Jest czas zaciskania pasa i czas jego popuszczania; czas, kiedy ludzkie serca kipią solidarnością, i czas zwierzęcego egoizmu; czas ograniczania, zamykania, umacniania i rozdzielania, ale też czas odkrywania nowych szczelin i połączeń. Jest czas szukania nowych sojuszników, struktur i aliansów, ale przyszedł także czas nowych wrogów. Jest wreszcie czas rutyny oraz czas wynalazczości i improwizacji.
Dziś żyjemy we wszystkich tych czasach jednocześnie, bo po raz pierwszy za naszej pamięci zmiany dotyczą wszystkich ludzi na planecie. Wszędzie inaczej walczymy z nieznanym zagrożeniem, bo mamy różne doświadczenia i sytuację. Dlatego świat i ludzkość pokazują się nam z całkiem nowej strony – bardziej kruchej, ale też czasem mocniejszej. Na naszych oczach świat zrzuca starą skórę, choć jeszcze nie wiemy, jaka wyrośnie na nim nowa. Jaką będziemy pielęgnować, a jakiej próbowali się pozbyć.
Wszystkie komentarze
No i akcjonariusze akceptują zarządy obiecujące wysokie dywidendy. Odbywa się to cięciami w w inwestycjach, rozwoju i pożeraniem zysków przez astronomiczne zarobki pobierane przez "przywódców". Droga do upadku. I tak sie to kreci. Hej!
Akcjonariusze też mają najebane we łbach "wzrostem". A co do bezczelnych zarobków menedżmend, to pół biedy, dopóki są finansowane z zysków. Gorzej, jeżeli zrzucają się na nie podatnicy, jak to było w przypadku amerykańskich banków, które najpierw najpierw narobiły ogólnoświatowego burdelu, potem zażądały od państwa ciaćków, szantażując bankructwem i przepadkiem oszczędności klientów, a kiedy tańczący wokół lodziarzy na dwóch łapkach rząd "mocarstwa" wpompował im ten miliardzik czy półtora, banksterstwo wypłaciło sobie z niego tłuściutkie premie, które mu się po prostu należały za jego ciężką, wysoko wykwalifikowaną i jakże potrzebną społeczeństwu robotę. A potem zdziwko, foch i pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie, że wybory wygrywa Trump.
Ekonomia nie jest nauką.
Był rok – chyba – 1967. Zimą w Tatrach, w jednym ze schronisk, spotkałem profesora Uniwersytetu Warszawskiego, Józefa Pajestkę, dosyć wówczas znanego „partyjnego” ekonomistę, dyrektora Instytutu Planowania, członka centralnych władz partyjnych. Z tym miłym, bezpośrednim facetem gwarzyliśmy sobie wieczorami, trochę też „politykowaliśmy”.
I to właśnie od niego wtedy posłyszałem, ku memu ogromnemu zaskoczeniu, że... według niejawnych oczywiście prognoz profesora i niektórych jego kolegów ekonomistow (sic!), obecny system socjalistyczno-państwowy oparty na centralnym planowaniu dąży nieuchronnie do załamania i nie przetrwa dłużej, niż... 20 lat!!!
Niewiele się mylili ci „głupio optymistyczni”...
(PS - Nie wiem kto tłumaczył artykuł na j. polski, ale chyba chodziło o to, że ekonomiści znają się na liczbach a nie cyfrach.)
Czym krócej tym lepiej
To nie jest dobry tekst, to zaledwie miłe dla każdego bujanie w obłokach.
Ja też potrafię napisać, że zamiast tych wszystkich wojen i konfliktów ludzie powinni się kochać i współpracować, bo wtedy każdemu będzie lepiej!
Piękny tekst?