednoczone. Za oceanem na rynku tytoniowym rządził wtedy monopol American Tobacco Company, kontrolujący 75 proc. sprzedaży. W Ameryce tytoń służył przede wszystkim do żucia. Papierosy palili nieliczni, głównie kobiety. Dopiero gdy Kongres rozbił monopol ATC, a amerykańscy żołnierze w okopach Wielkiej Wojny nauczyli się od Europejczyków palić, firma Philip Morris & Co. zaczęła powoli zyskiwać pozycję. Przełom przyszedł w połowie lat 50., kiedy Leo Burnett - cesarz reklamy - wymyślił postać Marlboro Mana, kowboja na koniu z lassem i papierosem w ustach. W następnych dekadach dzięki popularności marki Marlboro Philip Morris stała się jedną z najpotężniejszych firm na planecie.
Wszystkie komentarze
Polecam książkę "Cukier, sól, tłuszcz. Jak uzależniają nas koncerny spożywcze" Marcela Mossa, więcej faktów z tego tematu, do tego świetnie napisane. Autor jest bodajże dziennikarzem śledczym i widać jakość jego warsztatu.
"kościami"
Niestety, część tych "danych" jest nieprawdziwa.
DDT to środek owadobójczy, stosowano go na wojnie - ale II światowej, do ochrony żołnierzy przed wszami. W Wietnamie i krajach z nim sąsiadujących bywa do dziś stosowany do zwalczania komarów; roślinności nie "wypala" (cokolwiek miałoby to znaczyć).
Autor pomylił DDT z agent orange
Autor ma zafajdany obowiązek weryfikować fakty.
Agent Orange i inne podobne środki (bo tych kolorów było więcej) dostarczały różne firmy - więc nie pasowałby do tezy autora, że Monsanto to samo zło.
Przeczytanie tak dogłębnej analizy tematu dało mi dużo więcej rozeznania w temacie żywności, jej produkcji, przetwórstwa oraz następczego świadomego wyboru towaru przy sklepowym regale.
Dobra robota.
Tylko, że u nas jest gorzej jeszcze. Wedel czy jakieś polskie wafle to sam cukier, nie da się jeść, wystarczy porównać z Milką. U nas jak zwykle cisza w temacie.
Problem nie leży w tym, że słodycze, np. wafle, składają się w dużej mierze z cukru. Problem leży w tym, że w Ameryce nie kupisz chleba, sosu pomidorowego, serka ani puszki zupy bez cukru. A po pomidory, ser, sałatę (żeby ugotować samemu obiad bez cukru) musisz jechać 50 km. W porównaniu z tym, zjedzenie wedlowskiego wafelka po obiedzie składającym się z tego, co nabędziesz w warzywniaku i mięsnym/rybnym koło domu, to naprawdę pikuś. Na wsi też jest lepiej - umiejętność uprawiania ogródka nie odeszła w niepamięć jak umiejętność podkuwania konia, a i w wiejskim sklepiku prędzej kupisz zwykłe ziemniaki, masło, kefir, kabanosy i olej, niż gotowe dania zawierające dwie łyżki cukru na porcję.
Nawet w domu ich porcje są take że mi by wystarczyły na trzy dni.
Te same wrażenia. Śniadania zabójcze a porcje jak dla gigantów. Wiele lat temu byłem pierwszy raz w Stanach i zamówiłam kanapkę zastanawiając się czy się najem (miałam w pamięci paryskie sandwich jambon - kawałek szynki w małej bagietce). Na stół wjechał talerz obiadowy z kanapką z 2 dużych pajd chleba wypełnionych górą mięsa z sosem i dodatkami. Do tego side z frytek i pikli (Nowy Jork). Ilość mięsa nie pozwalała na włożenie kanapki do ust. Szok!
Miałem tak samo. Zamówiłem żeberka w restauracji w Chicago - dostałem bez wielkiej przesady prawie cały świński bok żeberkowy. Było pyszne, nie powiem. Ale ta ilość w moim domu to byłby obiad dla czterech osób. Ledwo dałem radę. Ale zapłacone - żal zostawić... ;-)
Nie musisz jeść całej porcji. Każda knajpa zapakuje Ci resztę porcji i możesz sobie zjeść w domu następnego dnia.
syrop I bita smietana tez sa opcjonalnie; jakbktos musi pakowac w siebie chore ilosci zarcia to moze konczy z miazdzyca I zawalem, nic nowego
Jako student w USA przytyłem 10kg. Przez oszczędzanie na jedzeniu wlanie. Żarcie super tanie ale jakbyś chciał coś ugotować samemu od zera z warzyw, mięsa itp do by mi stypendium nie starczyło.
Zostawienie jedzenia na pozniej wymaga nie lada dyscypliny bo raz, jak juz napisano jedzenie jest dobre, dwa, odgrzane juz nie smakuje tak dobrze.
Ja przestalem chodzic do polowy ulubionych restauracji bo porcje sa za duze. Nie jestem osboba otyla ale nigdy nie umialem zostawic jedzenia na pozniej.
@willie1950
Gdzie to bylo, konkretnie?
My i w Polsce z żoną często na obiad zamawiamy jedna porcję i dwa talerze (da się, naprawdę). Albo jedna zupę i jedno drugie danie i w połowie jedzenia zamieniamy się talerzami. Z tego co czytam, to w USA jeszcze mielibyśmy jedzenia na dwa kolejne dni.
Nie pamiętam, gdzieś w pobliżu centrum. Byłem tam tylko tydzień, szliśmy piechotą od tego skweru gdzie są pomniki Kościuszki i Pułaskiego a na końcu obserwatorium do centrum, blisko centrum zgłodnieliśmy i w jakiejś bocznej uliczce trafiliśmy na tę żeberkownię, dość szykowną ale raczej nie z wyższej półki... ;-)
Ja zamawiam half rack :-)
Ja wróciłam z pięciomiesięcznego pobytu w USA... szczuplejsza. Nic gotowego mi tam nie smakowało, w ogóle mało co było dla mnie jadalne, a pierwsze pieczywo, które było lekko zbliżone do jadalnego odkryłam w małej meksykańskiej piekarni tuż przed wylotem ;)
O taaak. Jak po miesiącu miałam dosyć żarcia i poszłam na sałatkę, to mi do niej wpakowali czipsy i nie było siły, żeby dostać sałatkę bez czipsów.
A ja w Krakowie poszłam na hamburgera do obleganej knajpki na Kazimierzu. Każda pozycja w menu z wymyślnym sosem. Kakofonia smaku nie do opisania. Sos oczywiście z nutą słodyczy. Bo my jesteśmy proamerykańscy nawet w kubkach smakowych. Ketchup ( pomidor? z cukrem) i sos barbecue to ABC polskiej kuchni. Jedynie porcje mamy na razie mniejsze. Ale jak spotkasz u nas wyjątkowo szczupłą osobę, to prawie na pewno z Ukrainy. Nasze 15latki mają wielkie tyłki ,obszerne uda i wystające boczki.
Gotuję od zera w USA, strasznie to upierdliwe, ale trudno dostać tu dietetyczne jedzenie po umuarkowanych cenach. Może niektóre mrożone dania oznaczone jaki deieteyczne mogą być -jak się dobrze sorawdzi etykietkę, alenie są zbyt smaczne...
DWIE CZERWONE ŁAPKI DALI: PRZEDSTAWICIEL NA POLSKĘ MCDONALDA I PIZZAHUT
Jedna moja. Jestem Polakiem (piszę to bez dumy) i nie pracuję w branży junk food. Nie mogę się zgodzić z bezkrytycznym czytaniem bzdur serwowanych przez "redaktora" Jarkowca. Bezkrytyczne tłumaczenie, bez powołania na źródło i nadinterpretacja danych zaczerpniętych z tekstu źródłowego. To artykuł z nieakceptowalną ilością błędów merytorycznych i upośledzającą formę prezentacji tezą.
Ten artykuł to porażający śmietnik, chociaż napisany w dobrych intencjach i słusznej sprawie.
Dzieci w szkole pewnie się na tym nie poznają, ale jak się będą na takich junk texts wychowywać, to nigdy się nie nauczą ich odróżniać od materiałów wiarygodnych i o wysokiej jakości.
> To artykuł z nieakceptowalną ilością błędów merytorycznych i upośledzającą formę prezentacji tezą.
Skoro widzisz taką masę błędów to napisz sprostowanie. Zobaczymy, czy będzie akceptowalne.
Na razie nadajesz się na adresata znanej fraszki Boya-Żeleńskiego:
"Krytyk i eunuch z jednej są parafii
Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi."
Mam naprawdę lepsze rzeczy do roboty niż naprawianie podupadającej gazety za darmo. Sprostowanie mógłbym napisać, gdyby tzw. redaktor Jarkowiec mnie osobiście obraził. Nie obraził, więc nie będę tracił czasu na walkę z gimbazą. Jeżeli sam nie widzisz manipulacji i nieudolności Jarkowca i chcesz znaleźć moje zarzuty (zaledwie wybór), znajdziesz w pozostałych moich komentarzach pod artykułem.
Przerzucasz odpowiedzialność na konsumenta (w szkołach - czyli to uczniowie mają wyciągać wnioski i działać?), podczas gdy opisany w artykule problem jest bez wątpienia systemowy.
Nie ma to jak byc expertem od jakiegos kraju bedac na wycieczce . Troche znajomosci jezyka pozwoli na znalezienie innych mazw niz McDonalds. Poza tym, kto je przy autostradach ? Turysci.
Najwyraźniej, jak wynika z powyższego artykułu amerykanie to turyści we własnym kraju.
"Wszystko ociekające tłuszczem, w Pizza Hut jeszcze gorzej. Jedzenie ohydne, bez smaku. "
Tak, Pizza Hut ma jedzenie ktorego bym nie tknal za darmo. Nie wiem jak restauracja sprzedajaca taki syf moze nie bankrutowac, nawet w realiach Amerykanskiego fast food.
KFC bije ich na łeb. Generalnie omijam wszystkie amerykańskie sieciówki. Kawowe też.
Nie chcę bronic żadnych sieciòwek, ale w Dunkin Donuts majă całe partie menu złożonego z wrapów, białka i awokado. W każdym fastfoodzie są niskokaoryczne opcje. A najlepsze jest to, ze kaloryczność podawana jest obowiązkowo w każdym przybytku żywieniowym: od fasta do fansy-szmansy restauracji
By omijać to trzeba mieć świadomość, że coś jest szkodliwe. Czy ..xxx.. (by nie używać nieodpowiednich słów) Czarnek wprowadzi do szkoły wiedzę co jest szkodliwe? Przecież jemu tłuszcz "zalewa oczy" i rozum.
Ludzie z małymi dochodami kupują najtańsze produkty. Ich wybór to jeść byle co lub umrzeć z głodu. Jedzą np. białe, okropne pieczywo, którego nie powinno się sprzedawać.
Niewiele już osób pamięta wspaniały smak chleba z PRL. Ten chleb był (chyba) dotowany, ale zdrowy, smaczny.
I tak jest ze wszystkim!!!!!
Dodałbym więcej: trzeba szerokim łukiem omijać wszelką przetworzoną żywność. Wszystko co jest zapakowane i może leżeć na półce miesiącami (chipsy, płatki śniadaniowe, słodycze, sosy, makaron itd) to tak naprawdę syf stworzony w laboratorium, oparty na cukrze i składnikach chemicznych nadających "jedzeniu" odpowiedni zapach, smak, barwę, konsystencję. Cukier to narkotyk; producenci o tym wiedzą i dlatego do wszystkiego pakują ogromne ilości syropów i cukrów.
"ale słodkie napoje i kupne słodycze powinny być obłożone drakońskimi podatkami."
Powiedz to babciom wciskającym słodkie gó... swoim wnukom na każdą okazję ;)
No z tym makaronem to żeś pojechał! Makaron jak najbardziej nadaje się do przechowywania miesiącami, bez konserwantów i chemii. Jak byłam mała (przełom lat 70tych i 80tych) moja babcia robiła makaron w domu. Najpierw zagniatała olbrzymie ilości ciasta makaronowego, a później kroiła na paseczki makaronu. Ten makaron suszył się w pokoju na rozłożonych wszędzie prześcieradłach, a później w takiej wysuszonej postaci mama przechowywała go miesiącami aż do wyczerpania zapasów. Wtedy babcia przyjeżdżała i ponawiała cały proceder.
Makaron sprzedawany w sklepach ma skład taki sam albo bardzo podobny do tego, który miał makaron mojej babci. Przykładowo makaron jajeczny Lubelli składa się z maki makaronowej pszennej, jaj z chowu na wolnym wybiegu (4 jaja na 1 kg mąki) oraz kurkumy (pewnie dla koloru). Gdzie tam widzisz chemię?
Także nie szalej z tymi oskarżeniami wszystkiego co może leżeć na półce dłużej niż tydzień o to, że są to rzeczy nafaszerowane chemią. Podstawą określenia co jest a co nie jest nafaszerowane chemią jest czytanie składu, a nie terminu przydatności do spożycia.
Wszelka chemia dodawana jest po to by wydłużyć termin przydatności. Niby w jogurtach chemii nie ma, ale "wytrzymują" bardzo długo.
W dpbrych kefirach nie ma, ale jogirty juz nie są takie niewinne
Mąka, ryż, kasza, makaron też?
Konserwy?
Za Platformy próbowano wprowadzić podatek cukrowy. Przypomnij sobie tę g**noburzę, której liderował nie kto inny jak naczelny amerykanofil Korwin-Mikke.
Oczywiscie ze to nie jest proste. Gdy tylko sie zasugeruje podatki na cukier to od razu czesc spoleczenstwa (wiadomo ktora) zrobi histerie ze rzad probuje mowic ludziom co maja robic. Tyrania! W dzisiejszych czasach niestety wszystko bedzie upolitycznione.
Nie stać ludzi na zdrowe żarcie, bo fastfood jest dużo tańszy, a warzywa i owoce są drogie. To bieda...
Znam sklep - w dużym mieście, w bardzo kiepskiej dzielnicy, gdzie można zrobić duże zakupy za ok. 100 zł. Z tym że to co ląduje w koszykach kupujących to ostatni sort, zwłaszcza wędliny pięknie wyglądają nosząc dumnie sraropolskie nazwy, cena za kg "szynki babuni" to .... 15 zł...
Fast foody są dużo tańsze? Wczoraj byłem w McDonald’s. Jeden zestaw (niepowiększony) kosztuje 24,99. Za tyle możesz usmażyć z 4 piersi kurczaka, ziemniaki ugotować i zrobić sałatkę. Obiad dla 3-5 osób.
Przestańcie gadać, ze fastfoody są tańsze. Po prostu jesteście leniwi i nie chce Wam się gotować.
W jogurtach chemia niepotrzebna. One mają ok 20 proc cukru...
Niektórzy (babcie zwłaszcza) chyba tylko w ten sposób potrafią okazać uczucia. Przykre to i konfliktogenne.
Ja również się z tym nie zgodzę, można jeść zdrowo i niedrogo. Poza tym jak się popatrzy na cenę takiego batona czy innych chipsów za kilogram, to okazuje się nagle, że wcale nie jest tak tanio jak się wydaje.
Wspaniały smak chleba z PRL, z truciznami z radzieckiego diesla (zboże się wtedy suszyło spalinami, nie ciepłym powietrzem).
Ha ha.
Mówimy o USA. W Europie fast foody są droższe, ale są również lepszej jakości. Jeśli nie wierzysz pogadaj ze znajomymi z USA, którzy byli w Europie
W Polsce, w USA jest inaczej
> Niby w jogurtach chemii nie ma, ale "wytrzymują" bardzo długo.
Za wydłużony termin przydatności odpowiadają obecnie nie tyle konserwanty co jakość opakowań. Atmosfera ochronna czy wielowarstwowe, nieprzepuszczalne dla gazów i światła opakowania z tworzyw sztucznych są obecnie standardem.
Niestety, opakowanie które świetnie zapewnia nam wielotygodniową przydatność np. jogurtu, wkrótce po wykorzystaniu staje się uciążliwym odpadem wielomateriałowym.
Coś za coś...
to nic, że po ten chleb trzeba było stać w kolejce, bo akurat "rzucili", albo zapisaywać się w zeszycie. Ach, ten PRL!
Kapitalizm bez cudzysłowu. Taki jest kapitalizm. Pogoń za zyskiem z turbodoładowaniem. A choćby i potop.
Nie, tak wygląda kapitalizm, kiedy zaczyna psuć go państwo.
Prywatyzacja zysków i uspołecznianie strat...
Cukier jest w chlebie, kiełbasie, wyrobach mięsnych, napojach, serach itd. I gdyby to był cukier, ale to najczęściej różne słodkości z chemii.
Sok glukozowo-fruktozowy jest zabroniony w Europie, ale nie w Polsce. Tak samo olej palmowy, który jest rakotwórczy. W Polsce nie ma zakazu.
A w/w rzeczy to podstawowe składniki ciasteczek, batoników, cukierków, czekoladek, które dzieci kupują bez ograniczeń!!!!
Innego chemicznego paskudztwa też pełno w jedzeniu. Podobno jest tam jakiś niedołęga minister "odpowiedzialny". Pisi minister jest od brania kasy, a nie roboty, bo na tej trzeba się znać.
Z tym syropem glukozowo-fruktozowym i olejem palmowym to prawda i to jest główne źródło konfliktu USA i ich korporacji z Unią Europejską. My się obudzimy za dwadzieścia lat, jak problem z otyłością będzie już widoczny.
Proszę się lepiej przyjrzeć tej "naszej" żywności którą można znaleźć nie tylko na półkach marketów i dyskontów spożywczych ale tez w osiedlowych sklepikach. To co się tam dojrzy może się nie spodobać. Efekty widać na każdym kroku. Otyłe dzieci i otyli dorośli. Nie jest to jeszcze epidemia otyłości jak ta w Stanach ale podążamy w tym kierunku. I lepiej nie będzie bo śmieciowe jedzenie jest tanie i coraz więcej obywateli będzie zmuszona je wybierać bo w portfelach zostaje coraz mniej ze względu na drożyznę. Polska staje się eldorado dla pato-spożywki bo mechanizmy kontroli albo bardzo słabo działają albo wręcz nie istnieją. Sytuacje mogłaby poprawić odpowiednia edukacja dzieci i uświadamianie zagrożeń dorosłym ale obecnie nie ma co na to liczyć.
Obrót cukrem i jego pochodnymi powinien być regulowany podobnie jak sprzedaż alkoholu czy tytoniu: ścisłe limity, ograniczenia wieku, zakaz reklamy.
"Sok glukozowo-fruktozowy jest zabroniony w Europie, ale nie w Polsce. Tak samo olej palmowy, który jest rakotwórczy"
Nie znalazłem informacji ani o zakazie ani o rakotwórczości. Poproszę o odnośniki.
Ależ ten problem już jest widoczny! "Nadwaga i otyłość dotyczy dwóch trzecich społeczeństwa" w USA? W Polsce dotyczy 58%. Różnica niewielka, przy czym Polska dorobiła się tego "świetnego" wyniku w ciągu zaledwie 25 lat! 23% społeczeństwa jest otyła, czyli faktycznie chora. Bo sama otyłość - nie mówiąc o towarzyszącej jej cukrzycy, nadciśnieniu itp - już jest chorobą.
Nie znalazłeś, bo nie jest rakotwórczy. ALE kwas palmitynowy, obecny w dużej obfitości w oleju palmowym, jest potrzebny do tworzenia się przerzutów.
Bo olej palmowy nie jest rakotwórczy. Jest przeciw niemu kampania, bo pod plantacje palmy oleistej są karczowane lasy deszczowe, a więc ze względów etycznych i ekologicznych.
>> Nie znalazłem informacji ani o zakazie ani o rakotwórczości. Poproszę o odnośniki.
I słusznie bo ani nie ma zakazu ani nie jest rakotwórczy. Syrop glukozowo-fruktozowy (nie sok!!) jest natomiast podejrzany o przyczynianie się do rozwoju cukrzycy typu II i otyłości.
Kwas palmitynowy
Np. Łój.
W skład łoju wchodzą głównie glicerydy kwasów palmitynowego, stearynowego i oleinowego. Łój jest używany z innymi tłuszczami, najczęściej z tranem technicznym, do natłuszczania skór garbowanych za pomocą tanin[1].
Stosuje się go także do wyrobu legumin, niektórych margaryn, czasem ciast francuskich.
..pl. wikipedia
> Syrop glukozowo-fruktozowy (nie sok!!) jest natomiast podejrzany
> o przyczynianie się do rozwoju cukrzycy typu II i otyłości.
A miód nie?
Problem już jest widoczny. Obejrzyj sobie bąbelek że starszych klas podstawówki lub kolesi po 30. Co 2 z nadwagą
W chlebie nie powinno być cukru, jest zupełnie niepotrzebny. Wystarczy mąka, woda, sól i zakwas (z mąki i wody).
Chleb na drożdżach też nie wymaga cukru.
W chlebie sa naturalne wielocukry, skrobia to wielocukier i on juz jest trawiony w jamie ustnej stad lekko slodkawy smak chleba.
Na biologii nie mowili?!
Problem z otyłością w Polsce jest już bardzo widoczny