Wzrost gospodarczy jest szkodliwy i trzeba zacząć budować „dobrobyt bez wzrostu".
Nie, nie przeżyłem gwałtownego lewicowego nawrócenia. To Maciej Jarkowiec tę tezę stara się udowodnić w błyskotliwym tekście „Zanim padnie ostatni słoń" („Magazyn Świąteczny" z 21 grudnia).
Mój redakcyjny kolega urodził się w 1977 roku. Pięć lat wcześniej ukazał się raport Klubu Rzymskiego „Granice wzrostu", w którym grupa ekonomistów biła na alarm z powodu wyczerpywania się surowców, zbyt szybko rosnącej populacji świata i zanieczyszczeń spowodowanych industrializacją. Blisko 50 lat po opublikowaniu raportu można stwierdzić, że większość ponurych prognoz się nie sprawdziła, a kraje, które poważnie je potraktowały, źle na tym wyszły. Raport zalecał na przykład ingerencję państwa w procesy demograficzne w celu ograniczenia przyrostu naturalnego. Chiny wprowadziły w 1979 roku politykę jednego dziecka, a dziś stoją w obliczu katastrofy demograficznej.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Gdyby nie Marks i Engels może dalej pracownik byłby niewolnikiem robiącym kilkanaście godzin na dobę za głodowa pensje. Dobrobyt zawdzięczamy poskromieniu kapitalizmu przez regulacje, socjal i ochronę pracownika. A co się tyczy Polski. Jesteśmy Bangladeszem Europy. Krajem skandalicznie niskich plac. Należało skończyć z polityką taniej siły roboczej jako zachętą dla inwestorów już 20 lat temu (rok 2000). Nie zrobiono tego i to jest JEDYNA przyczyna dojscia Kaczyńskiego do władzy i jej utrzymania mimo tego wszystkiego co oni wyprawiają.
Tymi tematami Gadomski nie interesuje się, nie pasują do jego neoliberalnych wizji. Świat według Gadomskiego, taki powinien być tytuł elaboratu.
Jakie to proste podnieść wynagrodzenia i jest juz dobrze. Cały świat powinien ją zastosować i mamy raj na ziemi.
To za mało, ale pewne jest, że gdyby zależało to od kapitalistów, to straszny wyzysk pracowników w tym i dzieci, trwałby do dziś.
ale żeby móc ten kapitalizm poskromić, to najpierw on musi się rozwinąć. Próby poskramiania kapitalizmu zanim zdoła on okrzepnąć prowadzą do gospodarczej katastrofy, patrz Rosja sowiecka i np. Indie w latach 60-80.
Konstatacja jest taka, że najpierw musieliśmy pozwolić się temu złemu kapitalizmowi jako-tako w latach 1990-2010 rozwinąć, a potem mogliśmy zabrać się za jego poskramianie, gdy już wiedzieliśmy że jest na tyle silny że to go nie zabije.
Pełna zgoda! Płace są skandalicznie niskie. Daj przykład innym przedsiębiorcom, podnieś wynagrodzenia swoim pracownikom nie dbając o to czy wzrost kosztów zostanie pokryty ceną. Jeżeli splajtujesz, to zostaniesz po prostu pracownikiem żądającym wyższych płac. Jeśli przekonasz szefa do swoich słusznych racji, to dostaniesz równie słuszną podwyżkę. Następnie firma szefa splajtuje, Ty poszukasz kolejnej pracy i tak dalej, i tak dalej.
Tu mógłbym się zgodzić. I jestem pierwszy który będzie bronił Balcerowicza. Słuchałem wywiadu z nim niedawno w RMF Classic i mówił zupełnie szczerze: nikt nie wiedział wtedy jak inaczej wyciągnąć gospodarkę na powierzchnię. Ja mu wierze.
=====ale żeby móc ten kapitalizm poskromić, to najpierw on musi się rozwinąć=====
Niekoniecznie, Czesi, Estończycy, Słowacy dali sobie radę od strzału.
Ależ straszny wyzysk pracowników, w tym dzieci, trwa. Zwłaszcza w krajach do których przeniosła się produkcja - w Chinach, Bangladeszu, Indiach i większej części Azji, w Afryce, gdzie dzieci pracują w kopalniach w warunkach zagrażających życiu, w Ameryce Południowej. Może istnieje na większą skalę, niż w początkach rewolucji przemysłowej! A i w Polsce nie trzeba długo szukać przykładów, choć może nie tak drastycznych.
Konstatacja Marksa, „spiżowe prawo płacy”, "że wysokość płacy roboczej w długich przedziałach czasowych jest określona przez minimum kosztów utrzymania robotnika i jego rodziny, wydaje mi się niezwykle trafnym spostrzeżeniem! Doprawdy, przecież cały czas to obserwujemy.
Wiem i dlatego to napisałam. Gdyby mogli nadal tak wykorzystywać Europejczyków i pracowników z innych rozwiniętych krajów, to nigdzie z produkcją by się nie wybierali.
W pierwszej kwestii, jak popatrzy się na dzisiejszą hierarchię zamożności państw per capita i to sprzed 40 lat to widać, jak mało się zmieniło. Taka Polska w 1980r. zajmowała miejsce 46 dzisiaj 45 (pkb per capita, licząc wg siły nabywczej pieniądza wg danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego). Mało tego, te regiony Europy które wyróżniały się bogactwem 1000 lat temu (pas od południowej Anglii, poprzez szeroką strefę wokół Renu aż do północnych Włoch, wyróżniają się nim i teraz. 200 lat temu Korea, Chiny czy Japonia nie miały wcale niższego poziomu gospodarczego niż ówczesny Zachód i wracają po prostu na swoje miejsce.
Co do zaś stosowania ściśle neoliberalnych metod bogacenia się, to w ciągu ostatniego półwiecza metody te nie dały ani jednego awansu do grona najbogatszych państw świata.
Odnośnie zaś podziału wypracowanych dóbr, czyli zagadnienia płac. Nie do przecenienia przy poprawie warunków pracy i płacy robotników była rola marksistów i związków zawodowych. Początki kapitalizmu to była przecież praca 12 godzinnie 6 dni w tygodniu, a zatrudniano chętnie i małe dzieci. Płacono zaś tyle, aby siła robocza z głodu nie umarła. Ani Adam Smith, ani kolejne pokolenia ekonomistów aż do XXw. nie rozumieli, że robotnicy to także konsumenci i bez dobrego ich opłacania i zapewnienia im czasu wolnego, nie będzie głębokiego rynku wewnętrznego.
Rosja, owszem, w l. 1906-1913 rozwijała się błyskawicznie, a zarobki robotników niewiele odbiegały realnie od ówczesnych zarobków robotników niemieckich. Realnie, bo nominalnie były nieco niższe, ale i znacznie tańsza była w Rosji żywność. Była to nie tyle zasługa dobrej woli kapitalistów, co krwawej rewolucji 1905r., w wyniku której wystraszeni fabrykanci bardzo poprawili warunki płacy i pracy robotników.
Popatrzmy na taką Polskę, ostatnich 30 lat. Gadomski zachwycał się nie raz szybkim tempem wzrostu gospodarczego. To fakt, jednak społeczeństwo dzisiaj znacznie mniej przychylnie patrzy na pomysły liberałów niż 25 lat temu, u progu drugiego Balcerowicza. Dlaczego? W międzyczasie nastąpił spadek udziału płac w pkb o 1/5: "Tymczasem, Polska pod względem udziału płac w PKB wypada bardzo blado na tle UE. Nasz kraj jest na prawie szarym końcu z wynikiem 48 proc. Średnia unijna wynosi 55,4 proc., podczas gdy np. w Słowenii sięga powyżej 60 proc. (kraj z najwyższym udziałem płac we Wspólnocie). Zdaniem analityków nasz kraj ma na koncie jeden z największych spadków udziału płac w PKB w całej UE. Od 1995 r. ten udział zmniejszył się o 8,9 punktu procentowego."
Gospodarka więc rozwijała się, z tym, że korzyści z tego nieproporcjonalnie dostał biznes. Gdyby otrzymać proporcje udziału płac na poziomie dzisiejszej Słowenii, to średnia pensja w Polsce by była o 25% wyższa.
wygrzebałeś gdzieś tę bzdurę i wszędzie ją wklejasz. Zdumiewające że w 1980 było rzekomo tak dobrze, że aż wybuchły strajki, największe w demoludach od 2.wojny. Ludziom w głowach się poprzewracało od socjalistycznego dobrobytu?
Za kasę z Watykanu i CIA
kanieszno, tawariszcz
Rewolucje nie wybuchają wtedy, gdy jest zupełnie źle, ale wtedy, gdy poprawia się zbyt wolno. A co źródła na rok 1980, proszę: wikipedia.org/wiki/Lista_pa%C5%84stw_%C5%9Bwiata_wed%C5%82ug_PKB_(parytet_si%C5%82y_nabywczej)_per_capita
Co do momentu wybuchu rewolucji to rewolucja 1980 r. nie poddaje się przytoczonej znanej tezie. Dobrze było do 1975, gdy PRL jechała na kredytach. Już ok. 1976 pierwsze kredyty trzeba było zacząć spłacać i wtedy zaczął się błyskawiczny zjazd soc-gospodarki. W 1979 już nie dało się w tym kraju żyć - dopiero wtedy wybuchły strajki. Wszystko to pamiętam, więc nie próbuj mi wciskać że było inaczej, i że w 1980 cieszyliśmy się wysokim poziomem życia.
Natomiast rewolucja czy raczej antyrynkowa i antydemokratyczna kontrrewolucja pisowska rzeczywiście wybuchła wtedy, gdy zaczęło się poprawiać, to tak na marginesie.
To są dane wg siły nabywczej pieniądza, oderwane od bieżących kursów walutowych. Nie znaczy to, oczywiście, że w 1980r. Polska miała szczególnie wysoki poziom życia - miała taki odpowiadający ówczesnej 46 pozycji, pomiędzy Brazylią i Algierią.
Oczywiście, zamieszki w 1976 i później w 1980 roku wynikały z różnicy poglądów na tempo poprawy warunków życiowych. Poprawiało się systematycznie, np. w 1976 roku zagwarantowano zakup 2 kg cukru na osobę, co było zdecydowanym postępem, bo nikt wcześniej tego nie zagwarantował.
Kłamstwo prędzej, czy później wybucha kłamcy w twarz.
Parytet siły nabywczej ma sens, gdy dobra są dostępne bez ograniczeń.
Twierdzenie, że Polak mógł kupić za swoją pensję 100 kg mięsa, a Francuz 150 jest g...prawdą, bo mógł kupić 2,5 kg na kartki.
W 2017 roku Polska była na 23 miejscu PKB wg siły nabywczej na 190 państw.
Należymy, jako społeczeństwo, do elity sytych, socjalnie zabezpieczonych i osobiście bezpiecznych. Taka jest prawda o drodze 1980 - 2020.
"W 2017 roku Polska była na 23 miejscu PKB wg siły nabywczej na 190 państw."
Na 45. Na 23 to jest raczej Dania :) .
Siła nabywcza pieniądza polskiego w 1980? A może warto zapytać, co można było za złote nabyć? Porównanie siły nabywczej do USA wyglądałoby tak: Amerykanin w warszawskiej restauracji zapłaciłby w 1970 (bo to pamiętam) za butelkę polskiego Żywca w Bristolu 10 zł = 1/20 dolara (+- według czarnego, czyli właściwego kursu ok 200zł/1USD)). Podobnie byłoby ze wszystkim innym.
64 m2 mieszkania w Gdańsku w 1986 kosztowało 3000 dolarów. Około 2 przeciętnych pensji USA, ponad 70 pensji Polaka!!!
Jak Pan chce to porównywać?
Socjalizm już mieliśmy...
W 1990 r Polska i Ukraina mialy mnierj wiecej podobny poziom życia i PKB. Dlaczego teraz polski PKB jest 3, niektórzy twierdza 4 razy wiekszy? Polska miala Balcerowicza , Ukraina niestety oligarchów i korupcje. Dzis nadgania ten stracony czas i życze by zropbili to udanie i szybko
No właśnie na tym polega parytet siły nabywczej. Zarobki Amerykanina oceniamy wg cen w USA a Polaka wg cen w Polsce. Mieszanie prowadzi do absurdu. Czy było w PRL lepiej, bo bilet do kina kosztował 30 centów a teraz 8 dolarów?
I puszczać powtórki
Witold Gadomski powinien spróbować sprzedawać swoje felietony na wolnym rynku, którego jest takim żarliwym obrońcą, przyspawanym od lat do etatu.
Faktycznie, jest to fascynujące, że naród jest stałe i wciąż taki naiwny jak byłem ja sam mając 7 czy 8 lat i pytając ojca czemu rząd nie rozwiąże wszystkich problemów drukując tony banknotów do rozdania obywatelom. Przy takim stopniu dziecięctwa polityków i ich wyborców Gadomski ma pewne utrzymanie z jednego artykułu, podobnie jak matematycy dowodzący, że dwa i dwa to cztery.
bardzo dobry postulat
Bo to tak, jak półanalfabecie tłumaczyć elementarz. Inaczej się nie - practice makes perfect, a materiał jest oporny :-)
Dokładnie :-)
(patrz mój komentarz poniżej)
Kapitalizm ma różne oblicza, kapitalizm skandynawski, zachodnioeuropejski, amerykański czy np. chilijski. W każdym przypadku inaczej rozwiazuje się podział dóbr.
W Skandynawii i Europie zachodniej najważniejszym czynnikie podziału dóbr jest regulacyjna rola państwa, które poprzez systemy podatkowe, regulacje prawa pracy zapewniają pracobiorcom godziwy udział w torcie dóbr wytworzonych w procesie gospodarowania.
W Stanach czy Chile mamy wolną amerykankę gdzie państwo w niewielkim stopniu ingeruje w podział dóbr, a prawo własności prywatnej stoi ponad prawem państwowym.
W Chile mamy takie wynaturzenia jak prywatna własność źródeł rzek co pozwala zmieniać ich bieg kierując je na własne plantacje upraw, pozbawiając mieszkańców dostępu do wody.
Ocena dzisiejszego kapitalizmu przez pryzmat doświadczeń XVIII i XIX wiecznych mija się z celem bo za dużo w świecie się zmieniło, a ekonomia nie jest nauką ścisłą więc zmienia się wraz z rozwojem ludzkości.
Dawny kapitalizm w pieniądzu wyrażał wartość dóbr wytworzonych, dziś pieniadza jest wielokrotnie więcej niż wytworzonych dóbr, stało się tak kiedy giełdy poprzez spekulacje zaczęły produkować pusty pieniądz, kiedy instytucje finansowe zamiast obsługi firm czy ludzi rozpoczęły działalność inwestycyjną, której wyrobem gotowym był pieniądz.
Mało kto wie, że banki kiedyś to nie były instytucje obliczone na zysk, one obracały depozytami klientów i udzielały kredytów, to właściciele depozytów zarabiali, a nie bank.
Od kiedy sektor finansowy zaczął dominować w obrocie gospodarczym, zaczął narzucać nowe reguły pozwalające produkować więcej pieniędzy zaczął się kryzys kapitalizmu.
Niestety dziś wartość pieniądza oderwała się od wartości dóbr materialnych i nie wiadomo co z tym zrobić.
A trzeba "coś z tym robić? Wartość pieniądza to rzecz umowna, która dzisiaj określa olbrzymi, globalny rynek forex. Oczywiście chodzi o pieniądz wymienialny.
Tak jak na rynku wiejskim kształtuje się cena jajek. Tylko skala jest inna.
No widzisz, cena jajek, a jaka jest cena 100 USD?
Bardzo mądra uwaga. To sektor finansowy wynaturza kapitalizm i należy zdecydowanie ograniczyć jego działanie do roli podstawowej.
to oczywiste dla każdego, ale Gadomski obwołał się samozwańczym obrońcą rzekomo zagrożonego wolnego rynku, który lewica rzekomo chce zlikwidować, i od lat tłucze na tym kasę.
Tak, rozmawiać trzeba o tym, czy to ok., że właściciel, zarząd i kadra kierownicza bogacą się kilkadziesiąt razy szybciej, niż pracownicy. To może być nawet w porządku, pod warunkiem, że pracownicy zarabiają bardzo dobrze, a nie ledwie na przeżycie i to słabe.
Wpadła mi w oko kiedyś myśl amerykańskiego ekonomisty sprzed wielu lat, który zapytany o to, ile powinien zarabiać robotnik, odparł - tyle, aby wychować następnego robotnika. Dla robotników i ich dzieci, kapitalizm nie przewidywał awansu społecznego, dobrego wykształcenia, bogacenia się. Powinno im wystarczyć, aby byli dobrze odżywieni i wychowali młodą siłę roboczą.
Na dodatek, odkąd nastała epoka postprzemysłowa, praca 80% z nas nie ma racjonalnego uzasadnienia i świat nic by nie stracił gdybyśmy jej nie wykonywali, a często wręcz by na tym zyskał. Ale musimy męczyć się „pracując”, bo tak każe najwyższy dogmat kapitalizmu, który jest absolutnie-nie-do-ruszenia.
najlepszy komentarz na tym forum - dobrobyt bierze sie stad, ze firmy kaza nam zap*rdalac nie wiedomo po co, zeby tylko wyrobic jakas wewnetrznie opracowana norme. a przeciez nikt juz nic nie produkuje, wszyscy tylko posrednicza i digitalizuja... aha, przepraszam, zapomnialem o afryce, chinach, bangladeszu i wszystkich innych krajach, o ktorych piszemy tylko wtedy, gdy tsunami przyjdzie albo jakas fabryka tekstylnego badziewia sie zawali
>każąc spędzać ją w nieprzyjaznym, stresogennym, rujnującym fizycznie i psychicznie środowisku zwanym pracą, w otoczeniu imbecyli zwanych współpracownikami i szefami
To ze względu na kapitalizm istnieje rzadkość dóbr?
No ale fakty się nie imają redaktora, po co komu jakieś fakty jak można od wielu lat ten sam felieton pisać.