Jan Hartman – profesor Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Jagiellońskiego, filozof i publicysta. Ostatnio opublikował książkę „Pochwała wolności”
Od dekad bioetycy debatują, ile może kosztować przedłużanie kończącego się życia i kiedy powiedzieć stop wydatkom, które pozbawiają leczenia innych, mogących bardziej na tym leczeniu skorzystać. Dzięki odważnemu poruszaniu tych drażliwych tematów w wielu krajach mamy dziś sprawiedliwe i czytelne procedury. Jednak dla współczesnego społeczeństwa ekonomiczne aspekty ratowania życia, podobnie jak kwestie zaprzestawania leczenia, tak zwanej uporczywej terapii, i odłączania urządzeń podtrzymujących funkcje życiowe, wciąż są niemalże tabu – poruszanie ich na gruncie publicznym, wychodzące poza rytualne zapewnienia o bezcenności życia ludzkiego, prowadzi do paniki moralnej.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A po przeczytaniu, znajdujesz miłość we własnym umyśle czy poza nim?
Uuuu..., widzę, że wzięło Cię na filozofowanie. Napisz felietonik i opublikuj, to chętnie pogawędzimy pod nim.
To co z tą miłością? Bo ja po tekście Hartmana poszedłem do parku utulić się do osikowego drzewa...
a ty w ogóle przeczytałeś czy tak chlapnąłeś bezrefleksyjnie- zaiste przemyślany komentarz.
A przed tekstem Hartmana jak „to” robiliście?
Bezpośrednio po lekturze tekstu prof. Hartmana udałem się na spacer do pobliskiego parku w celu przetrawienia znaczenia, mniej więcej w połowie pierwszego okrążenia, kątem oka, spostrzeglem znajome, choć wydawać by się mogło, samotnie trwające na trawie pośród innych drzew, drzewko osiki, do którego pod wpływem impulsu ("rozpostarta płachta nieba zawsze daje to, co trzeba, przez tę płachtę, pod sam kręgosłup prześwituje sama wiedza...") ośmieliłem przytulić się plecami, objąwszy je/ją rękoma zarazem, przymknąłem powieki, wystawiłem twarz w stronę jasnego ciepła promieni popołudniowo jesiennego słońca i kontynuowałem rozmyślania nad rozmyślaniami Autora... Drzewo po około 5 minutach tego mego swoistego miziania się, przy bezwietrznej aurze, "odpowiedziało" drżącą feerią osikowych liści... Chwaląc się, nie kłamię, zdrówko!
Dopowiem tylko, że przynależę, odkąd pamięcią sięgam, do tegoż grona Homo sapiens, u których "delikatność uczuć, pokora, wstydliwość i dobre wychowanie" wygrywają, przegrywając jednocześnie, z "trywialnością, ironią i pewnością siebie" zdecydowanej większości z reszty Homo s. Stąd ten park i "samotna" osika w centrum wielkiego europejskiego miasta...
normalnie, w skarpete
Raczej daj się przebić osikowym kołkiem.
Die Liebe für uns vs Die Liebe an sich. Czy to już dialektyka?
Pisze Hartman o systemie, który nami steruje, a przecież ten system zbudowaliśmy sami, nie możemy zrzucić winy na kogokolwiek czy cokolwiek, kto nami steruje lub nas pęta; pisze o gwarantującej dobre samopoczucie, o ile można je w tak opłakanym położeniu mieć, skłonności do wykluczania innych, zrzucania winy na bliźnich, którzy z takich czy innych powodów nie uczestniczą w naszym świecie. To pesymistyczny i sugestywny opis, któremu trudno dać pozytywną konkluzję. Dlatego, jak zwykle w takim stanie rzeczy, konkluzją jest ów od wieków ostatni ratunek człowieka, ostatnia deska ratunku ludzkości - miłość.
Na miłość jako zasadę istnienia wskazywały między innymi osoby tak różne (łączy je to, że są wybitnie nielubiane na forum komentatorek i komentatorów Wyborczej) jak Jezus Chrystus i Karl Marx. Ten pierwszy zalecał miłość nawet do naszych nieprzyjaciół, ten drugi konstatował, że w naszym świecie wszystko objęte jest ontologiczną wręcz zasadą kupna - sprzedaży, której nie poddaje się tylko jedno - miłość (tezę tę zawarł w "Rękopisach ekonomiczno - filozoficznych z 1844 r."). Warto tu dorzucić jeszcze Dantego, który "Boską komedię" zakończył konkluzją, że miłość porusza cały kosmos.
Tak więc Jan Hartman zostawia nas z miłością i swój niepokojący tekst kończy zdaniem, które brzmi jak zaklęcie: Niech tak się stanie. Ale jak miałoby się to stać, aby miłość odnowiła oblicze człowieka w kluczowym momencie, gdy ma on, jak pisze profesor, zaprogramować na długie lata, a może dekady, sztuczną inteligencję jako nowy system, który człowieka obezwładni dając mu w zamian poczucie wygodnego komfortu? Tu znajduję pewną słabość tekstu Hartmana, tak jak wszystkich tekstów od zarania rodu ludzkiego i w ogóle wszystkich wysiłków człowieczych w dziejach.
O ile umiemy trafnie rozpoznać nasze położenie (tak jak przywołani przez autora wielcy filozofowie), o tyle nie potrafimy się kochać. Czemu tak jest, zastanawiał się Niemen w swojej najsłynniejszej piosence. Hartman porusza tu znowu niewygodny, bo niezgodny z hedonistyczną zasadą naszych czasów, wątek poświęcenia, gotowości ni mniej, ni więcej, do poświęcenia życia w imię miłości. Równie stary jak miłość, występujący już w najstarszych mitach ludzkości. Konkluzja wydaje się być niewesoła - życie jest wspaniałe tylko dzięki miłości, ale miłość zawsze zawiera w sobie, gdzieś na dnie, ni mniej, ni więcej, tylko śmierć. Żeby żyć godnie, trzeba żyć z poczuciem śmierci, z poczuciem koniec końców klęski. Żeby coś ocalić, trzeba coś stracić, i to nie coś spoza nas, ale z nas samych, trzeba się poświęcić, by nie rzec wręcz - ofiarować. Czy taki jest niedopowiedziany wniosek artykułu Hartmana? I jak zastosować tę niełatwą świadomość w dzisiejszej sytuacji, gdy widmo katastrofy zatacza coraz szersze nad nami kręgi?
Doceniam zarowno artykul makes i komentarz. Szacun x 2
Jak i komentarz. Klawiatura robi psikusy
"Lektura tego tekstu wciąga"
tak - cudny tekst, pięknie dobrane słowa...
"Tu znajduję pewną słabość"
otóż to...nie możemy w nieskończoność ignorować ograniczeń naszej inteligencji i naiwnie wierzyć, że z niej samej powstanie coś mocniejszego...a pomysł, że moglibyśmy to coś jakkolwiek kontrolować (naszą inteligencją)...no, naprawdę...;)
wszystko, co możemy zrobić, to wrzucić ziarenko do doniczki i poczekać...
a czy powinniśmy to zrobić, no cóż...w końcu miłość to poświęcenie.
pytanie raczej, czy możemy tego nie zrobić...
Odpowiedź na hamletowskie niemalże pytanie "po co żyjemy" jest prosta. Żyjemy tak jak rozwielitki, żółwie, oraz lwy po to by przekazać nasze DNA następnym pokoleniom. Zdaję sobie sprawę że wywoła to wielkie oburzenie, ale czy znajdzie się ktoś kto przeprowadzi dowód że się mylę.
Posiadamy świadomość, co jest powodem, że zadajemy spbie takie pytania i by poczuć się komfortowo, kreujemy różne cele, które w mniej lub bardziej szlachetny sposób odróżniają nas od rozwielitek. By osiągnąć zamierzone cele musimy zdobyć do tego niezbędne środki, gdyż bez nich niczego nie osiągniemy. Tutaj zaczyna się problem, bo osiągnięcie tych środków zależeć będzie od zdolności, bezwzględności, tzw. szczęścia i jak zawsze i wszędzie od stochastycznego przypadku.
Ten fakt właśnie stwarza filozofom i nie tylko, okazję by zastanawiać się i pisać o czyms, co wszyscy nazywamy życiem, lub co brzmi ciekawiej nad jego sensem. W tej zadumie przeważa jeden motyw który można opisać "idzie ku gorszemu". Jak zawsze winni są młodzi i ktoś tam jeszcze, ale piszący zapominają, że jako ludzkość wyposażamy samych siebie w coraz lepsze narzędzia, które kto wie być może kiedyś zwrócą się przeciwko nam, a bez wątpienia stwarzają coraz lepsze i wydajne możliwości jednostkom, bezwzględnym i moralnie upadłym. Ten rozwój "narzędzi" potocznie nazywamy cywilizacją okraszając tęże kulturą i sztuką. Ten rozwój możliwości niepokoi i stwarza złudzenie, że jesteśmy coraz gorsi. Myślę, że tak nie jest, poprostu jesteśmy w stanie osiągnąć więcej.
Rozwoju życia, cywilizacji nie da się ot tak zatrzymać. Nie można też liczyć na boską interwencję, chyba że ktoś jest przekonany, że zniszczenie Pompeii było dziełem boga przepełnionego miłością. Jedyne co mamy to rozum i doświadczenie, choć przepraszam, że do polityki wrócę w polskim społeczeństwie to nie działa.
jesli odrzucamy religie to milosc to kolejne procesy fizyko-chemiczne naszego ciala
jesli sie na to nie godzimy, to potrzeba jakiejs duszy, no i wchodzi bog, caly na bialo
tylko skoro mamy wszechmocnego boga, to my jestesmy w dupie bo nie wiemy, czy ktos unosi sie na wodzie, czy stoi na palach, czy sami tworzymy swoje zycie, czy ktos ciagnie naszymi sznurkami
nie dosc, ze rzeba kochac, to trzeba jeszcze wierzyc, bo takim przypadku bez wiary nie ma milosci
a jesli nie jest wszechmocny, to po kiego taki bog
wiec pozostane przy chemii
czyli dla wszystkich kazdego ranka koktajl oksytocyny, mdma, amfetaminy - aleluja i do przodu
U wszystkich gatunków łącznie z szympansami, z ktorym mamy w ponad 98 procentach identyczne DNA rządzi chemia. Dlaczego u nas miałoby być inaczej?
Albo z innej beczki. W genomie Europejczykow około 2 procent genów pochodzi od Neandertalczyków co dowodzi wzajemnych romantycznych relacji i bardzo bliskiego pokrewieństwa. Zachodzi więc pytanie czy bozia po ulepieniu naszego kuzyna z gliny itd. umieścił kuzynowstwo w raju? I jaka była przyczyna, że spotkali się z naszymi przodkami w lesie czyżby również zakazany owoc?
No i znowu masz rację - jednak chemia.
czarne lustro sprytnie i milo polechtalo ego profesora, poprzez utrafienie w jego upodobania, zgodnie z zasada, ze madry czlowiek to taki co potwierdza moje poglady, i wystrzal hormonow skonczyl sie przymusem napisania felietonu o milosci
ach ta nasza wolna wola
Kiedy zdamy sobie sprawę, że w niczym nie jesteśmy lepsi od rozwielitek, to wtedy będzie to dowód na miarę naszego człowieczeństwa....
Jedni zdają sobie z tego sprawę, inni nie. Czy to oznacza, że człowiek człowiekowi nierówny?
Pani pracuje zapewne w budżetówce. Patrząc z punktu widzenia kilku korpo (w którym byłem/jestemzatrudniony), NIKOGO nie obchodzi pielęgnowanie wewnętrznej niezależności (chociaż to bardzo ważne). Piękne słowa, ale obawiam się, że jak zwykle ludzie się obudzą, gdy braknie chleba (na co się nie zanosi).
Ale przecież chrześcijanstwo czyli przekaz sprzed 2 tysięcy lat jest głęboko humanistyczne, hasłem naczelnym jest Miłość czyli zaangażowanie w budowanie świata. Niestety idea chrześcijanska została zawłaszczona przez system feudalno-faryzejski i skupia się na jasełkach. Czas na zmianę świadomości!
nie, nie chrzescijański i nie religijny. Głęboko humanistyczny. Rzeczywistość idei opisywał już Platon i nie potrzebował do tego nakładek religijnych. Religia służy zupełnie innym celom, wręcz odwrotnym do opisanych w tekście. Proszę przeczytać uważnie np. mit o wieży Babel, zwłaszcza koncentrując się na tym, co chcą osiągnąć ludzie i czego tak naprawdę obawia się Bóg.
Może. Wydaje mi się jednak, że żadne przymiotniki nie są potrzebne temu tekstowi, aby doskonale funkcjonował.
chrześcijaństwo nie jest żadną miarą humanistyczne. Królestwo moje nie jest z tego świata, a pierwsze przykazanie dotyczy miłości Boga. Chrześcijaństwo jest transcendentalne ale w oparciu o Boga, który nam wszystkiego udziela (albo odmawia). Humanizm jest głęboko i na wskroś doczesny, liczy się człowiek. U Hartmana liczy się człowiek, miłość rozumiana jako relacja między ludźmi, a nie jako udział w miłości Boga.
A pro po wychowania po chrześcijańsku to dałem odpowiedź
w komentarzu do art. ,,Zakaz aborcji: to nie koniec, będzie jeszcze
gorzej" w odpowiedzi dojnej zmiany. Pasuje dobrze i tu.
Chrześcijaństwo Chrystusa i obecne chrześcijaństwo polskie to całkiem różne wartóści.
Rownie dobrze ten tekst moglby zostac zinterpretowany jako przeslanie taoistyczne lub buddyjskie.
Mógłbyś wyjaśnić proszę co to jest system feudalno-faryzejski?
Wnioskuję że jesteś osobą wierzącą, dlatego ośmielam się zapytać czego może się obawiać byt doskonały omnipotentny, dla którego nie istnieją granice niemożliwości?
Sianie waątpliwości pachnie herezją, więc należy się cieszyć, iż religia z której przelewa się miłość nie już takiej mocy sprawczej jak w czasach hiszpańskiej inkwizycji.
raczej nie, nie ma nic o paleniu na stosie ani o egzorcyzmach
Przeczytałem twoją opinię i zle zrozumiałem sens tego co napisałas. Przepraszam.
Bóg że Starego Testamentu i Bóg, rzekomo ojciec Chrystusa, to dwa całkowicie różne od siebie byty. Który z nich jest prawdziwy? Ja ośmielam się mniemać, że żaden.
To system, w którym funkcjonują kościoły tzw. chrześcijańskie, jak mniemam.
Ten sam byt, ino przemieniony/przemielony. Przecież Bóg Ojciec to zresocjalizowany przez śmierć Chrystusa Jehowa, ale cichosza, cichosza, bo chrześcijanie to wypierają raczej. :-)
Raskolnikow miał w zasadzie głęboko humanistyczne podejście do otaczającego go świata chcąc go naprawiać…koniec końców coś poszło nie tak.
Humanistyczna jest ideologii marksistowska a nie jakies tam ludzie pospolite wymysly
Posadzam Cie o antysemityzm
>>iż religia z której przelewa się miłość nie już takiej mocy sprawczej jak w czasach hiszpańskiej inkwizycji.
Ale co tak naprawde wiesz o Hiszpanskiej Inkwizycji (poza oczywiscie skeczem z MP)?
To, ze byla pierwsza/jednych z pierwszych instytucji przyznajacych oskarzonym prawo do obrony i dajaca czas na jej przygotowanie?
Czy to ze Ignacy Loyola (tak, ten sam. Swiety, ktory stworzyl zakon Jezuitow) byl przez nia 2 razy wieziony?
A moze to, ze wlasnie Inkwizytorzy doprowadzili do zaprzestania procesow o czary w Hiszpanii jakies 100-200 lat przed reszta Europy?
Czy tez to, ze - na tle i w przeciwienstwie do innych instytucji sadowych w tym czasie w Europie - wprowadzila drastyczne ograniczenie stosowania tortur w sledztwie?
Nikt sie tego nie spodziewal? No coz, nikt nigdy nie spodziewa sie Hiszpanskiej Inkwizycji!
A "programiści" i, oby! "programistki", sztucznej inteligencji lepiej, żeby byli chrześcijanami, taoistami, buddystami czy może konfucjanistami?
No popatrz. A taki prof.Hartman potrafił zasadzić taki tekścik nie będąc (jak sądzę) buddystą. Więc jak to jest? Czy JAKAKOLWIEK religia jest rzeczywiście niezbędna dla dorosłego człowieka?
Buddyzm , w swoich zasadach, nie jest religia. To sposob rozumienia swiata i uczciwego zycia.
Dla czlowieka niezbedne jest jedynie kilka rzeczy zapewniajacych fizyczne przetrwanie. Reszta to luksus.
Natomiast jesli pytasz, czy mozna zyc w spoleczenstwie i byc przyzwoitym czlowiekiem bedac ateista, to chyba Kotarbinski np. udowodnil to dawno temu.
—Veda Vyasa, Vishnu Purana
Niestety, w Polsce to chyba nie doczekasz. Ale jest taka mozliwosc dla cudzoziemcow w Szwajcarii, oczywiscie platna. W innych krajach trzeb byc ich obywatelem lub stalym mieszkancem.
twojej tak, ale twoich bliskich już absolutnie nie.
mówisz tak bo ich nie znasz
a jesli kochasz wnuka to popelnij samobojstwo jak najszybciej, tlen i woda staja sie bezcenne