Jacek Świąder (ur. 1981) - redaktor, dziennikarz, pisał m.in. w "Lampie", "Gazecie Wyborczej", "Gazecie Magnetofonowej", "Książkach. Magazynie do Czytania". Prowadzi stronę ktosruszalmojeplyty.com
Kilka dni temu mistrzostwo NBA zdobyli Los Angeles Lakers. To był dziwny sezon – finałowe mecze przypadają na przełom maja i czerwca, tym razem rozgrywki przerwano na pięć miesięcy.
Wiosną w Stanach urósł w siłę ruch Black Lives Matter, więc koszykarze zamiast nazwisk mogli nosić na koszulkach napisy typu: „Vote”, „Education reform”, „Peace”, „Respect”, „Equality”, „Say their names”, „I can’t breathe”. W sierpniu doszło do strajku zawodników, który rozlał się na większość amerykańskich dyscyplin.
Wszystkie komentarze
Jednemu imponuje skuteczność Jordana w finałach (6/6) innemu wszechstronność Lebrona, który nie tylko zdobywa dużo punktów ale też dzieli się grą (zbliża się do 10 000 asyst, podczas gdy Jordan tylko 5,6tys).
A może jednak Kareem Abdul Jabbar? Statystykami przebija obydwu powyższych graczy. Tylko kto go miał okazje obejrzeć w TV w transmisji live? Garstka widzów w USA.
Jak już ktoś sie odwołuje do cech typu osobowość, charyzma itp to robi się z tego najzwyczajniejsza dyskusja o niczym, to bardzo subiektywne cechy i szkoda tracić czas na przekonywanie się.
Bardziej sensowne jest mówienie o najlepszych koszykarzach danych dekad i porównywanie tych, którzy w danym okresie mieli okazje grać.
Zgadza się, nie ma co porównywać, ale to tylko zabawa. W LeBronie, którego nigdy nie lubiłem, imponuje mi to, że w wieku 35 nadal ma dynamikę, choć siły mniej niż dawniej, a poza tym rozwija się. Z czasem zaczął bardzo dobrze rzucać za trzy, poza tym coraz lepiej wykorzystuje doświadczenie, ma oczy dookoła głowy - nie tylko dlatego że wie, że będą go podwajać - stąd tych asyst jest więcej niż kiedyś.
Nie namawiam do czytania, ale namawiam do zabawy, spekulacji i dyskusji zamiast autorytatywnego wywalania tekstu do kosza. Nie neguję mojego skrzywienia umysłowego, choć nie polega ono raczej na tym, co pan/pani tak bezlitośnie piętnuje. Nie twierdzę, że znam się na sporcie, i nie z takich pozycji chwaliłem w tekście LeBrona. Argumenty za nim w sąsiednim komentarzu. Pozdrawiam.
tytuł od redakcji.
Same statystyczne porównania też są na korzyść Jordana : www.youtube.com/watch?v=tl3mR6eoEa8
Wydaje mi się, że Jordan grał w czasach większej specjalizacji gwiazd - dziś rzuty z półdystansu koszykarze oddają znacznie rzadziej. Wiadomo, że teraz gra przyspieszyła i wyniki są wyższe, Jordan miał dwie przerwy (jedną gdy był u szczytu możliwości), a LeBron nadal gra, w dodatku kolejna drużyna została zbudowana totalnie pod niego, więc jeszcze nabije tych asyst, zbiórek i punktów.
Nie chodzi mi nawet o porównanie ich wielkości czy koszykarskiego talentu - myślę, że LeBron jest dziś taką firmą jak Jordan w latach 90., mimo że ma zupełnie inną osobowość. Jeśli kariera Jordana pomogła zrobić z NBA markę światową, to LeBron bardzo na tym skorzystał i wzniósł tę ligę na nowe wyżyny. Takie, w których jest wiele gwiazd, a nie tylko rywalizacja Magic vs. Bird czy Jordan vs. Drexler. Jeśli Jordan i LeBron mogli zagrać przeciw sobie w swoich "najlepszych wersjach", to trudno, tak jest lepiej. Można się zastanawiać, kto lepszy, kto więcej dawał drużynie. Faktem jest, że Bulls '98 mieli więcej gwiazd niż Lakers '20 (których nie znosiłem i życzyłem im klęski z cudownym Denver).
Przepraszam, ale co ja wiem lepiej? To reżyser powiedział, że nie znalazł lepszego utworu niż Pearl Jam. Nie oceniam tej decyzji w tekście. Przeciwnie, uważam, że "Present Tense" bardzo dobrze pasuje do filmu. Dodam wycięte przez redakcję ostatnie zdanie tego akapitu: "Takie zakończenie serialu otwiera mu drzwi do drugiego czy trzeciego życia".